Rozdział 30

15.5K 653 25
                                    

Dziękuję wszystkim za pomoc w odzyskaniu Wystarczy wybaczyć ❤

~~~~

Powoli otwieram oczy przyzwyczajając wzrok do jasnego pomieszczenia. Próbuję wstać, lecz na darmo. Leżę na łóżku i jestem do niego przywiązana, wszystkie moje kończyny są unieruchomione. Zaczynam ruszać rękami, po paru minutach szamotaniny poddaję się. Wzdycham z bezsilności i wpatruję się w sufit. Mój wzrok jest pusty, wręcz pozbawiony emocji.

Przeze mnie zginął Jason, mój brat jest torturowany, a z tatą i Nicolaiem nawet nie wiem co się dzieje.

Aristow i mój ojciec byli w posiadłości w tym samym momencie, razem ze mną. Kiedy wreszcie zaczęło się układać między mną, a Rosjaninem wszystko musiało się spieprzyć. Teraz zaczynam również odczuwać wyrzuty sumienia co do mojej ostatniej rozmowy z tatą. Powinnam ją przeprowadzić inaczej. Nigdy nie wiadomo, która rozmowa może być ostatnią. Tak było chociażby w przypadku mojego przyjaciela. Nie dzwoniłam do niego, wiecznie przekładałam rozmowę, a teraz go nie ma. Zawsze był wesoły i uśmiechnięty, stanowczy kiedy trzeba.

Łzy cisną mi się do oczu.

Drzwi otwierają się z hukiem, a w nich stoi mój porywacz we własnej osobie. Wszystko mi zabiera, nawet czas, w którym mogę spokojnie pomyśleć i po rozpaczać. Podchodzi do mnie, jego ręka zaciska się na mojej brodzie i przechyla w swoją stronę, wyrywam się.

- Dalej jesteś waleczna, nawet po tym co zrobiłem... - oznajmia i zamyśla się na chwilę. – To dobrze, że cię nie złamałem. Nie potrzebuję uległej kobiety.

- Ile tu jestem? – pytam.

- Spałaś dwa dni królewno – próbuje mnie zmiękczyć zwrotem, którym zwracał się do mnie w dzieciństwie.

- Nienawidzę cię – syczę z zaciśniętymi zębami i zaczynam się szamotać.

Raymond śle w moim kierunku uśmiech i spogląda na mnie z politowaniem. Gdybym nie miała więzów, obiłabym tę jego fałszywą gębę.

- Chciałem ci tylko powiedzieć, że za niedługo będziesz mieć gościa. Co do Aristowa i twojego ojca, to obecnie ich szukamy ale to kwestia czasu, nim zajmiemy się nimi i zabijemy.

W środku czuję ulgę, mam nadzieję, że nie dadzą się złapać. Oboje są inteligentni i wierzę, iż mają plan na przetrwanie. Chcę tylko aby wszyscy moi bliscy byli bezpieczni, Jasona nie zdołałam ocalić ale mam nadzieję, że jakoś to przetrwamy.

- Co z moim bratem? – szepczę.

- Dowiesz się w swoim czasie.

W myślach wywracam oczami. Jak tylko dam radę, odszukam Michaela i razem uciekniemy z tego koszmaru. White coś jeszcze mówi ale nie słucham go, po kilku minutach zostawia mnie samą. Dopiero teraz zaczynam odczuwać głód i uczucie pragnienia. Wątpię, że w najbliższym czasie dostanę cokolwiek do jedzenia. Ray zawsze zapominał o najbardziej przyziemnych rzeczach, tylko to się w nim nie zmieniło, tylko to zostało z chłopaka, z którym spędziłam dzieciństwo.

Nie wiem ile leżałam na łóżku ale ciało zdążyło mi już zdrętwieć. Leżąc w ciszy, od razu usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza. Drzwi się otworzyły, a w nich stanął mój dziadek we własnej osobie.

Mój puls przyspieszył, twarz zrobiła się czerwona od rosnącej furii.

- Wyjdź! – krzyczę

- Chcę tylko porozmawiać i poznać moją wnuczkę, wyjaśnić kilka spraw.

- Pieprz się. Wszystko wiem – rzucam mu słowa w twarz i odwracam głowę w stronę okna.

- Twój ojciec najpierw odmówił współpracy ze mną, a gdy zdał sobie sprawę, że popełnił błąd ja już wtedy byłem związany kontraktem z Whitem, ojcem Raymonda. Dlatego, żeby utrzymać władzę i ziemię dogadał się z Aristowem – od razu przechodzi do rzeczy.

