~~Tańczące telefony~~

691 46 3
                                    

W Polsce

Dzień pogrzebu i dzień powrotu do Stanów. Byliśmy łącznie trzy dni i uważam, że tyle starczy. Formalności z pogrzebem załatwione, więc nie powinno być żadnych komplikacji. Mikołaja zabieramy razem ze sobą do Californi. Ojciec zrzekł się praw, dla niego to był tylko problem. Opiekunami prawnymi zostałem ja z Julką. Nie chcieliśmy go oszukiwać tak jak ja wcześniej myślałem. Powiedziałem mu wszystko. Przyczyną śmierci był zawał, mama od urodzenia chorowała na serce. Tego dnia nie wzięła leków. Nie jest mi już, aż tak smutno, bo uświadomiłem sobie ile ja przez nią ucierpiałem. Może nie powinienem jej tego mieć już za złe, ale tyle i ile ja łez przez nią wylałem i wycierpiałem. To nie mam żadnych skrupułów. 

Po pogrzebie
W Warszawie mamy moje stare auto. Po pogrzebie pojechaliśmy na starą chatę zapakować rzeczy chłopczyka. Jest tego dużo, ale nie zamierzam brać wszystkiego. Kupie mu coś nowego. W zasadzie prawie szybko. Zaparkowałem pod dużym białym domem. Tam spędziłem moje całe "zajebiste" dzieciństwo.  Wyszedłem z auta, otworzyłem drzwi Mikołaja i wyjąłem go z fotelika. Wziąłem małego na ręce i w trójkę poszliśmy pod dom. Wsadziłem klucze do zamka przekręciłem dwa razy w lewą stronę i posunąłem drzwi do przodu. Postawiłem chłopczyka na ziemi. On od razu zniknął w głębi domu. Szybko zdjęliśmy buty i pobiegliśmy za nim. Znaleźliśmy go w pokoju mamy. Siedział na łóżko i trzymał w ręku ramkę z naszym zdjęciem: moim, mamy, taty i jego. 
- Gdzie mamusia?- podniósł wzrok na nas. 
- Kochanie mamusi już nie ma.- dziewczyna usiadła spokojnie obok chłopczyka i go przytuliła. 
- I dobzie (specjalnie).- zrobiłem wielkie oczy. 
- Miki czemu tak mówisz?- klęknąłem przed chłopakiem. Spojrzał mi w oczy
- Bo...dla...mnie.....nie..dobra.- wyjąkał. Byłem zdziwiony. 
- A co ci niedobrego robiła?- zabrałem lekko zdjęcie z jego drobnych rączek. 
- Krzyczała i uderzała.- spojrzałem na Julkę zdezorientowany. Jej wyraz twarzy był taki sam. 
- Spokojnie już będzie dobrze skarbie.- wtrąciła się Julka. Przytuliła chłopczyka. 
- Ale ja nie pójdę do taty?- spytał się cichutko. 
- Nie. Idziesz z nami.- powiedziałem. Odwrócił wzrok od Julki i przeniósł na mnie. 
- Na prawdę?- wysłał mi piękny szczery uśmiech. 
- Tak.- odwzajemniłem gest i przytuliłem go do siebie natychmiastowo wtulił się we mnie. 
- Dobra to co? Pakujemy się i jedziemy.- wypuściłem chłopaka z objęć, a ten od razu pobiegł do swojego pokoju. Wstałem i stanąłem przed Julką. 
- Dziękuje kochanie.- objąłem moją blondyneczkę. 
- Skarbie nie masz za co.- oddała przytulasa. -Ja po to jestem.- wtuliła się we mnie jeszcze bardziej. Staliśmy tak przez około 3 minuty dopóki nie usłyszeliśmy krzyku Mikołaja. Przed wyjściem jeszcze dałem jej szybkiego buziaka i poszliśmy do Mikiego. Gdy weszliśmy do pokoju na środku stał chłopczyk z wielką walizką położoną obok. Wsadzał tam swój cały dobytek, połowę zajęły zabawki. 
- To nieźle sobie sam radzisz- rzekłem. 
- A..a..a jak spakujemy łózio i szafę?- zróbił wielkie oczy.- Spakujemy do auta?-po chwili dodał. 
- Miki, ale my będziemy lecieć samolotem. Przez 12 godzin.- brunet podszedł do szafy i zaczął wciągać ubrania. 
- Pomożecie?- spytał się słodkim głosem. 
- Jasne.- odpowiedzieliśmy w tym samym czasie. 
W czasie pakowania zacząłem rozmowę. 
- A wiesz że będziemy mieli pieski?
- Serio?- podskoczył szczęśliwy. 
- Tak, Niudka i Dinke.- powiedziałem szczęśliwy.

