Rozdział 24

15.8K 649 40
                                    

Byłam w rozsypce. Z jednej strony pragnęłam uciec przed Salvarem i ukryć się tak, aby nie zdołał wywieźć mnie do Rosji, a z drugiej była Ophelia. Starta ukochanego konia była dla niej ogromnym ciosem.

Usiadłam na pniu drzewa przed domem. Musiałam pomyśleć. Wiem, że mam szansę uciec ale wiem jak boli zdrada. Ophelia tak by się poczuła, gdybym odeszła. Już parę razy z jej ust usłyszałam, że ma tylko mnie i wujka. Po tak krótkim czasie z otwartymi ramionami przyjęła mnie do rodziny. To miłe, szczególnie gdy nie miałam kontaktu z własnym ojcem.

Westchnęłam i wróciłam do domu. Na sofie siedziała Ophelia z podkulonymi nogami. Obok niej na krześle siedział Salvar i się nie odzywał.

- Daj mi parę dni. Nie mogę zostawić jej samej – rzucam do mężczyzny.

- Nie ma sprawy – mówi i kątem oka spogląda na dziewczynę. – Myślę, że Nicolai może jeszcze trochę poczekać.

- Jesteś wstrętny – mówię.

Podchodzę do sofy i siadam na niej.

- Jak się czujesz? – pytam, a w odpowiedzi słyszę cichy szloch. – Powinnaś odpocząć, przespać się. Myślę, że dobrze ci to zrobi.

- Nie chce. Wszystko mi go przypomina – słyszę jak przełyka ślinę. – Zawsze mogłam liczyć na rodziców i Apolla, a teraz został mi tylko wujek. Był przy mnie, gdy przechodziłam trudne chwile po śmierci rodziców ale wiem, że nie mogę żądać od niego aby był cały czas przy mnie. Powinien założyć rodzinę i być szczęśliwym, a nie cały czas tkwić tu ze mną – mówi cicho.

Słyszę skrzypienie drzwi. Do pomieszczenia wchodzi Edgar. Po jego minie stwierdzam, że wszystko słyszał.

- Nigdy nie byłaś dla mnie ciężarem. Zawsze chętnie służę ci pomocą i radą… - zaczął.

- Myślę, że na jakiś czas powinnam stąd wyjechać. Przemyśleć pewne sprawy i odetchnąć – powiedziała jakby do siebie.

- Nie musisz tego robić. Tu zawsze będzie twój dom.

- Wiem ale czuję, że muszę tak zrobić.

- Jeśli mogę się wtrącić – wszystkie pary oczu lądują na Salvarze. – Mogłabyś z nami pojechać do Rosji. Nicolai na pewno nie będzie miał nic przeciwko – uśmiecha się szeroko, co w powiązaniu z jego ubiorem i tatuażami wygląda nieco przerażająco.

Nie wiem co chce tym osiągnąć. Dziewczyna jest w rozsypce, a on próbuje skłonić ją do takiej poważnej decyzji.

- Myślę, że nie byłoby to złe – Ophelia śle nam słaby uśmiech. – Tam miałabym Christinę…

W duchu modlę się aby mężczyzna nie wyjawił mojego kłamstwa. Spoglądam na niego błagającym wzrokiem. Salvar unosi jedną brew do góry i uśmiecha się podle.

- Christinę? Czyżby chodziło ci o Audrey?

Dziewczyna patrzy na mnie z wyrzutem. Niespodziewanie wstaje i wybiega z domu. Natychmiast ruszam za nią. Kłamstwo ma krótkie nogi. Doganiam ją i chwytam za ramię, szarpie z całej siły. Nie chcąc zrobić jej krzywdy puszczam ją.

- Dlaczego mnie okłamałaś? – pyta podniesionym tonem. – Długo to chciałaś ciągnąć? Kim ty właściwie jesteś?

Wzdycham na jej pytania. Najlepiej będzie, gdy będę z nią szczera i opowiem jej wszystko. Proszę ją abyśmy na spokojnie usiadły przed domem. Irlandka przystaje na moją propozycję z niechęcią, a ja powoli zaczynam ją wdrażać w moje życie. Opowiadam o tym, jak zostałam postrzelona, o Lydii, kłamstwach ojca i Nicolaia, a ona słucha z zaangażowaniem.

- Przepraszam za kłamstwo ale nie miałam wyjścia. Nie chciałam aby mnie znalazł. Niestety musiało nastąpić to prędzej czy później, czego dowód masz w postaci Salvara.

- Rozumiem… - mówi cicho. – Dziękuję za szczerość.

Przekonuję ją, że jest dla mnie naprawdę ważna i wiele dla mnie znaczy. Ostatnio zbyt wiele osób zawiodło moje zaufanie, więc wolę dobierać ostrożnie przyjaciół.

Wracamy do domu. Cieszę się, że nie muszę już jej okłamywać w sprawie mojej tożsamości, jednak czuję bijący od niej lekki dystans w stosunku do mojej osoby. To normalne, też nie ufałabym do końca takiej osobie. Kłamstwo wyszło na jaw, a ja musze pogodzić się z myślą, że nie uzyskam tak łatwo jej zaufania.

W domu omawiamy szczegóły wyjazdu. Teraz Ophelia jest do tego pomysłu nieco sceptycznie nastawiona, szczególnie po poznaniu Nicolaia z moich opowiadań. Cóż… ten mężczyzna jest specyficzny. Nie wiem co chciał osiągnąć tym kłamstwem, musiał wiedzieć, że w końcu się dowiem. Ciekawi mnie sprawa z nim i moim ojcem, kiedy dogadali się w kwestii Blaskshota, gdy mnie spotkał. Niemożliwe, że zobaczył mnie po raz pierwszy, podczas omawiania sprawy wojny między gangami. Musiał mnie widzieć wcześniej.

- Jutro wyjeżdżamy. Spakujcie potrzebne rzeczy, tak aby wszystko poszło sprawnie – mówi przyjaciel Aristowa.

Kolejny raz tego dnia wzdycham. Czeka mnie długa podróż i jeszcze dłuższe wysłuchanie tłumaczeń irytującego osobnika.
Nicolai nadchodzę…

Wystarczy wybaczyć Where stories live. Discover now