Rozdział 7 "To co ukryte w kwiatach"

1.5K 114 190
                                    

-Przecież poszedłem zobaczyć tam tylko czy z Marinette wszystko w porządku, czy nie opętała jej akuma! To nie tak, że specjalnie to wszystko usłyszałem... - mówił podenerwowany blondwłosy nastolatek chodzący tam i z powrotem po swoim pokoju.

- Jasne, wmawiaj sobie młody. – mruknęło czarne stworzonko pożerające właśnie jeden z kawałków sera leżących na półmisku postawionym na eleganckim stoliku – I to nie tak, że zwiałeś stamtąd z podkulonym ogonem, gdy tylko skończyła rozmawiać.

- No bo... Poczułem się niezręcznie. Ta sytuacja z jej punktu widzenia wyglądała jeszcze gorzej niż myślałem. – schował twarz w dłoniach – Faktycznie to wtedy „zjebałem".

Plagg zaśmiał się głośno,

- O chłopie, kiedyś jeszcze dowiesz się jak bardzo. Tak bardzo nie mogę się doczekać, aż... - urwało kwami wypuszczając ze swoich ust bańki. Wzruszyło tylko ramionami i połknęło kolejny kawałek sera.

- Pozgadywałbym, czego mam się dowiedzieć, ale z tych bąbelków wskazówek raczej nie odczytam. – podniósł jedną brew Adrien.

- Wnioskując z moich doświadczeń nawet, gdybym Ci napisał te wskazówki to byś ich nie odczytał. – murknął Plagg.

- Słucham?

- Nic, nic. Wracaj do swoich rozkmin, a ja wrócę do camambert'a. Oboje będziemy zadowoleni.

- Muszę jej zapytać kim jest ten chłopak o którym mówiła do Alyi. – zignorował wypowiedź kawmi i wrócił do chodzenia tam i z powrotem.

- Ciekawe jak jej wytłumaczysz skąd wiesz o jego istnieniu. Oh, ale najpierw musisz ją jakoś przekonać, żeby się do Ciebie odezwała. Bo wątpię, żeby miała na to ochotę.

Adrien zmarszczył brwi. Plagg miał rację w obu kwestiach.

- Wciąż mamy projekt do skończenia. – wzruszył ramionami chłopak i wciągnął swój telefon szukając numeru do Marinette.

***

Gabriel Agreste spacerował jedną z ulic Paryża. Mimo wielu obowiązków jako projektant, od miesiąca znajdywał dla siebie zadziwiająco dużo czasu. Ubierał więc ciemną marynarkę, kapelusz, zastępował swoje zwykłe okulary przeciwsłonecznymi i incognito ruszał w poszukiwaniu inspiracji.

Podziwiał budowle, drzewa, kwiaty, a nawet doszukiwał się piękna w zwyczajnych prozaicznych czynnościach mieszkańców Paryża.

Czuł się innym człowiekiem. Wolnym człowiekiem.

Często odwiedzał również Emilie.

Miesiąc temu w końcu pochował ją w oficjalnym, pustym od lat grobie. Nie musiała już tkwić za szkłem jak jakiś makabryczny eksponat.

Dzisiaj również planował zakończyć spacer na cmentarzu. Jak zwykle wszedł do przypadkowej kwiaciarni, których w mieście zakochanych było pełno, aby wybrać dla swojej miłości jakiś bukiet.

Gdy tylko przekroczył próg sklepiku jego zmysły pobudził upajający zapach i feeria kwiatowych barw, której towarzyszył delikatny dźwięk przyczepionego u drzwi dzwoneczka . Natura często była dla niego ulubionym źródłem inspiracji, toteż i tym razem z uwagą przypatrywał się otaczającym go kwiatom.

- W czym mogę pomóc? – zapytał go kobiecy głos. Sprzedawczyni stała za ladą uśmiechając się miło – Albo może lepszym pytaniem byłoby dla kogo i na jaką okazję?

- Dla żony. Na grób . – powiedział, jednak starał się, aby w jego tonie głosu nie było smutku.

- Oh, przykro mi. – uśmiech sprzedawczyni trochę przygasł – Proszę chwilę poczekać.

Uczucia znajdą drogę... [ Miraculous FanFiction]Where stories live. Discover now