Rozdział 4

21K 752 9
                                    

Zaraz po wyjściu z domu Niny Malkov miałam zamiar udać się do hotelu. Zostałam jednak siłą zaciągnięta do samochodu Aristowa. Ten facet ma tupet. Nie wiem czego ode mnie chce. Jego zachowanie już dawno przekroczyło skalę. To już nawet nie wygląda na zaloty. Chodzi za mną jak pies za kością. Czuję się niezręcznie, zupełnie jakbym był osaczona. Po raz kolejny tego dnia siedzę wraz z Ruby w samochodzie irytującego osobnika.

- Mógłbyś nas zawieść do hotelu – pytam uprzejmie.
- Nic z tego, będziecie moimi gośćmi – odpowiada chrapliwym głosem Nicolai.

Cały czas na mnie patrzy, nie potrafię zebrać moich myśli. Mam wrażenie, jakbym nie panowała w ogóle nad sytuacją, jakby wszystko uciekało mi przez palce. Nienawidzę tego uczucia. Nie lubię być bezsilna, czego idealnym przykładem było osłonięcie przeze mnie mojego tatę. Mam nadzieję, że Aristow nie ma zamiaru nas przetrzymywać. Z resztą mój ojciec by na to nie pozwolił. Postawiłby cały świat do góry nogami, aby ratować mój tyłek. Nicolai jest nieobliczalny, nigdy nie wiadomo co mu siedzi w głowie. Rozszyfrowanie tego człowieka jest dla mnie niemożliwe. Jego wzrok cały czas jest skupiony i jednocześnie taki beznamiętny. Każdy jego gest i słowo jest idealnie wyważone. Dla niego nie ma miejsca na jakąkolwiek pomyłkę.

Z rozmyślań wyrywa mnie dźwięk telefonu. Sprawnie wyciągam przedmiot i spoglądam na wyświetlacz. Od razu na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Dzwonił Jason. Moja druga bratnia dusza, nie licząc Ruby. Jakimś nieznanym dla mnie cudem, zawsze stoją za mną murem. Choćbym miała najdziwniejsze pomysły, gdybym obraziła wszystkich ludzi świata, oni zawsze będą ze mną. Jest mi ciepło na sercu. Odbieram połączenie.

- Masz tyle pieniędzy, że dzwonisz aż tutaj? – pytam poważnym tonem, na moich ustach błąka się jednak mały uśmiech.
- Chcę wiedzieć co słychać u mojej przyjaciółki. Nic się nie odzywasz. Nie wiem czy doleciałyście bezpiecznie, czy rozbił się samolot lub czy zostałyście porwane. Martwię się – powiedział z przejęciem. – Jednak myślę, że nawet jeśli doszłoby do którejś z tych rzeczy to twoja aura pokryłaby ich wszystkich lodem – w tym momencie wybuchł niekontrolowanych śmiechem.

Obydwoje towarzyszy oczywiście usłyszało Jasona. Ruby patrzyła na mnie z politowaniem, zaś Aristow zrobił się bardziej ponury.
- Jestem pewna, że dołączyłbyś do tych nieszczęśników.
- No nie bądź taka. Opowiadaj jak pan ponurak. Swoją drogą tworzylibyście zgraną parę. On – król ciemności, a ty królowa lodu. Łącząc wasze geny mielibyście piękne dzieci… - nie kończy, gdyż mu przerywam.
- Wypluj to – ciężkie słowa wychodzą z moich ust. – Obecnie jesteśmy przetrzymywane wbrew naszej woli – celowo mówiąc to patrzę wprost na mężczyznę. Na jego twarzy pojawia się przebiegły uśmieszek.
- Biedaczek stracił głowę dla ciebie. Nie wie jeszcze w co się pakuje – już mam odpowiedzieć jakąś ciętą riposta jednak ten mnie wyprzedza. – Muszę kończyć. Nie zabij pana ponuraka. Całuski – cmoka parę razy i kończy połączenie.

Przez chwilę siedzę dalej trzymając telefon przy uchu. Właśnie dociera do mnie co powiedział Jason i jestem na niego cholernie wściekła. Jednak jak na mnie przystało nie pokazuję tego po sobie.

- Kiedy będziemy na miejscu – pyta Ruby ziewając.
- Właśnie dojechaliśmy.

Faktycznie jest tak jak powiedział. Byłam zbyt pochłonięta rozmową z przyjacielem, żeby zauważyć, że zbliżamy się do posiadłości. Ponownie stajemy przed budynkiem otoczonym bluszczem. Mężczyzna prowadzi nas do środka. Jeden z ochroniarzy oznajmia nam, że nasze bagaże znajdują się w pokojach. Nicolai przywołuje do siebie Aleksandra – szefa ochrony.
- Pokaż proszę przyjaciółce mojego ważnego gościa, gdzie znajduje się jej pokój.

Ruby niepewnie patrzy na mnie, na co nieznacznie kiwam jej głową. Dziewczyna rusza za Borisovem. Gdy zostajemy sami nie omieszkuję zepsuć mu trochę humoru.

- To było chamskie – mężczyzna unosi jedną brew w zdziwieniu. – Potraktowałeś ją jak balast.

Aristow szybko pokonuje dzieląca nas odległość, chwyta mnie jedną ręką w pasie, a drugą mój policzek, nakierowując mój wzrok na siebie. Uważnie patrzy mi w oczy. Ja również spoglądam w jego i wstrzymuję oddech. Tęczówki tego mężczyzny są lodowe, nieprawdopodobnie jasne. Mam wrażenie jakby potrafił odczytywać wszystkie moje myśli. Mrugam kilkakrotnie i staram przypomnieć sobie jak się oddycha.
- Tylko ty jesteś ważna. Reszta się nie liczy – mówi i puszcza mnie. Dopiero wtedy biorę głębszy oddech.
- Ja pokażę tobie twój pokój. Jest bardzo blisko mojego. Mówiąc wprost – jest zaraz obok.
Musze stąd jak najszybciej wyjechać. Jeżeli tu zostanę, najpewniej skończę jako pokarm Aristowa, a do tego nie mogę dopuścić. Jestem kobietą niezależną, nie dam się zniewolić.

Wystarczy wybaczyć Where stories live. Discover now