24. ŚRODA

375 49 8
                                    

Po raz pierwszy od dłuższego czasu, nie miałem najmniejszego problemu, aby skupić się na lekcji. Sho poszedł spać, więc nie pisaliśmy ze sobą, nauczyciel mówił sensownie, a żaden z moich przyjaciół nie pytał, dlatego uciekłem w poniedziałek. Wszystko zdawało się być takie, jak być powinno. Nawet wieść o tym, że przybiłem pokojową piątkę z Redrensem dotarła do moich kolegów. Zacząłem zastanawiać się, kto był tak paskudną plotkarą. Miałem swoje podejrzenia, którymi podzieliłem się z Ari i Garanem, gdy wychodziliśmy ze szkoły. Wzruszyli jedynie ramionami, po czym spojrzeli po sobie. Natychmiast zrozumiałem, że coś się stało.

— Wiecie, nie przeszkadza mi to. Tylko jest trochę upierdliwe i... Sam nie wiem — powiedziałem pierwszą lepszą bzdurę.

Opuściliśmy teren szkoły, więc skręciłem w lewo, w stronę przystanku. Chłopacy udali się jednak w prawo. Zdziwiłem się na ich zachowanie.

— Ej, ale autobus...

— Nie pieprz, tylko chodź! — zawołał Garan, stanowczy jak nigdy. Serce zabiło mi szybciej na myśl, że rzeczywiście coś mogło się stać. I dlaczego Ari milczał? Mogłem się tego dowiedzieć, idąc za nimi.

Przez dłuższy czas szliśmy w ciszy, spoglądając na ulicę, przejeżdżające samochody i siedzibę Papirusów. Potem Ari skręcił w lewo, idąc trasą autobusu. Wtedy poczułem, że zawibrował mi telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni i zobaczyłem, że napisał Sho. Nie spał już, przyszedł do niego lekarz. Dostał jakieś leki, które pomogły na ból, ale trochę otępiały, dlatego mógł być nieco ospały i...

— Leight — rzekł nagle Garan. Schowałem telefon do kieszeni, patrząc na nich pytająco.

— Powiecie mi w końcu, po co ta szopka? I dlaczego macie takie miny? Ej...

Garan szturchnął Ari, ten poczerwieniał. Obaj wlepili oczy w chodnik. Zrobiło mi się słabo na ich kombinacje.

— Chłopaki, prosto z mostu. Znamy się tyle lat i...

— No właśnie się znamy i problem jest taki, że chyba nie do końca — zaczął Garan. Ari zacisnął nagle pięści i stanął w miejscu.

— Tak nie można! Może tylko nam się wydaje, a...

— Przecież sam mówiłeś, że...

— Garan, ale nie tu... Nie teraz! Może on...

— Jak nie teraz, to nigdy! — Garan uparł się, wsadził ręce do kieszeni i spojrzał mi w oczy. Ari nie mógł. Zasłonił dłońmi twarz, wstrzymując oddech.

Poczułem, że zawirowało mi w głowie. Coś w pękło, rozpadło się na pół, nie mogło utworzyć ponownie całości. Zagryzłem wargi, czekając na ruch Garana. On, patrząc tak uważnie na mnie, postanowił przełamać barierę milczenia.

— Wiesz, Leight... Znamy się tyle lat, my szczególnie. Potem doszedł Ari, i dzięki bogom, bo byś zgłupiał ze mną, ale... Jeśli mamy ciągnąć to dalej, mamy być ze sobą szczerzy, okej? — zaczął.

Przebiegły mnie po całym ciele dreszcze. Bo jeśli oni wiedzieli, byłem skończony. Poczułem, że zapiekły mnie oczy.

— Dobra. Coś zrobiłem, tak?

— Tak — odrzekł pozornie spokojnym głosem. — I dobrze wiesz, co. Czy nie?

— Nie... Nie wiem... Ja...

— Dobra. — Garan skrzyżował ręce na piersi, patrząc mi w oczy. — Żeby było jasne. Ja i Ari jesteśmy twoimi kumplami, tak? Na dobre i złe, bez względu na wszystko?

— Tak. Na dobre i złe.

— Ari? — Garan skinął na niego. Ten także wstrzymał łzy w oczach. Na ich widok zadrżało mi serce.

DRUGS, SUCKS & SAUSAGESOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz