Rozdział 34

16.3K 670 48
                                    

Zbliżamy się do końca 😊

~~~~

Boję się o niego. Nie wiem jaki jest plan. Mówili, że go dopracują, a teraz jadą się z nimi rozprawić. Nie wiem kiedy zdołali to zrobić. Stawiam, że w momencie torturowania Raymonda. Nie obchodzi mnie moja szyja ani matka skacząca koło mnie. Chcę do Nicolaia. Pragnę aby ktoś dał mi gwarancję, że wróci cały i zdrowy. O ojca także się boję. Chcę naprawić z nim relacje. Po Ninie widać, że również się martwi. Myślę, że ich uczucia odżyły na nowo. Widziałam wzrok Kennetha, robił się czuły, gdy Malkov była w pobliżu.

Spoglądam na zegar. Minęło dopiero półtorej godziny od ich wyjazdu, a ja czuję jakby nie było ich cały dzień. Żołądek mam ściśnięty. Odmawiam jedzenia, które przynosi gosposia. W takim stanie nic nie przełknę. Nie dam rady, to ponad moje siły.

- Macie jakieś informacje? – pyta Ruby wchodząc do pokoju z Lydią.

Kręcę głową w zaprzeczeniu. Zapomniałam o bólu szyi, więc teraz mam grymas na twarzy. Obie martwią się w równym stopniu, jak ja. Ivan wraz z Aleksandrem także pojechali. Zostałyśmy same z ochroną i gosposią.

- Czy ten skurwiel nadal jest na dole? – pyta moja siostra.

- Chyba wzięli go ze sobą jako zakładnika – odpowiada się moja matka.

- Wszystko mi jedno – mówię chrypiącym głosem i wzruszam ramionami.

- Nie powinno być wszystko jedno – odzywa się męski głos i ktoś wchodzi do pokoju.

Wszystkie zamieramy.

- Co ty tu robisz? – staję przed kobietami, aby je zasłonić.

- Widać, że masz w żyłach moją krew – głos mojego dziadka przez chwilę ocieka dumą, a już po chwili robi się złowieszczy. – Ani kroku dalej bo rozwalę jej łeb – wypowiada słowa, widząc jak przesuwam się w jego kierunku. Mierzy z broni do Lydii.

- Powinieneś być z Whitem.

- Zostawiłem ich, byli słabi. Musiałem się odłączyć. Odkąd Aristow schwytał Raymonda, jego ojciec nie myślał o niczym innym niż uratowanie syna. Przechytrzyłem ich wszystkich, a teraz tu sobie ładnie na nich poczekam. Będą mieli niespodziankę.

- Co zamierzasz tym osiągnąć? – syczę. – Chciałeś mnie wydać za mąż za Ray'a, aby połączyć biznesy, a teraz? Co zamierzasz osiągnąć? - powtarzam pytanie.

- To proste – śmieje się. 

- No słucham – ironizuję.

- Jesteś za bardzo wyszczekana, jak już skończę z Aristowem to przeznaczę was na handel. Za twoją matkę dostanę najmniej, więc może sobie ją zostawię – spogląda na nią i oblizuje usta.

Mam odruch wymiotny. Widząc po minie Niny, jest przerażona. Żadna się nie odzywa. Muszę jak najdłużej przeciągać tą rozmowę.

- Jak skończę z Aristowem i jego cyrkiem, przejmę jego interes. Chcę żeby to wszystko było moje – jego oczy są przepełnione chciwością.

- Nigdy ci się to nie uda – drżącym głosem odpowiada Lydia.

- Dowiedzą się, że nas więzisz i zabiją cię – do rozmowy włącza się Ruby.

- Dosyć tego – przerywa mój dziadek. – Ty idziesz ze mną – wskazuje na mnie i zaczyna pchać do drzwi.