Jedziemy właśnie na lotnisko. Musieliśmy przed tym podjechać do Adriana (polaka), bo on przez te trzy dni się nimi zajmował. Były na SZCZĘŚCIE żywe. Mikołaj był cały czas szczęśliwy, że jest z nami. Też jestem zadowolony. Nie przez śmierć mamy tylko, że jest z nami.  Też mam świadomość, że nasze życie się zmieni, bo posiadanie dziecka to nie lada wyzywanie. Naważyłem sobie piwa to teraz muszę je wypić. Koniec tych rozmyśleń trzeba się skupić na drodze. 
Julka mnie porzuciła, siedzi z tyłu z Mikołajem. Blondynka opowiada brunetowi jak to tam jest. Opowiada jak tam wygląda, że tam przez prawie cały czas jest ciepło i co najważniejsze i dla niego nie zrozumiałe będzie tam inny język. Podjąłem już decyzje, że będzie chodził do polskiej szkoły. Oczywiście będzie się uczył tego języka, ale może to być dla niego trudne. Też teraz tak myślę jak będzie wyglądał lot. 3-latek w samolocie przez 12 godzin. To musi być zajebiste. Głośno westchnąłem. 
-Cio się stało?- zapytał zdziwiony chłopczyk. 
- A nic Miki. Myślę jak to teraz będzie wyglądać.- odpowiedziałem mu zgodnie z prawdą. 
- A źle?- zadał kolejne pytania. 
- Nie zajebiście.- prawie krzyknąłem
- Kacper morda.- warknęła.
- Zajebiście, morda.- powtórzył. 
- Nie powtarzaj Miki nie wolno.- mówiłem parując auto przed lotniskiem. 
- Kacper morda.- powiedzonko Julki.
- Brawo Julka, przynajmniej się czegoś nauczył.- mruknąłem z ironią. 
Dziewczyna olała to co powiedziałem, wyjęła Mikołaja z fotelika i wysiadła z auta. Odpiąłem pas włożyłem portfel i telefon do kieszeni, otworzyłem szybko drzwi i wysiadłem. Poszedłem jeszcze z drugiej strony wypuścić pieski. Szybko wyskoczyły z wozu i mogłem zamknąć drzwi. Pomogłem Julce i Mikołajowi z walizkami. Miki miał tą najmniejszą dla piesków, a my pozostałe trzy. Przeszliśmy przez połowę parkingu i weszliśmy do ciepłego budynku. W Polsce jest początek grudnia, a skutkiem tego też jest ochłodzenia powietrza i ogólnie temperatury. 
Wracając.
Przeszliśmy wszystko bez przeszkód gdyby nie jeden widz. Wypytywał się co my tutaj robimy? Czyje to jest dziecko? Mając to wszystko w dupie odeszliśmy po prostu nic mu nie mówiąc. Nie chce mówić widzom co się  u mnie dzieje. Mają swoje życie i nie sobie nim żyją.
Czekaliśmy już w "poczekalni". Włączyłem jakąś bajkę Mikemu i się skończyło na tym, że wszyscy w trójkę oglądaliśmy. Psiaki smacznie sobie spały na fotelach obok. Nagle bez przyczyny nasze telefony zaczęły wibrować jak głupie. To wszystko były powiadomienia z instagrama. Mikołaj zrobił wielkie oczka gdy zobaczył co się dzieje. 
- Telefon wam tańczy.- zaśmialiśmy się. 
Posadziłem małego na kolanach włączyłem mu kontynuacje bajki na ipadzie. A ja z Julka muszę rozwiązać nasz problem. Nasze telefony były całe zlagowane. Zacinały się niemiłosiernie. Byliśmy kompletnie zdezorientowani tą sytuacją i tym co mamy począć? O co od tak nagle mogło im chodzić. 
- Kurwa mać! O co chodzi?- krzyknąłem nieźle wkurwiony. 
- Kapi naucz się kontrolować chociaż przy dziecku. Plis.- powiedziała z troską. -Masz teraz szczęście, że ma w Airpody w uszach po tak to już po tobie.- dodała. 
- Faktycznie.- zaśmiałem się. W końcu mój telefon umilkł i mogłam spokojnie zobaczyć co takiego się stało. 

Ten rozdział jest zaglibisty wiem. Dawno nie było takiego długie rozdziału i mam nadzieje, że wam się podoba, więc za to może 35 gwiazdek? Błagam bo aktywność ostatnio to jakaś porażka. Życzę miłego dnia/wieczoru. 
Buźka! Baii. 

Kadżki som fajne...

{1021 słów}

Tego nie dało się zaplanowaćWhere stories live. Discover now