5. PIĄTEK

612 70 47
                                    

Niecierpliwe oczekiwanie na koniec szkoły zdawało czuć od jej progu. Wszyscy chcieli wrócić do domu. Nie to, co ja. Mogłem pozostać w szkole najdłużej, jak najdalej od nadchodzącego wieczoru. Cały dzień spędziliśmy na zajęciach zawodowych. Wszyscy głowili się nad programowaniem. Wszyscy, tylko nie ja.

Nikomu nie powiedziałem, że Springsteen zaproponował wyjście do muzeum. Gdyby ktoś się dowiedział, zapadłbym się pod ziemię ze wstydu. A on, gdy minął mnie na korytarzu, posłał szeroki uśmiech. Nie odezwał się jednak, zajęty rozmową. Od Papayi widziałem, że jej znajome szukały sposoby, jak zagadać młodego nauczyciela. Ten zachwyt zażenował chłopaków. Papaya spędziła z nami przerwę, dzieląc się tymi rewelacjami.

— Chciałbym, aby ta jego laska kiedyś tu przyszła — odparł Ari, a Papaya prychnęła.

— Jasne. I co byś zrobił, co?

— Popatrzył sobie, a co?

— A na innych nie możesz?

— Mogę. Albo i nie.

Wymieniłem z Garanem zaskoczone spojrzenia. Słuchałem i nie miałem wątpliwości, że otaczający nas ludzie wpisywali się w osobną kategorię dziwności.

***

Wracając do domu autobusem, myślałem nad napisaniem wiadomości. Mogłem skłamać, że zmagałem się z bólem głowy, że ktoś znów mnie zaatakował, że źle oddychałem, że mi matka zakazała. Że mi wstyd, że nie będę czuł się w towarzystwie dziewczyny psora. Że nie chodzę do muzeum, bo jestem gówniarzem, który traci czas przy komputerze.

— Pierdolę to — mruknąłem pod nosem. Garan i Ari posłali mi zdumione spojrzenie, śmiejąc się naraz.

— Gdybyś jeszcze miał co — wtrącił Garan. Zmarszczyłem brwi.

— No tak. Bo ty masz lasek na pęczki.

— A nie ma? — zarechotał Ari. — Jego babcia, siostra babci, sąsiadka babci, sąsiadka sąsiadki...

— Morda! — zawołał Garan głośno, że nawet kierowca spojrzał na nas. Wstrzymaliśmy rechot, zachowując się już przykładnie. Potem wypalił:

— Wpadamy dzisiaj do Ari? Pogramy, wypijemy piwo, pogadamy. Leight, idziemy, nie?

— Co? Nie — odparłem pośpiesznie. — Matka panikuje, pogadam z nią dzisiaj.

— Jasne. To jutro?

— Zobaczymy, czy będę w stanie — powiedziałem, zerkając na godzinę. Miałem czas aby wrócić do domu, zjeść coś i wymyślić tysiąc kłamstw, dlaczego nie przyszedłbym na wystawę.

***

Zapaliłem papierosa, tak publicznie i bez krępacji, skupiając się, aby nie uciec spod muzeum w Yeeds. Remoterno słynęło ze swoich zbiorów — gromadziło najwspanialsze dzieła sztuki, prawdziwe perły dziedzictwa narodowego. Wszystkiego dowiedziałem się, czytając wiadomości z internetu. Zabezpieczyłem się na wypadek, gdyby Springsteen spytał mnie o coś. Nie chciałem wyjść na zwykłego oszołoma. Stałem tak przed czasem, czy jeszcze mogłem uciec. A może było już za późno?

Rozglądałem się po ulicy, a także po gmachu muzeum. Dostrzegłem plakaty informujące o wystawach, w tym o jednej, szczególnie ciekawej. Prezentowano na niej szkice mistrzów animacji ze studia filmowego Yazzo. Każdy z moich kumpli oglądał kreskówki z tego studia, a ostatnio dodali nowe odcinki starej serii, dlatego zaczęliśmy się nią fascynować. Postacie z ich bajek pojawiały się też w komiksach, w każdej księgarni, gdzie spędzałem długie godziny, planując zakup nowego tomu.

DRUGS, SUCKS & SAUSAGESWhere stories live. Discover now