Idę potulnie, gdyby nie fakt, że ma broń to inaczej bym z nim rozmawiała. Nina próbuje nas zatrzymać, jednak ten przykłada mi broń do głowy i grozi, że mnie zabije. Wychodzimy z pokoju. Mężczyzna zamyka drzwi z kobietami w środku. Nie jest zbyt inteligentny. Ruby ma telefon i zapewne już dzwoni do Aristowa. Teraz pewnie opisuje mu sytuacje przez telefon, To tylko kwestia czasu, jak wparuje tutaj uzbrojony i wściekły.

Obyśmy przeżyły do tego czasu.

Zbliżamy się do frontowych drzwi. Cały czas czuję spluwę przy ciele. Zatrzymujemy się, a ja ponownie zostaję popchnięta. Upadam na podłogę, próbuję wstać ale gwałtowny ból nogi mi to uniemożliwia, do tego dochodzi ból karku. Przeklinam pod nosem.

- Siedź – słyszę rozkaz. – Nie sądziłem, że to będzie tak dziecinnie proste – śmieje się i siada na krześle zaraz obok mnie. – Aristow zabije White'a, ja zabiję Aristowa i zgarnę ich władzę i majątki. To wszystko powinno należeć do mnie. 

Nie odzywam się, co najwyraźniej nie podoba się mężczyźnie. Za moje milczenie zostaję uderzona w głowę końcówką broni. Przez moment jestem ogłuszona i widzę tylko czarne plamy. Ostrość w oczach wraca po kilkunastu sekundach. Pluję krwią na podłogę, krztuszę się.

- Taka wyszczekana, a teraz siedzi cicho – prycha Creed.

Siadam pod ścianą. Noga daje o sobie znać, głowa także. Czuję jak po skroni coś mi spływa. Dotykam ręką cieczy. Krew.

- Nie bije się kobiet – cichy mroczny głos wydobywa się z głębi korytarza.

Zerkam w kierunku głosu. Marszczę brwi, ale syczę z powodu bólu. Z ciemności wyłania się umięśniona postać Salvara. Idzie w naszym kierunku powolnym krokiem. Creed przysuwa się do mnie i mierzy z broni. Tym samym chce dać znać intruzowi, żeby nie podchodził.

Salvar staje na chwilę.

- Twoi ludzi są zdjęci. Aristow jest w drodze. Przegrałeś. Byłeś na tyle głupi, aby postawić, że Nicolai zostawi paru ochroniarzy do obrony swojej kobiety – oznajmia. Jego ton jest mroczny, a na ustach formuje się szaleńczy uśmiech. Dodając do tego wszystkiego jego tatuaże, wygląda zupełnie jak szaleniec.

- Nie zbliżaj się bo odstrzelę jej głowę – mimo słów starszego mężczyzny Salvar zbliża się coraz bardziej. – Kim ty tak właściwie jesteś?!

Creed przyciąga mnie do siebie, przez co czuję lufę broni. Młodszy mężczyzna podchodzi do nas i nachyla się nad uchem starszego. Szepcze coś do niego. Tamten patrzy z przerażeniem i wyraźnie zaczyna się trząść. Chwila jego nieuwagi kosztowała go życie. Salvar wyjął broń z tyłu spodni i strzelił mu w głowę. Krew trysnęła na mnie i na niego. Ciało mojego nieżywego dziadka upadło w hukiem na podłogę.

- Już po wszystkim – mówi do mnie i chwyta w momencie, w którym moje nogi zrobiły się jak z waty.

Nie potrafię się wysłowić. Jest mi słabo, nie czuję się najlepiej. Ostatkiem sił próbuję sklecić jakieś sensowne zdanie.

- Dziewczyny są zamknięte w pokoju – szepczę zachrypniętym głosem.

- Wszystkim się zajmiemy.

Główne drzwi otwierają się z hukiem. Moje serce bije szybciej na widok mężczyzny, którego kocham najbardziej na świecie. Jest cały umazany krwią, jego klatka piersiowa unosi się w zastraszającym tempie, jakby co najmniej przebiegł maraton. Jego nozdrza są rozszerzone. Natychmiast podbiega do mnie i bierze mnie na ręce. Tuli do swojej klaty i szepcze czułe słowa.

- Już wszystko będzie dobrze.

Wystarczy wybaczyć Where stories live. Discover now