Rozdział 7

18.8K 686 6
                                    

Zanim do mnie dotarło co się dzieje Nina już planowała nasz ślub. Kobieta była wniebowzięta. Miałam wrażenie, że każdy jest przeciwko mnie. Podczas, gdy starsza Malkov żywo dyskutowała o planach Nicolaia względem mnie, Lydia nie odzywała się. Postanowiłam przerwać ten cyrk zanim posunąłby się za daleko.

Nachyliłam się do Aristowa i chwyciłam go za krawat. Pociągnęłam go do kuchni i zaczęłam wywód.

- Dlaczego to robisz?! Od kiedy to planowałeś?! – krzyczę.

- Chcę cię za żonę, co w tym dziwnego? Ludzie pobierają się w tych czasach.

- Jeśli się kochają! Ja ciebie nie kocham, my – wskazuję na niego i na siebie. – się nie kochamy. Uroiłeś sobie coś, ale wiedz, że ja do tego ślubu nie dopuszczę.

- Odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie, śmiało mogę odpowiedzieć, że twojemu ojcu pomogłem tylko ze względu na ciebie.

- Co ty pierdolisz?! – już całkiem puszczają mi nerwy.

- Sam zaproponowałem pomoc Kennethowi – niebezpiecznie się do mnie zbliżył. – Odkąd cię zobaczyłem stałaś się moją obsesją, moim światłem – odgarnia mi włosy z policzka i głodzi policzek.

- Nie wierzę w to – przybieram maskę.

Moja twarz wygląda na obojętną, ale w środku panuje tornado.
– Jestem dla niego ważniejsza, niż jakiś głupi skrawek ziemi.

- Śmiało zapytaj go, nawet w tej chwili – kpi.

- Nie zmanipulujesz mnie – strącam jego dłoń.

Jak najszybciej muszę się stąd wydostać. Nicolai, jego dom, cały ten kraj napawają mnie lękiem. Wszystko jest mi obce, nie lubię nieznanego. Zawsze mam wszystko pod kontrolą, to nie może się zmienić, a zostając z Aristowem nie mogę być niczego pewna.

Lekko go popycham i biorę płaszcz. Gwałtownie otwieram drzwi i wybiegam z domu. Ochroniarz próbuje mnie zatrzymać ale sprawnie się mu wyrywam. Biegnę na oślep.

W końcu się zatrzymuję i widzę, że znajduję się pośród jakiś nieznanych mi budynków. Wygląda na to, że biegłam dłuższą chwilę. Powoli zaczyna się ściemniać, dzięki Bogu, wzięłam ze sobą portfel wraz z dokumentami.

Zaczepiam jakąś młodą dziewczynę i pytam o drogę do najbliższego baru.

Mam szczęście, gdyż łamaną angielszczyzną wskazuje mi drogę.

Powolnym krokiem kieruję się do pożądanego celu. Po drodze kupuję papierosy. Odpalam jednego po drodze i zatrzymuję się przed budynkiem.

Mam wrażenie, że wszystkie moje narządy są zaciśnięte w supeł. Boję się, naprawdę się boję. Muszę potwierdzić słowa Nicolaia, mam nadzieję, że on jednak kłamie, lecz w głowie pojawia się myśl – dlaczego miałby to robić? Telefon zaczyna dzwonić, spoglądam na niego dzwoni Ruby. Rozłączam się, wyłączam go i wyjmuję kartę. Nie chcę aby ktokolwiek mi przeszkadzał.

Podeszwą buta deptam peta i wchodzę do środka.

Całość pomieszczenia wygląda zachęcająco. Wszystko utrzymane w tajemniczym klimacie. Siadam na drewnianym stołku i proszę o mocny alkohol. Barman spełnia moje życzenie i nieudolnie próbuje flirtować. Zbywam go. Chcę być sama.

Czas mija mi szybko. Nie wiem ile wypiłam ale myślę, że wystarczająco. Jestem konkretnie wstawiona, pytam faceta przy barze, gdzie jest najbliższy klub. Bez wahania odpowiada mi, że on właśnie się tam wybiera i chętnie mnie weźmie. Bez zastanowienia postanawiam się z nim udać.

Po prawie pół godzinie jesteśmy na miejscu. Wyraźnie słychać muzykę. Rosyjska muzyka klubowa – cudownie.

Mężczyzna całą drogę nie odzywał się, za co jestem mu niezmiernie wdzięczna.

Nie wiem co podkusiło mnie aby tu wejść, na trzeźwo nie popełniłabym takiego błędu. Nie lubię takich miejscówek. Pełno napaleńców i zarazków w postaci spoconych ciał.

Teraz jednak mi wszystko jedno. Chcę się wyszaleć i pozbyć całego tego gówna z myśli.

Śmiałym krokiem podchodzę do baru i proszę kolejkę. Młoda kobieta ochoczo spełnia moją prośbę. Biorę wszystko na raz i idę na parkiet. W normalnych warunkach uciekłabym gdzie pieprz rośnie, jednak sytuacja napędza mnie do ocierania się o innych.

Czuję na biodrach dłonie jakiegoś faceta. Śmiało przesuwa je na mój tyłek i okręca mnie w swoją stronę. Zakładam mu ręce na barki i poddajemy się dzikiej muzyce.
Mężczyzna stawia mi kilka drinków i ponownie przenosimy się na parkiet. Czuję się ociężała i ledwo kontaktuję. Moje ramię jest gwałtownie szarpane. Nie wiem co się dzieje ale poddaję się.

Przez zmrużone oczy dostrzegam najprawdziwszego księcia ciemności. W jego ramionach czuję się taka mała.

Staję na palcach i wciskam mu pocałunek. Chcę zobaczyć jak to jest całować najczystszy mrok w ludzkiej postaci. Oczy mi się kleją ale usta pozostają sprawne i dalej namiętnie całują wargi męskiego osobnika.

Czuję niewyobrażalne podniecenie, zostaję uniesiona w stylu panny młodej i w tym momencie urywa mi się film.

Wystarczy wybaczyć Where stories live. Discover now