- Łżesz – ponownie odwracam się do niego. - Mój ojciec nie chciał mieć nic wspólnego z handlem żywym towarem. Zawarł umowę z Nicolaiem, żeby mnie chronić – jeszcze nie dawno byłam wściekła z tego powodu, a teraz mówię o tym, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. – Chronił mnie przed tobą i twoimi chorymi aspiracjami – dodaję.

- Gówno prawda! – krzyczy.

Ciało starszego mężczyzny zaczyna się trząść od gniewu, który wręcz z niego kipi.

- Ciebie obchodzi tylko kasa i władza. Nigdy nikogo nie kochałeś, jesteś egoistą! – wykrzykuję, szarpiąc się. Czuję jak po moich nadgarstkach sączy się krew.

- Zamknij się! – zamachuje ręką i uderza mnie z całej siły w twarz.

Moja głowa przechyla się w bok pod wpływem uderzenia. Przez chwilę patrzę w szoku na ścianę, a następnie powoli odwracam się w jego kierunku z pogardą na twarzy. Ojciec Kennetha jest wściekły ale pod wpływem mojego spojrzenia cofa się i wychodzi z pokoju. Czuję, że mam rozciętą dolną wargę, a na policzku na pewno zostanie ślad w postacie dorodnego siniaka. Pomimo twarzy pulsującej bólem staram się zasnąć. Niestety nie jest mi to dane z powodu Raymonda wchodzącego do pomieszczenia.

Mężczyzna panikuje i szybko stara się rozwiązać moje więzy. Syczę z bólu, a ona mruczy coś pod nosem. Nic nie rozumiem z jego zachowania.

- Nie dostanie cię! – ryczy i ciągnie mnie do swojego ciała jak szmacianą lalkę.

Nie wyrywam się, ciało jest zbyt obolałe i odrętwiałe. Nawet jakbym zdołała się wyrwać, nie ma szans, żebym dobiegła do wyjścia. Podejrzewam, że wszędzie roi się od strażników. Moje nogi nagle znajdują się w powietrzu, Ray mnie podniósł i idzie ze mną do wyjścia. Całuje mnie we włosy, a ja na ten gest robię się niespokojna. Tylko Nicolai ma do niego prawo.

Raymond wynosi mnie na zewnątrz, nie myliłam się co do strażników. Oglądam się za siebie i dostrzegam w czym byłam przetrzymywana - ogromna willa podświetlana z każdej możliwej strony.

- W ogóle nie przyciągasz uwagi – mamrotam pod nosem na widok domu i aut stojących przed nami.

- Lubię luksus – odwraca głowę w moją stronę i marszczy groźnie brwi.

- Ten stary sukinsyn ci to zrobił? – mówi przez zaciśnięte zęby.

- A jak myślisz – prycham.

Cała jego sylwetka się spina, najwyraźniej nie podoba mu się działanie mojego dziadka. Rozglądam się za potencjalnym kierunkiem ucieczki, gdy podchodzi do nas mężczyzna. Słyszę jak zwraca się do Raya ,,synu''. A więc to jest jego ojciec, zmienił się. Młody White szybko wsadza mnie do jednego z samochodów na podjeździe i rozmawia jeszcze z ojcem. Otulam się szczelniej płaszczem i wzdycham. Moja szansa ucieczki jest równa zeru. Jak byłam w willi, nie miałam szans, jednak wychodząc na zewnątrz miałam zwiększone pole manewru – ucieczka była bardziej prawdopodobna.

- Panienko – odzywa się kierowca. Spoglądam na niego w przednim lusterku i unoszę brwi. – Jestem szpiegiem pana Aristowa – mój oddech przyspiesza.

- Wyciągniesz mnie stąd? – pytam i nachylam się w jego kierunku, a moje mięśnie zaczynają się buntować.

- Postaram się. Już powiadomiłem mojego szefa, jednak jest problem. Obok panienki będzie siedział Raymond White, z przodu obok mnie ochroniarz.

- Muszę obezwładnić Raya?

- Tak – odpowiada i spogląda na mnie stanowczym wzrokiem. – Proszę wbić mu to w udo na mój znak – podaje mi małą strzykawkę z przezroczystym płynem. Kiwam głową w zrozumieniu. – Ja zajmę się strażnikiem.

- Co  się stało z moim bratem? - pytam zaniepokojona.

- Rankiem wyrzucili go pod posiadłością pana Aristowa, z moim informacji wynika, że żyje - wzdycham z ulgą. 

Kończymy rozmowę. Raymond wraz ze swoim człowiekiem wchodzi do środka. Pora się uwolnić...

Wystarczy wybaczyć Where stories live. Discover now