Rozdział 25

16.7K 619 71
                                    

Jeśli wcześniej byłam pewna, że chcę mu wygarnąć wszystko, tak teraz zżera mnie stres. Nie widzieliśmy się nieco ponad dwa tygodnie. Co robił przez ten czas? Szukał mnie w pocie czoła, czy siedział spokojnie, a inni odwalali za niego robotę?

Czuję bolesne skurcze brzucha. Żołądek mam zawiązany w supeł.
Cały lot przespałam, a teraz, gdy się obudziłam odczuwam niepokój. Nadal czuję zmęczenie, loty zdecydowanie mi nie służą. Jestem raczej z tych, co wolą zostać na lądzie.

Do posiadłości Aristowa dojechaliśmy względzie szybko. Cały czas miałam wrażenie, jakby Salvar w jakiś sposób otaczał Ophelię opieką. Może to tylko takie wrażenie, ale mam nosa do takich spraw.

Wchodząc do domu przywitali mnie ochroniarze. Jestem bardzo zdziwiona ich zachowaniem, gdyż zawsze byli zdystansowani co do mojej osoby. Podaję płaszcz jednemu z nich i  chwytam Irlandkę za ramię. Ciągnę ją w kierunku schodów, do mojego pokoju. Nie będę czekała na Nicolaia. Niech sam do mnie przyjdzie i przeprosi, tłumacząc przy tym wszystko.

Siadamy na moim łóżku. Rozpakowuję bagaż  i uśmiecham się do dziewczyny. Mam wrażenie, że jest lekko speszona. To zrozumiałe. Znajduje się w posiadłości człowieka, którego nawet nie zna, a jej przyjaciółka jest z nim skłócona.

- Czy to moje wrażenie, czy Salvar przystawiał się do ciebie? – pytam podejrzliwie.

Dziewczyna szybko mruga i robi zdezorientowaną minę.

- Nie, wydaje mi się, że raczej chciał pokazać swoje współczucie. Swoją drogą nie wygląda na takiego ale wydaje się być całkiem miły – uśmiecha się delikatnie.

- No nie sądzę… - nie kończę, słyszę pukanie.

Uchylam drzwi, przede mną stoi masywny ochroniarz. Od razu zadaję pytanie o co chodzi, na co ten odpowiada, że przygotowano pokój dla Ophelii. Mam ochotę zapytać o Nicolaia, lecz w ostatniej chwili się powstrzymuję, nie dam mu tej satysfakcji. Obydwie idziemy za ochroniarzem, jej sypialnia jest niedaleko mojej. Wszystkie rzeczy, które spakowała są już na miejscu. Pokój jest bardzo podobny do mojego, można powiedzieć, że jest lustrzanym odbiciem.

Dziewczyna rozgląda się zaciekawiona i nieśmiało bierze się do rozpakowywania rzeczy. Postanawiam jej pomóc, więc czas mija nam dość szybko. Śmiejemy się i opowiadamy zabawne historie. Wspominam jej o Michaelu, a także Jasonie. Ophelia stwierdza, że chciałaby kiedyś poznać moje życie w Stanach. Momentalnie robię się pochmurna. Rozmawianie o moim ojczystym kraju uruchamia lawinę wspomnień o ojcu.

- Przepraszam nie chciałam cię urazić – mówi nieco speszona.

- Nic się nie stało. Powoli przyswajam myśl, że postawił swój gang ponad dobro swojej córki – posyłam jej wymuszony uśmiech, wyglądający raczej jak grymas.

Ponownie konwersację przerywa nam ochroniarz, oznajmiając nam, iż kolacja gotowa. Posłusznie schodzimy na dół. W drzwiach salonu rzuca się na mnie Ruby jęcząc coś o nieodpowiedzialności. Przytulam ją i po chwili puszczam. Przedstawiam jej mojego gościa z Irlandii. Amerykanka jest nieco nieufna na początku lecz, gdy gosposia przynosi potrawy rozgaduje się na całego. Wypytuje Ophelię o wszystko, a dziewczyna ochoczo odpowiada na pytania. Do końca kolacji przyglądam się im z uśmiechem, wtrącając się co jakiś czas. Czuję, że czeka mnie prywatna rozmowa z Ruby, nie odpuści. Ten człowiek jest uparty bardziej, niż ja.

Po skończonej kolacji żegnam się z wszystkimi. Nicolaia nie było, nie chciałam wypytywać ochroniarzy. Mimo wszystko poczułam żal. Dobrze wiedział, że przylecę dzisiaj, jednak on wolał zostawić mnie z milionem pytań.

Wchodzę do pokoju i ściągam z siebie ubrania. Biorę piżamę i wchodzę nago do łazienki. Zimny prysznic rozluźnia moje spięte ramiona. Przynajmniej przez chwilę mogę się zrelaksować. Szybko wycieram ciało ręcznikiem i zakładam piżamę. Wskakuję do łóżka i zasypiam.

Budzę się. W pokoju jest względnie ciemno, księżyc swoim światłem oświetla pokój. Przekręcam się na bok i patrzę na godzinę. Jest druga czterdzieści cztery. Wzdycham i siadam na łóżku. Tępym wzrokiem patrzę przed siebie i cała się spinam. Naprzeciwko mnie w fotelu siedzi Nicolai. Mężczyzna popija niezidentyfikowany przeze mnie płyn.

Jego oczy uważnie śledzą każdy mój ruch. Głośno przełykam ślinę i staram się siedzieć nieruchomo. Nicolai wstaje, odkłada szklankę i zbliża się do mnie powolnym krokiem. Przesuwam się szybko do ściany. Tym sposobem siedząc na łóżku pozbawiłam się drogi ucieczki.

- Już nie jesteś taka wyszczekana? – odzywa się wreszcie.

Jego głos jest chłodny, szorstki i zarazem niewyobrażalnie seksowny.

Mój oddech przyspiesza.

- Nic nie powiesz? – pyta ponownie.

Muszę się wziąć w garść.

- Nie uważasz, że trzecia nad ranem nie jest zbyt odpowiednia na przeprowadzenie rozmowy? – z moich ust wypływa pytanie. Staram się utrzymać dystans słowny.

- Nie uważasz, że powinnaś przywitać się ze swoim narzeczonym jak należy?

- Ja nie mam narzeczonego. Dobranoc – mówię zła.

Przekręcam się i owijam szczelnie kołdrą. Nie obchodzi mnie co on zrobi. Nie będę się z nim kłócić o takiej godzinie. Normalni ludzi śpią o tej porze.

Zamykam oczy. Czuję jak kołdra unosi się do góry, a po chwili wielka dłoń ląduje na moim biodrze. Odsuwam się od mężczyzny, dzięki temu jestem na skraju łóżka i mam wrażenie, że za chwilę spadnę. Nagle całe moje ciało zostaje uniesione do góry, a ja zostaję położona na umięśnionej klacie.

- Dobranoc – szepcze Nicolai i całuje mnie w czoło.

☆☆☆☆

Mam plany na coś nowego.

Wystarczy pokochać będzie o Ophelii

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Wystarczy pokochać będzie o Ophelii. Rozdział pierwszy powinien pojawić się w najbliższych dniach.
Miłego wieczoru.

Wystarczy wybaczyć Where stories live. Discover now