Rozdział 26

17.8K 673 59
                                    

Rano budzę się przed Aristowem. Szybko wyplątuję się z jego ramion i czmycham do łazienki. Wykonuję poranne czynności i wychodzę z pomieszczenia. Moje zdziwienie jest wielkie, gdy okazuje się, że w łóżku nie ma mężczyzny. Podchodzę do toaletki i wiążę włosy w kucyka. W lustrze widzę Rosjanina. Patrzy na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Ręce trzyma w kieszeni.

- Musimy porozmawiać.

- Niestety muszę się z tobą zgodzić – ironizuję. – Miejmy to już za sobą.

Mężczyzna prowadzi mnie do pomieszczenia, o którym nawet nie miałam pojęcia. Jego gabinet jest starannie ukryty w plątaninie korytarzy. Jestem pewna, iż nie trafiłabym tu po raz drugi bez przewodnika. Pokój jest w tej części posiadłości, którą uznawałam za zakazaną. Teraz już wiem dlaczego.

Gabinet jest utrzymany w ciemnych barwach. Na ścianach króluje zieleń, a naprzeciwko drzwi jest ciemne masywne biurko i wygodny fotel. Ściana za biurkiem jest regałem zapełnionym po brzegi książkami. Wszystko jest utrzymane w gustownym stylu.

Zostaję pierwsza wpuszczona do środka. Od razu siadam na fotelu za biurkiem i kręcę się na nim w koło. Zatrzymuję się i posyłam mu ironiczny uśmiech.

- A więc to tak czuje się pan i władca, wielki mafioso.

Mężczyzna prycha i podchodzi do mnie. Jego ręce układają się na oparciach fotela, a on sam nachyla się nade mną. Rozdmuchuje mi kosmyki włosów z twarzy i patrzy prosto w oczy.

- Skończmy tą dziecinadę. Chcę rozpocząć z tobą normalny związek. Jeśli trzeba, będę się o ciebie starał jak zwykły facet, chociaż to będzie trudne, jednak nie skreślaj mnie.

- Nie uważasz, że po tych kłamstwach nie masz prawa żądać ode mnie czegoś takiego? – pytam chłodnym tonem. Mrużę oczy i mimowolnie odsuwam się od niego.

- Nie okłamałem cię, wymijałem prawdę - prycham na jego stwierdzenie. Kręcę głową i uważnie spoglądam w jego oczy.

- Czego tak właściwie ode mnie chcesz? Co sprawiło, że postanowiłeś jak to wszyscy twierdzą... zapewnić mi bezpieczeństwo? – mrużę oczy i robię złowrogą minę.

Mężczyzna uśmiecha się czule i zaplata kosmyk moich włosów na swój palec.

- Zacznijmy od początku. Jak już kiedyś wspomniałem pomogłem twojemu ojcu tylko ze względu na ciebie – przerywa na chwilę i uważnie śledzi emocje kłębiące się na mojej twarzy. – Może to co teraz powiem jest dziecinne i głupie ale moje uczucia są prawdziwe. Dwa lata temu byłem w Detroit. Tak się złożyło, że przejeżdżałem obok Raven's. Już wtedy znałem twojego ojca. Chciał nawiązać współpracę, nie było to dla mnie opłacalne, więc odmówiłem. Wszystko się zmieniło po spotkaniu ciebie.

- To niemożliwe, nie znam cię tak długo – mówię zdumiona.

- Nie przerywaj – z jego ust wydobywa się warkot. – Już wtedy pracowałaś w tej knajpie. Zobaczyłem cię po raz pierwszy, gdy uspokajałaś pijany tłum przed barem. Byłaś taka stanowcza, a oni potulni. Zapragnąłem cię. Można powiedzieć, że zauroczyłaś mnie na miejscu samym wyglądem i obyciem. Fakt, że nic o tobie nie wiedziałem denerwował mnie. Wtedy też spotkałem się z Pattersonem. Był szczerze zdziwiony moją wizytą, po tym jak odrzuciłem jego chęć nawiązania kontaktów. Wiedziałem, że ten lokal był jego, ale nie spodziewałem się, że okażesz się być jego córką. Twój ojciec wiedział, że Blackshot chce zdobyć jego tereny, wiedział również o zaaranżowanym małżeństwie przez twojego dziadka. Dogadaliśmy się w twojej kwestii. Ja miałem mu pomóc zachować tereny i zapewnić ci bezpieczeństwo, co znaczyło, że oddaje cię w moje ręce. Obaj byliśmy zadowoleni, Kenneth wiedział, że przy mnie będziesz bezpieczna i nie spadnie ci włos z głowy. Przez ponad rok była cisza, nic nie zagrażało tobie i twojemu ojcu, więc usunąłem się w cień. Dopiero, gdy zaczęły się problemy zdecydowałem abyś mnie poznała, niestety nie zareagowałaś tak jak planowałem, a do tego zostałaś postrzelona. To mnie prawie zabiło, czuwałem przy tobie dzień i noc.

Wystarczy wybaczyć Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz