Rozdział 16

838 65 22
                                    

Pierwsze, co poczułam, to ból głowy. Zaraz po chwili pojawił się też w prawym biodrze. Miałam zamknięte oczy, ale jakoś nie spieszyło mi się, żeby je otwierać. Nawet przez powieki domyśliłam się, że w pomieszczeniu jest jasno, gdziekolwiek się znalazłam. Było cicho, nie licząc sporadycznych piknięć i delikatnego szumu, więc zapewne trafiłam do szpitalnej sali. Świetnie, czyli nie umarłam. Sama nie wiem, czy się cieszyć, czy płakać. Z drugiej strony, jeśli rodzice się dowiedzą, będę miała solidnie przerąbane, a ktoś poinformuje ich na pewno. Ciekawe, co właściwie się stało po tym całym wypadku i ile już tu leżę. Całe zdarzenie widzę jak przez mgłę, wiem, że wpadłam na ulicę, pamiętam czerwony samochód, ale po tym nic, czarna dziura. Natomiast to, co stało się wcześniej, pamiętam doskonale. Wizja Darii i Elka wciąż tkwi mi gdzieś z tyłu głowy. Jego zadziwiająco przestraszone spojrzenie, złośliwy uśmiech rudej, coś było nie tak. I może nie w takim wymiarze, jak mi się wydaje.

Nagle do moich uszu dotarł dźwięk przypominający odgłos przychodzącej wiadomości. Był tak różny od reszty dźwięków, że głowę natychmiast przeszyła mi nowa igła bólu. Byłam pewna, że to nie mój telefon, mam inny dzwonek. Nawet nie wiem, co stało się z moją komórką, pewnie gdzieś przepadła, trzymałam ją przecież w dłoni, kiedy wbiegłam na skrzyżowanie. Zakiełkowała we mnie ciekawość, kto taki może znajdować się w pobliżu. Mimo wszystko nie otwierałam oczu, ani się nie poruszałam. Byłam dobra w udawaniu, że śpię, w domu sporo ćwiczyłam. Usłyszałam ciche pociągnięcie nosem, a po chwili poczułam czyjąś dłoń, ściskającą delikatnie moją.

- Przepraszam - szepnął znajomy głos - byłem debilem, wiem o tym, ale nie chcę, żeby tak zakończyła się nasza historia. Daria prosiła o lekcję gry na pianinie, to ona pisała te wiadomości. I nawet jeśli teraz mnie nie słyszysz, tak strasznie mi przykro. To moja wina. Nie zdziwię się, jeśli mi nie wybaczysz, ale proszę, spróbuj. Tak bardzo mi na tobie zależy. Wybaczysz...?

Byłam pewna, że to Mateusz, tak samo jak tego, że mówił prawdę. Uchyliłam powieki i ścisnęłam bardzo delikatnie jego dłoń, po czym ledwo zauważalnie się uśmiechnęłam.

- Jesteś głupkiem, ale wybaczam - szepnęłam, a już po chwili chłopak uniósł mnie pod ramiona kilka centymetrów nad materac i leciutko objął, jakby bał się, że się pokruszę. W tej samej chwili do sali weszła pielęgniarka.

- Panie Gajewski, proszę odłożyć dziewczynę z powrotem na łóżko - Mateusz wypełnił jej polecenie, lekko się rumieniąc, a kobieta zwróciła się do mnie - Natomiast ty powinnaś podziękować temu chłopakowi, bo gdyby nie skoczył za tobą i nie zepchnął cię z drogi, skończyłabyś dużo gorzej niż z obitym żebrem i zwichniętym nadgarstkiem.

Pielęgniarka podeszła do urządzeń monitorujących i sprawdzała odczyty czy coś, nieszczególnie się znam na takim sprzęcie. Bardziej zainteresowało mnie ostatnie zdanie. Musiałam zemdleć, ale to dzięki blondynowi nie skończyło się to gorzej. Uratował mnie, pobiegł za mną, mimo że nie musiał. Rzucił się pod samochód, żeby mnie odciągnąć, przy okazji ryzykując własnym zdrowiem. Rozejrzałam się po sali. Gdy kobieta w białym kitlu wyszła, zostaliśmy zupełnie sami. Pokój nie był duży, obok stało jeszcze jedno łóżko, ale było puste. Na stoliku nocnym dostrzegłam swoją komórkę, czyli prawdopodobnie przeżyła, to dobrze. Mateusz wpatrywał się we mnie z troską, siedząc na krzesełku przy łóżku. Naprawdę się martwił, zależało mu, widziałam to w jego oczach.

- Mówili, że wypuszczą cię za góra trzy dni - powiedział przyciszonym głosem - Będę przychodził codziennie, żebyś się nie nudziła - uśmiechnął się półgębkiem - Naprawdę mi wybaczasz?

