Rozdział 36

16.5K 683 55
                                    

Dzień po moich zaręczynach zaczęły się przygotowania do przyjęcia z tej okazji. Parę dobrych dni planowano każdy krok, menu i wiele innych rzeczy. Impreza miała się odbyć w naszym nowym domu i miała być już jutro. Każdy zajmował się swoimi sprawami, nie było miejsca na żadne niedociągnięcia. Dla mnie nie było nic do roboty. Mój narzeczony kazał mi odpoczywać i nie nadwyrężać kostki, która już mnie nie bolała. Prezenty zaręczynowe już zaczęły do nas przybywać. Byłam zdumiona ich ilością i wytwornością.

Nicolai był naprawdę kimś ważnym i każdy chciał sobie zaskarbić jego sympatię.

Po raz drugi mierzyłam moją sukienkę, którą założę jutro. Rosjanin jeszcze jej nie widział, ale jestem pewna, że nie byłby zbytnio zadowolony z tego co mam na sobie i jak będę się jutro prezentować. Moja kreacja była długa do ziemi i w kolorze czarnym. Piersi były zasłonięte dwoma pasami w kształcie litery ,,x'', które były na tyle cienkie, że ledwo zasłaniały mój biust, pomiędzy pasami był czarny przezroczysty materiał. Moje plecy były przykryte tylko tym cienkim materiałem, a dół sukni rozciągał się prosto na dół. Z boku było rozcięcie prawie do bielizny zmysłowo ukazujące moją nogę.

Nicolai padnie.

Klamka w drzwiach poruszyła się, a ja podskoczyłam przerażona. Mój niecierpliwy narzeczony dobijał się do mnie od kilkunastu minut. Szybko ściągnęłam suknię i włożyłam zwykłe ubrania, starannie ją ukrywając w garderobie. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je z rozmachem, przez co mężczyzna wpadł na mnie i niemal mnie przewrócił.

- Dlaczego się zamknęłaś? – zapytał jednocześnie podtrzymując mnie w swoich ramionach.

- Mierzyłam ubranie na jutrzejsze przyjęcie – wzruszyłam ramionami i zrobiłam niewinną minę.

Aristow zmarszczył brwi.

- Jeśli przez przyjęcie z okazji zaręczyn chowasz przede mną sukienkę, to nie chce wiedzieć co będzie z suknią ślubną.

Roześmiałam się i pocałowałam go w policzek.

- Zrobię dla ciebie wszystko – powiedział, a ja momentalnie posmutniałam.

- Już i tak robisz dużo – szepnęłam. – Wiem, że już o tym rozmawialiśmy ale proszę cię sprowadź Ophelię z powrotem. Ona jest tam całkiem sama...

- Ta decyzja nie należy do mnie, jednak jeśli cię to uszczęśliwi to Salvar zgodził się aby wzięła udział w przyjęciu.

- To ja ją namówiłam aby przyleciała tu ze mną. Źle się czuję, przez to że jest sama w obcym kraju. To ona powinna decydować o sobie, a nie ludzie, których nie zna. To nie w porządku – wydusiłam z siebie, a mafioso tylko westchnął.

- Dzień, w którym postawiła nogę w tym kraju, był dniem w którym skończyła się jej wolność. Nie mnie decydować o jej losach, nie mam władzy w kwestii jej pokrewieństwa – wziął mój kosmyk i schował mi go za ucho.

