Rozdział 24

397 23 3
                                    

Miałam rację. Marta wyjaśniła całą sprawę z Rafałem Michalinie i oczywiście była już nastawiona na jutrzejszą imprezę. Ja natomiast zupełnie nie mogłam skupić się na lekcjach. Robiłam notatki mechanicznie i nawet nie wiedziałam, o czym był temat. Byłam zbyt podekscytowana wizją nagrywania filmów z Unboxall'em. Co więcej jechałam do niego już dzisiaj i wieczorem miałam zobaczyć go na żywo. Nie mogłam się doczekać, ale jednocześnie niemiłosiernie się denerwowałam.

Nie chodziło o to, że miałam go zobaczyć na żywo. To była bardziej niesamowita możliwość, żeby poznać bliżej kogoś, kogo lubię na filmach i zobaczyć, jaki naprawdę jest. Nie chodziło nawet o to, że będę nocować u niego w domu albo o to, że nie wiem, co w ogóle będziemy robić. Bardziej stresowałam się tym, że to on pozna na żywo mnie i nie chciałam, żeby się zawiódł. To, że lubi moje filmy to jedno, a to jak zachowuję się w rzeczywistości to coś zupełnie innego.

O trzeciej po południu zajmowałam już miejsce w pociągu nastawiona na sześciogodzinną podróż. Wyciągnęłam z plecaka zgarniętą z półki w ostatniej chwili książkę. Nawet nie patrzyłam na tytuł, kiedy ją pakowałam. Wiedziałam tylko, że była nowa i jeszcze do niej nie zaglądałam. Dopiero teraz spojrzałam na okładkę. Vertical, może być. Science-fiction zawsze spoko. Otworzyłam na pierwszej stronie, ale nie zdążyłam przeczytać nawet trzech zdań, gdy dosiadła się do mnie jakaś rozentuzjazmowana dziewczyna.

Nieznajoma prezentowała się dosyć osobliwie. A przynajmniej zaciekawiła mnie na tyle, że odłożyłam powieść na kolana i przyjrzałam się jej uważnie. Dziewczyna nie była wysoka, mogła mieć góra metr sześćdziesiąt. Wyglądała na szczupłą, choć nie byłam w stanie stwierdzić tego z całą pewnością przez jej ubranie. Miała na sobie jasnożółtą koszulkę z krótkimi rękawami, za dużą o co najmniej dwa rozmiary, związaną w supełek nad prawym biodrem. Do tego dołożyła szeroką spódnicę za kolano, zwężaną w pasie, w kolorze przejrzałej pomarańczy. Włosy kontrastowały z ubiorem, ufarbowane na fiołkowo i latające na wszystkie strony. Co najciekawsze, nie miała butów, ani nawet skarpetek. Chodziła zupełnie na boso.

Ciężko mi nawet powiedzieć, że usiadła na fotelu obok mnie. Ona nie usiadła, ona opadła na ten fotel tak lekko, jak płatek śniegu opada na rękawiczkę. Rzuciła na podłogę obszarpany plecak typu kostka we wzory moro, a spódnica zafalowała przy wywołanym podmuchu. Ta dziewczyna wydawała mi się tak bardzo z innego świata, że straciłam pewność, czy przez wejście do tego pociągu nie przeniosłam się do innego wymiaru. Jednak pozostali pasażerowie wyglądali jak najbardziej zwyczajnie. Nieznajoma musiała zauważyć, że na nią patrzę, bo uśmiechnęła się szczerze i radośnie.

- Cześć, mam na imię Franciszka, ale możesz mówić po prostu Franka - wyciągnęła do mnie dłoń, którą uścisnęłam.

- Miło mi. Ja jestem...

- Czekaj, nie mów! - przerwała mi - Sama zgadnę. Jesteś... Agata. Mam rację?

- Taaak... Skąd wiedziałaś? - wydało mi się to lekko podejrzane.

- Nie wiedziałam - wzruszyła ramionami - Po prostu wyglądasz na taką, co ma na imię Agata. Lubię zgadywać imiona ludzi. Nie dość, że to frajda, to prawie nigdy się nie mylę. Możesz mnie sprawdzić. Dawaj - mówiła z taki entuzjazmem, że nie byłam w stanie nawet pomyśleć o tym, żeby jej odmówić.

- No dobra. To jak ma na imię tamten koleś? - wskazałam siedzącego po drugiej stronie faceta w garniturze.

- Takie proste? Ten szacowny biznesmen ma na imię Grzegorz - uśmiechnęła się chytrze.

Już po chwili pojawiła się obok niego kobieta, zapewne żona. Zaczęła na niego narzekać językiem, którego z pewnością nie powinno się używać w pociągu, a on rozpoczął bezowocny proces uciszania jej. W pewnym momencie rzeczywiście zwróciła się do niego "Grzesiek". Nie mogłam uwierzyć.

