Rozdział 3

22.6K 772 37
                                    

Moja konfrontacja z Nicolaiem przebiegła spokojnie. Obyło się bez latających talerzy i tym podobnych przedmiotów. Nie kryłam się jednak z faktem, że mnie irytuje. Cały ten hałas o nic. Władca chciał po prostu towarzyszyć nam przy spotkaniu z matką. Nic już z tego nie rozumiem. Dom Niny znajduje się około godziny drogi od posiadłości. Jedziemy dwoma samochodami. Nadal dziwi mnie to, jak znalazłam się w samochodzie z Aristowem. Mam szczęście, że towarzyszy mi Ruby. Przez całą drogę jedziemy w ciszy, jednak cały czas wzrok mężczyzny jest skierowany na mnie.

Wysiadamy. Nie czuję nic, żadnego stresu czy żalu. Zwykłe spotkanie. Lydia wchodzi do domu pierwsza i nie sili się na pukanie, krzyczy na całe gardło, że już jesteśmy.
Wnętrze domu jest przestronne i przytulne. Zwykły dom. Z jednego pomieszczenia wychyla się głowa  kobiety. Zapewne to jest Nina. Na jej twarzy wyraźnie widać zmarszczki. W porównaniu do niej mój ojciec się trzyma dość dobrze, również miał wiele stresu w końcu prowadzi interesy. Niekoniecznie legalne.
Łyżka, którą kobieta trzymała w dłoni wypada. Wpatruje się we mnie, a jej oczy robią się coraz większe. Lydia przytula ją, a ta oddaje uścisk. Z tyłu czuję jak napiera na mnie Nicolai i szepcze do ucha, że mam podejść i się przywitać. Moja noga z wielką siłą wędruje i depta jego stopę, a mężczyzna zaczyna się krztusić i wpatrywać we mnie z niedowierzaniem. Ja tymczasem spoglądam na niego beznamiętnym wzrokiem. Nie ze mną te numery. Nie będzie mi mówił co mam robić, nie jestem jednym z jego osiłków. Ponownie patrzę w kierunku Niny.

- Córeczko-szepcze. Chyba myśli, że paroma słodkimi słowami nadrobi stracone lata, Jest w błędzie. Nie jestem jak Lydia, nie wybaczam szybko i pamiętam długo.
- Teraz jestem twoją córką? – pytam spokojnie. – Przyjechałam aby cię zobaczyć, nie zamieszkam tu, ani nic z tych rzeczy. Za dwa dni planuję powrót – mówię chłodnym tonem. Na moje słowa wszyscy patrzą na mnie z niedowierzaniem. Wszyscy oprócz Ruby, ona jedyna jest po mojej stronie.
- Ale jak to? Dlaczego tak szybko? Nie doszłaś jeszcze do siebie po postrzale, nie jest wskazanie aby w takim stanie latać samolotami – moja siostra bombarduje mnie ciągiem słów.

Wzdycham.

- Namawiałaś mnie na poznanie matki, od samego początku nie byłam do tego pozytywnie nastawiona. Gdy zostałam postrzelona uznałam, że lepiej zrobić coś i żałować, niż nie zrobić nic. To dlatego tu jestem.
- Błagam powiedz jej coś – Lydia zwraca się do Ruby.
- Zawsze jestem po stronie Audrey. Jeszcze tego nie zauważyłaś? – pyta opryskliwie moja przyjaciółka.
- Może usiądźmy przy stole – nieśmiało proponuje Nina. – Już zaparzę herbaty.
- Ja podziękuję. Dzisiaj już dość wypiłam – zerkam z lekkim grymasem na Aristowa. Ten jakby wiedząc, że na niego patrzę posyła mi łobuzerski uśmieszek.
Prycham pod nosem i kieruję się za resztą, która już zdążyła wejść do pokoju, w którym mieliśmy usiąść. Poczułam jak moja ręka zostaje splątana z dłonią Nicolaia. Gwałtownie ją wyrwałam i czym prędzej usiadłam na wolnym miejscu. Pech chciał, że obok mnie na kanapie było wolne miejsce, które zajął mafioso. Im bardziej się od niego oddalałam, tym bardziej on się przybliżał. Wreszcie dałam za wygraną, a on zadowolony objął mnie ramieniem.

- Nie pozwalaj sobie – wyszeptałam do jego ucha.
- Dotykam to, co moje – mruknął do mnie i puścił oczko.

Niby gdzie jest ten zimny szef wielkiej mafii? Jak na razie zachowuje się jak nastolatek w czasie dojrzewania. Pcha łapy tam gdzie nie trzeba i rządzi się jak król. Dobrze, że za niedługo stąd wyjadę. Nie wytrzymałabym w tym wariatkowie.
Nina przynosi herbatę i kładzie ostrożnie na stole, odkłada tackę i siada naprzeciwko mnie. Jaj dłonie przykrywają moje, oczy patrzą z nadzieją. Aristow zaczyna gładzić moje ramię. Najwyraźniej wyczuł jak się spięłam na dotyk matki. Szybko wyszarpuję ręce i patrzę na nią spod przymrużonych powiek ze zmarszczonym czołem.