- Mam tylko nadzieję, że przetrwa to wszystko i wyjdzie z tego silniejsza – wyszeptałam.

~~~~

Byłam przerażona. Bałam się, że jeśli zrobię coś źle Nicolai może wypaść na głupca przed swoimi ludźmi i pobratymcami. Kilka godzin dzieliło mnie od przyjęcia, a już czułam jakbym miała zwymiotować. Nie mogę zrobić z siebie pośmiewiska, inni mogliby przez to zakwestionować władzę mojego narzeczonego, a tego bym nie chciała. Nie zniosłabym myśli, że to przeze mnie ma kłopoty.

Fryzjer i makijażyści robili co mogli, abym wyglądała pięknie i świeżo ale na mojej twarzy przez cały czas gościł grymas spowodowany strachem.

Czas leciał nieubłaganie szybko. Całe szczęście, że była ze mną Ruby. Jej obecność powodowała, że czułam się odrobinę bardziej pewnie. Starała mi się przypomnieć te wszystkie momenty, gdy musiałam skopać dupę paru klientom knajpy ojca – Raven's. Tak to były pamiętne czasy...

- Powinnaś już się ubrać – oznajmiła Ruby biorąc do ust winogrono, które leżało na półmisku z owocami.

- Wiem – zgodziłam się nią niechętnie i chwyciłam sukienkę.

Weszłam do łazienki i ściągnęłam to co miałam na sobie. Przez chwilę patrzyłam na siebie w lustrze po czym założyłam sukienkę. Oczywiście miałam problem z zamkiem, więc wyszłam z pomieszczenia i poprosiłam Ruby o pomoc. Wygładziłam suknię i obróciłam się energicznie.

- Wyglądasz cudownie – uśmiechnęła się dziewczyna. – Na dole są już prawie wszyscy. Nicolai zaraz po ciebie przyjdzie.

- Wolę sama go poszukać.

Pomimo protestów za plecami wyszłam z pokoju. Pierwsze ruszyłam do jego gabinetu. Już miałam chwycić za klamkę, lecz usłyszałam wyraźny kobiecy śmiech. Zmarszczyłam brwi. Nie zrobiłby mi tego.

W myślach starałam się jakoś uspokoić ale nieprzyjemny szept z tyłu głowy nie dawał mi spokoju. Z rozmachem otworzyłam drzwi i zamrugałam szybko powiekami na widok, który zastałam.

Nicolai siedział na swoim krześle, a przed nim siedział Salvar wraz z jakąś ponętną blondynką, która opierała się na o niego całym ciałem. Oczywiście na dźwięk hałasu wszyscy skierowali oczy na mnie. Nie speszyłam się. Zmierzyłam dwójkę ludzi spojrzeniem i podeszłam do narzeczonego. Nie kryłam lekkiej pogardy dla Salvara. Uratował mi życie, jestem mu wdzięczna, jednak to co robi, jak kombinuje i miesza mnie denerwuje i strasznie drażni. Najchętniej opowiedziałabym Ophelii wszystko co wiem ale obiecałam Nico, że nie będę się wtrącać. Kazał mi przysiąc, że nic nie powiem.

Przysięgłam.

- Jestem gotowa – oznajmiłam i pocałowałam go w policzek. – Jeśli ty tu jesteś to znaczy, że wypuściłeś Ophelię? – pytam Salvara lekko ironizując.

- Ależ oczywiście. Pojawi się w odpowiednim momencie – nic nie powiedział na mój ton.

Mój Rosjanin uśmiechnął się do mnie czule, wstał biorąc moją rękę i złożył  na niej delikatny pocałunek. Nieznajoma kobieta została mi przedstawiona, miała na imię Sophia. Po pierwszym wrażeniu wiedziałam, że jej nie polubię. Nie mogłam jednak powiedzieć tego samego o niej. Całą drogę do schodów przymilała się do mnie. Byłam zdezorientowana, ponieważ nie mogłam zidentyfikować czy naprawdę ma charakter słodkiej idiotki, czy tylko taką udaje.

Nasi towarzysze zeszli pierwsi po schodach, a my czekaliśmy. Nicolai wziął mnie pod rękę i zaczęliśmy schodzić ze szczytu.

W trakcie drogi usłyszałam komentarz dotyczący mojej kreacji.

- Zerwę ją z ciebie, gdy będziemy sami i już zawsze będę pilnował co na siebie zakładasz – jego ponętny głos sprawił, że zrobiłam się mokra w dolnych partiach ciała. W odpowiedzi ścisnęłam mocniej jego ramię i oznajmiłam, że już nie mogę się doczekać.

Przez całą naszą wędrówkę głosy na sali powoli milkły, aż zrobiło się całkiem cicho. Aristow poprowadził nas na środek, tak aby każdy mógł nas zobaczyć i zaczął mówić donośnym głosem.

- Przedstawiam wam moją narzeczoną. Moją przyszłą żonę – Audrey Creed – moją miłość.

Na jego słowa wstrzymałam oddech. Odwróciłam wzrok od ludzi na sali i obdarzyłam go najbardziej czułym spojrzeniem jakie kiedykolwiek mogłam z siebie wykrzesać.

Wszyscy obecni ludzi unieśli do góry kieliszki i jednym haustem wypili trunek.

- Powinienem ci to powiedzieć dopiero po ślubie ale nie mogę się powstrzymać – szepnął mi na ucho mój mężczyzna.

- Co? – zapytałam niepewnie.

- Witaj w rodzinie...

Wystarczy wybaczyć Where stories live. Discover now