3. ŚRODA

497 70 16
                                    

W tajemnicy przed ojcem i Danielem, matka zaciągnęła mnie do lekarza. Narzekanie nie wchodziło się grę. Mama załatwiała takie sprawy krótko. Lekarz albo komputer, postawiła ultimatum. Wybór okazał się więc oczywisty. Internista dokładnie przebadano mój nos, siny bok i żebra.

— Ma pan jedynie obicia, nic złamanego. Czy to wynik wypadku? — zapytał i posłał mi badawcze spojrzenie.

— To po pobiciu — odrzekła z rozdrażnieniem matka.

— Rozumiem. — Lekarz obejrzał mój nos jeszcze raz. — Gdzie boli najbardziej?

— Narzekał na żebra — wtrąciła matka.

— Umiem mówić — mruknąłem.

— Skończysz osiemnaście lat, będziesz mówił za siebie!

Lekarz posłał mi współczujące spojrzenie i odwrócił się, aby sprawdzić coś w dokumentacji. Zapragnąłem, aby ten cyrk już się skończył.

— Skoro to pobicie, jesteście państwo świadomi, że należy zgłosić je na policję? — rzekł spokojnie, jakby chciał zapobiec kolejnym wybuchom mojej matki. Ona, słysząc to, prychnęła.

— Proszę się nawet nie trudzić. Szkoła już to zrobiła.

— Co? — zapytałem ze zdumieniem. Wzrok matki stał się wymowny i świdrujący, dlatego pożałowałem, że się odezwałem.

— Nie tutaj, Leight. Skup się na badaniu, a nie na formalnościach dorosłych.

***

Matka skłamała przed lekarzem w sprawie szkoły. Robiła się nieznośna tylko w stresujących sytuacjach, bo gdy wróciliśmy do domu, przytuliła mnie, przeprosiła, a na polepszenie humoru, zrobiła budyń. Na obiad zrobiła pyszną zapiekankę, a potem pozwoliła iść spać. Zajęła się swoją pracą, a ja, mając dzień wolny, położyłem się na łóżku. Nie wychodziłem z pokoju przez długi czas. Zdrzemnąłem się, brzuch bolał nieco mniej. Potem zaczęła boleć mnie głowa, ale nie od pobicia, ale od moich kumpli.

Ari złapał Papayę na przerwie, a ona zdradziła, co się stało. Garan był z nimi, dlatego nic nie zatrzymało tej wieści. W szkole nie należałem do specjalnie rozpoznawalnych. Byłem jednym z tych, co nie pchali się do pracy, nie robili z siebie idiotów i nie przyciągali nadmiernej ilości kłopotów. Pod żadnym względem, nie wyróżniałem się wśród swoich kolegów, dlatego gdy dowiedzieli się o pobiciu, od razu stały się cuda.

Na grupie chłopacy pytali, ile razy dostałem. Dziewczyny martwiły się, czy bardzo mnie boli. Oszalałem, ale z drugiej strony, dostarczyłem im trochę rozrywki. Abelard z maturalnej pobity na przystanku — szkolny korytarz zapewne huczał od plotek. Najświeższą relację złożyli mi Ari z Garanem, zadzwonił w trakcie przerwy. Pogadaliśmy chwilę. Wspólnie obiecaliśmy zemstę, potem oni wrócili na lekcję, a ja poszedłem spać. Przynajmniej tak planowałem. Gdy już miałem zasnąć, otrzymałem wiadomość od obcego numeru:

Komuś jednak nie spodobało się, że komiks wygląda lepiej, niż przedtem?

Zgłupiałem, a gdy zrozumiałem, o co chodziło, uśmiechnąłem się. Zapisałem numer mojego zastępczego wychowawcy, tak, aby nie martwić się nieznanymi numerami.

L: Nie. To raczej coś we mnie nie przypadło mu do gustu.

S: Dziwny człowiek. Znasz go?

L: Nie. Pierwszy raz go widziałem.

S: Co Twoi rodzice na to? Czy sprawa jest gdzieś zgłoszona?

L: Nie. Nie ma czego.

S: Nie żartuj. Przecież to przestępstwo!

L: Proszę mi wybaczać, ale... nie. Takie jest ich ostatnie zdanie.

S: Może zrobić to szkoła.

L: Niech mi Pan nie robi problemów. Wszystko wyjaśnię.

S: Dobrze. Będziesz jutro w szkole?

L: Tak.

S: Świetnie. Jutro będę was pytać, więc przypomnij kumplom.

L: Psor nie ma litości...?

— Ty debilu! — zakląłem. Zanim pomyślałem, wysłałem odruchowo wiadomość. Zagryzłem wargi, gdy chwili otrzymałem odpowiedź.

S: Strony 156 - 164, 166 - 171. Za mało litości?

L: Nie! Dziękuję!

S: Przekaż to reszcie, żeby nie miauczeli, że jestem taki bez litości. Do jutra.

L: Do widzenia.

Przeczytałem tę rozmowę raz, potem kolejny i kolejny. Springsteen chciał coś ze mnie wyciągać, tak sądziłem. Może nie dogadał się z nikim innym? Był nowy, klasa go nie znała, a ja... też go nie znałem. Ale to mogło się zmienić. I tak się stało.

DRUGS, SUCKS & SAUSAGESWhere stories live. Discover now