- Przepraszam – szepcze. – Nie chciałam cię urazić.
- Mogłaś pomyśleć o tym dwadzieścia cztery lata temu – odpowiadam opryskliwie.
- Przepraszam. Wiem, że nie mogę ci w żaden sposób wynagrodzić straconych lat, lecz pragnę abyś mnie wysłuchała.

Unoszę brew, dając jej tym samym znak, że jej słucham.

- Byłam młoda, gdy pojechałam do Stanów, tam poznałam twojego ojca. Byłam w nim bardzo zakochana i stało się. Zaszłam w ciążę. Nie mogłam zostać, zostawić rodziny. Po twoim urodzeniu Kenneth od razu zabrał cię…
- Tak, tak, znam tą historię na pamięć. Ojciec mnie zabrał i nie pozwolił abyś mnie zobaczyła po urodzeniu, nie podał ci płci i pozwolił wujkowi Paulowi na informowanie cię co rok, jak sobie radzę. Może jakieś konkrety?
- Audrey! – krzyczy Lydia. – Jak ty się odzywasz do mamy? Może jesteś zraniona ale to nie powód do tego, żeby być niemiłym i chamskim.

Moja głowa automatycznie obraca się w kierunku siostry. Lustruję ją uważnie wzrokiem.

- Ta kobieta jest dla mnie obca, nie znaczy dla mnie więcej niż zwykły pieszy na ulicy. Gdyby chciała to sama mogłaby mnie odszukać, a nie wysyłać własną córkę. Twój ojciec nie żyje, więc postanowiła skorzystać z jego śmierci i odnaleźć dziecko zostawione na pastwę losu. Śmierć wujka Paula nie jest żadnym wytłumaczeniem. Coroczne telefony do tej kobiety z informacją o mnie mogły najzwyczajniej w świecie mu się znudzić.

Nastała niezręczna cisza. Każdy w pomieszczeniu jest zdziwiony moim opanowaniem i lodowatą aurą. Nie bez powodu w szkole mówili na mnie ,,królowa lodu’’.

- Wychowywał mnie ojciec wraz z kobietami z burdelu. Myślisz, że miałam normalne dzieciństwo jak ty? Musiałam szybko dorosnąć i zacząć dbać o własny interes, inaczej te kurwy weszłyby mi na głowę. Tata nie miał czasu cały czas mnie niańczyć. Jego też przerosła ta sytuacja, ale on jest człowiekiem, któremu zawdzięczam wszystko. Jest najważniejszą osobą w moim życiu. I kobieta, która uważa się za moją matkę nigdy nie będzie chociaż w małym stopniu tak ważna jak on – kończę swoją wypowiedź.

Szok maluje się na twarzach zebranych osób. Lydia patrzy na mnie ze strachem i współczuciem. Tego ostatniego akurat potrzebuję najmniej. Już dawno życie nauczyło mnie, że nikt mi nic nie przyniesie na złotej tacy. Na wszystko trzeba sobie zapracować. Mój charakter wynika w głównej mierze z warunków, w jakich się wychowałam. Tata nie zawsze mógł być przy mnie, a mimo to się starał.

W pomieszczeniu rozlega się donośny szloch. Starsza kobieta płacze. Moja siostra natychmiast do niej podbiega i tuli próbując uspokoić rozdygotane ciało. Nie mam wyrzutów sumienia. Powiedziałam najszczerszą prawdę. Myśli, że jeśli zainteresowała się mną po takim czasie, to zostanie matką roku, a ja rzucę się w jej ramiona. Nic bardziej mylnego. Gdybym nie została postrzelona w walce o tereny Kennetha to moja noga w życiu nie pojawiłaby się w tym kraju. Bliskie spotkanie ze śmiercią uświadomiło mi, że nie powinnam zostawiać niedokończonych spraw. To dlatego tu jestem.

- Byłaś zbyt szorstka, ale lubię cię w takim wydaniu. To sprawia, że jestem podniecony – mówi do mojego ucha Nicolai i chwyta moją dłoń nakierowując do swojego krocza. Szybko zerkam w tamtym kierunku. Faktycznie widać znaczne wybrzuszenie. On musi mieć giganta w spodniach. Po chwili dociera do mnie co robimy i całą się spinam. Wyrywam rękę i szybko wstaję.

- Nie dotykaj mnie – syczę.

Kieruję się do wyjścia.

- Popatrz co narobiłaś – mówi Lydia. – Gdybym wiedziała, że będą z tobą takie problemy to wybiłabym mojej mamie ten głupi pomysł sprowadzenia cię tu! – zabolało.

Nawet taki zimny potwór jak ja ma uczucia.

- Będę w hotelu – rzucam na odchodne. Ruby natychmiast znajduje się przy mnie.
- Poczekaj. Wybacz mi kochanie! Córeczko poczekaj! – krzyczy Nina.

W tym momencie nic mnie nie zatrzyma. Poczułam się zraniona. Nie mam zamiaru dłużej przebywać z nimi w jednym pomieszczeniu. To boli…

Wystarczy wybaczyć Where stories live. Discover now