- Tak, mój ty kochany ciołku. Jakby nie patrzeć uratowałeś mi życie - westchnęłam przeciągle, wciąż łupało mnie w czaszce - Moja komórka przeżyła? Muszę zadzwonić.

Chłopak podał mi telefon, a ja odblokowałam go i wyszukałam w kontaktach Martę. Kilka sekund się wahałam, ale nacisnęłam zieloną słuchawkę, z nadzieją, że przyjaciółka odbierze. Jeden sygnał, drugi, trzeci... Już miałam się rozłączyć, gdy usłyszałam cichy trzask, oznaczający odebrane połączenie.

- Marta? - zapytałam niepewnie.

- Tak, to ja. Słuchaj, myślałam dużo nad tym wszystkim i moja reakcja była stanowczo przesadzona i dziecinna. Strasznie mi przykro, nie chciałam, żeby tak to wszystko wyszło, wiesz jaka jestem. Przepraszam cię. Rozmawiałam nawet z Kornelią, ona myśli podobnie. Chciałabym pogadać z tobą na żywo, mogę wpaść? Zrobiłabym to wcześniej, ale nie miałam odwagi zadzwonić sama, przepraszam.

- Akurat nie ma mnie w domu - westchnęłam.

- A gdzie jesteś? Czy znowu kręcisz?

- W krakowskim szpitalu - odparłam, na co odpowiedziało mi głośnie wciąganie powietrza po drugiej stronie słuchawki - Spokojnie, nic poważnego, zresztą, opowiem ci później. Słuchaj, mam do ciebie ogromną prośbę. Mogłabyś w czwartek o osiemnastej wejść na kanał Atamilany?

- Ale po co? I dlaczego akurat wtedy? - zdziwiła się blondynka.

- Po prostu to zrób, dobrze?

- Dobrze. Wracaj do mnie szybko, wpadnę do ciebie w przyszły weekend - zapewniła mnie Marta i rozłączyła się.

Mateusz spojrzał na mnie z zaciekawieniem, jednak nie powiedział ani słowa. Ja też nie odezwałam się, natomiast weszłam na YouTube i opublikowałam wpis, a potem zrobiłam to samo na Facebooku i Instagramie. Pierwszy raz w historii zrobię streama na kanale, w ten czwartek o osiemnastej. Widziałam, że blondyn wyjmuje z kieszeni telefon i sprawdza powiadomienia. Jedna z jego brwi powędrowała do góry.

- Planujesz coś konkretnego? - zapytał z figlarnym uśmiechem, jednak z odrobiną niepewności.

- Żebyś wiedział. Muszę coś naprawić. Jak już mnie wypuszczą i tak będzie środa, pojedziesz ze mną do mnie do domu, żebym przypadkiem nie umarła gdzieś w pociągu? - uśmiechnęłam się prosząco, na co chłopak tylko się roześmiał i skinął głową.

Rozmawialiśmy jeszcze długo, aż dopóki pielęgniarka nie przyszła trzeci raz, żeby ostatecznie wygonić Mateusza, niemal wyciągając go z sali siłą. Miałam bardzo prosty i konkretny plan na czwartek. Dosyć miałam tego wszystkiego, ciągłego stresu i strachu. Miałam na kim polegać, teraz już byłam o tym przekonana w stu procentach. Nie chciałam robić nic wielkiego, chociaż i tak pewnie będę tak to odczuwać. Jednak nadszedł czas, żebym wreszcie przestała się podporządkowywać trendom i zdaniu innych ludzi. Mam swoje poglądy i niech o tym wiedzą. Niech poznają mnie taką, jaką jestem, a nie taką, jaką chcą mnie znać. A jestem szalona, czasem nieodpowiedzialna i niezrównoważona, ale jeśli ktoś będzie chciał mnie lubić taką, na pewno mu nie zabronię. Zamknęłam oczy. Było jeszcze wcześnie, ale i tak czułam się niemiłosiernie zmęczona. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

~~~

Powróciłam szybciej, niż się spodziewałam. Żyję podobnie jak moja bohaterka, chociaż ostatnio mam sporo problemów, ale mniejsza z tym. Do końca tygodnia powinien pojawić się kolejny, prawdopodobnie ostatni przed epilogiem rozdzialik. Gdy skończę tę opowieść, mam zamiar zacząć publikować historię inspirowaną fnaf'em, ale do tego jeszcze z tydzień.
Dziekuję serdecznie za 700 oczek pod tym czymś, nie spodziewałam się, że ktoś w ogóle tu zajrzy. Jednocześnie na "14 dniach" wybiło 13 tyś, za co także jestem niebotycznie wdzięczna.
Trzymajcie się ciepło, uczcie pilnie i do następnego.
Ata

Zakochana w kosmosie || ElevenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz