14. NIEDZIELA

447 57 10
                                    

         Papaya nigdy wcześniej nie czuła się tak podekscytowana, jak w dniu, gdy towarzyszyłem jej w trakcie wolontariatu. Trajkotała przez całą drogę, jak wspaniale, że jechaliśmy razem. Nie miałem przecież wyjścia, ale jednocześnie, nie narzekałem. Mogliśmy spędzić ten czas razem. Z Sho też.

Wczesny poranek w szkole dalej nie przyniósł powodów do narzekania. Chociaż nosiłem ciężkie pudła do samochodu, byłem dzielny. Sho także nosił kartony do swojego auta. Gdy mnie zobaczył, powiedział, żebym trzymał się blisko niego. Pokiwałem ochoczo głową. Nie zamierzałem przebywać z innym nauczycielem.

Ostatni karton znalazł się w minivanie. Dziewczyny z wolontariatu zebrały się przed szkołą, a ich opiekun przeliczył wszystkich.

— Jedziemy na trzy samochody, inaczej nie da rady — powiedział do drugiej nauczycielki. Ona miała prowadzić minivana, on i Sho swoje samochody. Powód moich dobrych myśli odchrząknął.

— Mogę wziąć cztery osoby — oznajmił i skinął na mnie. Szybko wskazałem na Papayę.

— Bierz dwie koleżanki, jedziemy z Sho — nakazałem. Moja siostra zrobiła wielkie oczy.

— Jak to? Z nim? Leight...

— Nie gadaj, bierz koleżanki i wsiadajcie do auta.

Trzy głupiutkie dziewczyny nie potrafiły wydusić z siebie słowa, gdy znalazły się w samochodzie obiektu ich plotek, który zaś zachowywał się, jakby pod wpływem ich maślanych spojrzeń, stracił resztki pewności siebie. Gdy siedzieliśmy w aucie, spojrzał na kierownicę tak, jakby dotykał jej po raz pierwszy. Westchnąłem cicho i wskazałem na odjeżdżającego minivana.

— Nie wiem, gdzie jest ten dom starości. Dziewczyny też nie wiedzą.

— Ja też nie. Nie możemy ich zgubić.

— Musimy najpierw ruszyć.

— Już włączam silnik. Taki niecierpliwy?

— Tak — odparłem powoli.

Sho zachichotał i zerknął w lusterko na dziewczyny. Udawały, że mają ciekawsze rzeczy do robienia, niż przysłuchiwanie się naszej rozmowę. Zerknąłem ukradkiem na Papayę. Moja siostra wyglądała, jakby znalazła się w raju. Posłałem jej wymowne spojrzenie, a ona wywróciła oczami.

— Bogowie — mruknąłem pod nosem. Sho ruszył wtedy spod szkoły.

***

— Panie młody — ktoś delikatnie dotknął mojego ramienia — poczytasz mi?

Co? Jak? Chwila. Musiałem wrócić myślami do miejsca, gdzie stało moje ciało, bo mentalnie odleciałem w inną galaktykę.

Przyjechaliśmy do domu spokojnej starości, a dziewczyny, przywitały się serdecznie z mieszkańcami. Seniorzy ucieszyli się na widok wolontariuszy. Wspólnie rozmawiali, żartowali, a później przeszli do konkretów, czyli gry w monopoly. Ktoś stoczył partyjkę szachów, ktoś zasiadł przy fortepianie. W domu spokojnej starości panowała atmosfera, której wcześniej nie doświadczyłem. Dziewczyny znalazły w swoim żywiole i wiedziały, co robić, ja nie bardzo. Kiedy więc starsza kobiecina zapytała mnie, czy jej poczytam, nerwowo zacisnąłem pięści.

— Mogę, proszę pani. Ale będę dukać.

— Dlaczego?

— Bo... dawno nie czytałem na głos.

— Co? — zapytała kobiecina z chichotem. — Nadzieja naszego kraju w ludziach, którzy dukają...

— Może dukają, ale potrafią polepszyć system komputerowy, który przydziela sprawniej wizyty do lekarza — odciąłem się.

DRUGS, SUCKS & SAUSAGESजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें