18 dużo

5.7K 423 37
                                    

Przeżywam szok gdy wracam do domu i znajduję go na kanapie otoczonego toną książek. Siedzi pochylony nas stolikiem i ciągnie się za włosy. Trzaskam drzwiami, żeby zwrócić jego uwagę.

– O jesteś, nie chciałem przegapić twojego powrotu, więc uczę się tutaj.

Wygląda na kogoś kto nie jest zdolny do nauki, bo jest tak zmęczony.

– Dobrze się bawiłaś?

Nie wiem czy on pyta szczerze, ale w sumie czy kiedykolwiek mnie okłamał? Zachowuje się dziwnie, ale tak naprawdę może to jego normalny sposób bycia. Tylko gdy pije czy cokolwiek innego robi, wydaje się jakby zadowolony. To smutne.

– Chodź tu i usiądź tu ze mną.

Chyba zaczynam się go bać. Siadam naprzeciw go, na tym samym fotelu, na którym obserwowałam jak śpi.

– Nasze dziecko jest w tym tygodniu wielkości mandarynki – patrzy na mnie – Zrobiłem sok mandarynkowy.

Ten facet.... czuję ciepło na sercu z powodu takich rzeczy.

– Wiesz, co by było też fajne?

Kręcę głową, nie wiedząc, co powinnam powiedzieć.

– Gdybyś w każdym tygodniu robiła zdjęcie swojego brzucha.. to by była fajna pamiątka, Brenda.

– Dużo o tym myślałeś, Luke.

– Pomimo wszystko próbuję zrobić z tej ciąży fajne doświadczenie, wiesz przy tych porannych mdłościach i w ogóle, jednak rośnie w tobie życie, które stworzyliśmy.

– Mam ochotę cię uściskać – mówię odważnie – Jesteś czasem bardzo słodki.

Kąciki jego ust unoszą się ku górze, nie jest to pełen uśmiech, raczej to coś w rodzaju zawstydzonego uśmiechu.

– Możesz wypić mój sok w ramach podziękowań.

– Masz racje, nie będę cię ściskać, bo jeszcze ci się za bardzo spodoba i będziesz chciał zatrzymać mnie na zawsze.

– Zabawne, że to mówisz, bo jeśli się nie mylę to za trzy miesiące bierzemy ślub.

– Co to za ślub bez pierścionka zaręczynowego i gołębi?

– Taki ślub nie obowiązuje wierności?

– Dlaczego nasze rozmowy zawsze kończą się w takim miejscu? – pytam.

– Bo się nie znamy, Brenda.

– Gdy ostatni raz to powiedziałam...

– Bo w to wierzyłem – mówi – Ale to chyba bardziej skomplikowane.

– Nie było skomplikowane w tamtej szafie.

– Brenda..

– Nieważne – już powiedział wszystko na ten temat – Gdzie jest ten sok?

– Możesz wypić mój, a ja pójdę nalać sobie drugą szklankę – podsuwa mi pod nos swoją.

– Picie z jednej szklanki, cóż za odwaga.

– Odkąd ten facet się pojawił zrobiłaś się odważniejsza i mogę poczuć twój uśmiech, jakbyś uśmiechała się w środku. Twój głos się śmieje.

– Zabawne, że będziesz lekarzem, bo jesteś mistrzem słów.

– Właśnie o tym mówię. Wcześniej byś tak do mnie nie powiedziała.

Ma racje? Chyba tak.

Patrzę mu w oczy i próbuję jego mandarynkowego soku. Nie jestem zaskoczona, że jest dobry. Twierdzi, że nie jest dobrym kucharzem, ale do tej pory nie podał mi nic złego.

– Mandarynka pije mandarynki.

Klepię się po brzuchu, a po chwili przypominam sobie, że tam rośnie życie i zamiast klepnięć delikatnie go gładzę.

– Mandaryneczko..

Mogę poczuć na sobie wzrok Luke'a, który obserwuje bacznie moją dłoń.

– Hej, wiesz, co sobie właśnie uświadomiłam?

– Ono naprawdę tam jest – mówi szeptem – To pierwszy raz gdy dotykasz tak brzucha?

– Skąd wiesz?

– Widziałem przerażenie w twoich oczach gdy uświadomiłaś sobie, że go klepiesz.

Moja dłoń zatrzymuje się na wysokości pępka. Trzymam ją tam przyglądając się jego twarzy.

– Nasza mała mandarynka.

Z moich ust ulatuje chichot gdy mówi to z taką czułością.

– A to głos twojego tatusia – delikatnie masuję mój brzuch.

Siedzimy po przeciwnych stronach stołu i mogę poczuć buzujące w nas emocje. Głaszczę mój brzuch, chichocząc do siebie i uświadamiając sobie, że za pół roku naprawdę zostaniemy rodzicami.

– Powiesz mi gdy zacznie kopać?

Jestem w tej chwili tylko w stanie kiwnąć głową.

Noszę w sobie rozwijającą się mandarynkę. Cholera, chyba nigdy nie zdejmę już rąk z mojego brzucha.

Gdy później tego wieczoru mam iść spać, żeby nie być rano jak zombie, nie jestem w stanie tego zrobić. Zawsze śpię na brzuchu, a teraz czuję się jakbym dusiła moje dziecko. Wiercę się próbując znaleźć idealną pozycje, ale nigdy nie spałam na plecach i to wydaje się niemożliwe, żebym tak zasnęła. Kopię pościel, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca w tym łóżku. Jestem gotowa zadzwonić do Niny, żeby mnie stąd zabrała i sprawiła, że przestanę myśleć o dziecku.

Drzwi od mojego pokoju się otwierają. Podskakuję jak wariatka na własnym łóżku.

– Twoje łóżko strasznie skrzypi, co jest?

– Och, przepraszam, nie daję ci spać?

Przygląda się mojej piżamie, która jest prezentem od Niny. Długie puchowe spodnie i koszulka z długim rękawem we flamingi. Nie próbuję nikogo uwieść.

– No trochę.

Nigdy nie widziałam go w piżamie. Ma na sobie tylko spodnie dresowe, więc to żadna piżama.

– Co jest, Brenda?

– Dziecko, noszę w sobie dziecko. Nie mogę zasnąć na brzuchu, czuję jakbym..

– A plecy?

– Niesamowite, Sherlocku – burczę na niego – Jak na to wpadłeś?

–  Dobra, posuń się.

– Co?

– Brenda, nie rób z tego dziwnej sytuacji i po prostu się posuń.

Nie zamierzam więcej protestować. Robię mu miejsce na moim łóżku, w moim pokoju, a on kładzie się obok.

– I co teraz? – pytam nakrywając się kołdrą pod brodę.

– Nie wiem, myślałem, że jak już wskoczę ci do łóżka będzie łatwiej.

Wybucham śmiechem na te głupotę.

Luke wyciąga rękę, trochę po omacku, aż nie przerzuca jej nad moją głową i nie łapie mnie za ramie, żeby przyciągnąć mnie do siebie. Opieram głowę o jego ramie, a mój brzuch dotyka jego brzucha. Gdy przestaję się wiercić jego dłoń zaciska się na moim ramieniu.

– W porządku? Zaśniesz tak?

– Myślę, że mandarynce podoba się pomysł spania obok taty.

Nic więcej już nie mówimy, ale to wcale nie ułatwia mojego snu, właściwie przyprawia mnie o bezsenną noc.

Lost wedding rings |L.H|Where stories live. Discover now