- Niezłe. Mogę zapytać dlaczego chodzisz bez butów?

- Już zapytałaś, jednocześnie pytając o pozwolenie. Odpowiedź na pierwsze pytanie brzmi "tak". Nad drugim musiałabym się zastanowić. Jest lato i jest gorąco. Po co mam zakładać buty?

- Jest środek września - wskazałam za okno, gdzie rozpętała się akurat ulewa. Pogoda była wybitnie nie letnia.

- No przecież mówię! Dla mnie lato trwa cały rok. Tak jest dużo łatwiej, bo się nie gubisz kiedy zaczyna się jaka pora roku. Poza tym to dużo pozytywniejsze, w lecie też są deszcze, jeśli nie zauważyłaś tego wcześniej. A jeśli chodzi o buty, to zakładam je, kiedy muszę. Teraz zdecydowanie nie muszę, tak podpowiada mi ten deszcz. Jest ciepły i przyjazny. To recepta na bycie szczęśliwym człowiekiem.

- Nie noszenie butów w deszcz? - uniosłam brwi, patrząc na Frankę niepewnie, a ona tylko roześmiała się perliście.

- No coś ty! Jeśli chcesz być szczęśliwa, nie przejmuj się deszczem. Myśl o tym, że jest lato, a deszcz zaraz przejdzie i pokaże się tęcza. Latem często widuje się tęcze. Poza tym sprzedam ci przyjacielską poradę, jak człowiek człowiekowi i jak przyjaciel przyjacielowi. W wejściu do domu pogłaskaj kota, zyskasz jego sympatię już od progu. Uwierz lub nie, ale ten kot to droga do sukcesu.

- Jaki kot? O czym ty gadasz? - czułam się coraz bardziej zdezorientowana.

- No jak to jaki kot? Nie jedziesz do Pawła Smektalskiego? Ten kot mówi, czy ktoś jest dobry czy zły. To naprawdę działa. A może i nie, tylko ludzie tak gadają, żeby wzmocnić wrażenie? Nieważne, zapomnij o tym - ponownie się roześmiała, a ja zastanawiałam się, czy przypadkiem nie jestem w ukrytej kamerze.

- Skąd wiesz, do kogo jadę? Kto ci powiedział?

- O jejku! - wykrzyknęła, spoglądając na nadgarstek, na którym z pewnością nie było zegarka - To moja stacja. Wybacz, ale miło się rozmawiało. Pa!

- Ale jeszcze nawet nie ruszyliśmy...

Franka jednak zupełnie się tym nie przejęła. Podniosła swój zdezelowany plecak i lekkimi skokami pokonała wagon, po czym niemal dosłownie wyfrunęła na peron, delektując się deszczem. Ja natomiast siedziałam na fotelu i czułam się permanentnie zagubiona. Co tu się do cholery jasnej właśnie wydarzyło?! Jakaś losowa dziewczyna wie, dokąd jadę i widzi imię człowieka jak napisane na czole. Może ona była tylko wizją? W sumie byłam dzisiaj w klasie chemicznej, może rozlał im się wcześniej jakiś kwas albo coś i Franka była tylko moją chorą halucynacją?

- Przepraszam - odezwałam się do mężczyzny w garniturze - Widział pan tę dziewczynę, która była tutaj przed chwilą?

- Robisz sobie ze mnie żarty dziecko? - wyglądał na zdenerwowanego - Nie jestem ślepy, a biegającego słoneczka ciężko nie zauważyć, nawet jeśli ma tylko metr sześćdziesiąt wzrostu. A teraz daj mi pracować.

Czyli jednak nie była halucynacją. Więc kim? Zachowywała się jak na prochach, ale przecież jej nie znam. Poza tym, nie licząc niepojętego moją skalą entuzjazmu, wydawała się w miarę normalna. To znaczy, poza tym czytaniem ludziom w myślach. Zresztą mówiła też w dość dziwny sposób. Sama nie wiem, czy cieszyć się, że wysiadła, czy raczej żałować. Usłyszałam dźwięk dzwonka, z zaraz potem drzwi się zamknęły.

Pociąg nareszcie ruszył, przede mną sześć godzin jazdy, a potem Warszawa. Wyjrzałam jeszcze przez okno, kiedy opuściliśmy stację i dostrzegłam stojącą w chaszczach Frankę, zrywającą przekwitnięte mlecze.

~~~

Jak się zapewne domyślacie, Franka jest ważną i niebywale znaczącą postacią.
Rozdział trochę o niczym, ale w następnym już pierwsze spotkanie z Unboxall'em, więc wyczekujcie go na dniach.
Ata

Zakochana w kosmosie || ElevenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz