Rozdział 13

397 23 3
                                    

Siedemnaste urodziny. Dzień, który Susanne wyobrażała sobie zupełnie inaczej. Chciała spędzić go z kimś bliskim, jednak znowu została sama.
Wstała nieco później niż zwykle. Spojrzała przez okno i zamiast standardowego widoku ulic Warszawy, zobaczyła piękny ogród i przenikające przez niego promienie słońca. “Zawsze jakaś odmiana” pomyślała. Rozejrzała się, a w oczy rzuciła jej się walizka. Zapewne w nocy przewieziono ją z hotelu. Nie miała z tym problemu, ponieważ jej rodzice najwidoczniej trochę przygotowali się na ich przyjazd i wypełnili szafy w ich pokojach nowymi ubraniami. Chociaż nie chciała, to musiała przyznać, że to miła niespodzianka. Przynajmniej wiedzieli, że woli chodzić w spodniach. Wzięła z szafy czerwony kombinezon, czarne buty i kurtkę skórzaną- była to nowość, która dopiero zaczynała pojawiać się w sklepach dla Niemców. W Warszawie zapewne pierwszych egzemplarzy będzie można się spodziewać w ciągu miesiąca. Sama nie miała jeszcze zbytnio okazji gdziekolwiek w niej wyjść, a dzisiejszy dzień wydawał się do tego idealny. Związała swoje brązowe, kręcone włosy, zostawiając przednie kosmyki delikatnie opadające na twarz. Gdy tylko wyszła z łazienki, zauważyła coś jeszcze. Na biurku leżał list. Nie miała pojęcia od kogo był, ani dlaczego wcześniej go nie zauważyła. Podeszła i otworzyła kopertę. Od razu rozpoznała staranne pismo matki.
“Córeczko, nie mieliśmy okazji się z tobą odpowiednio pożegnać, ani powiedzieć ci o kilku rzeczach, dlatego postanowiliśmy wyjaśnić ci to w liście. Inaczej to sobie wyobrażaliśmy... ale pozostaje nam mieć nadzieję, że już niedługo wszystko wróci do normy. Przykro nam, że wczoraj tyle się stało. Liczymy jednak, że zostaniecie do końca wyjazdu w tym domu. W nocy przewieziono wasze bagaże. Mimo to w waszych pokojach przygotowano wszystko, czego możecie potrzebować, łącznie z nowymi ubraniami. Wczoraj wspomniałaś, że nie pamiętamy nawet o twoich urodzinach, ale to nieprawda. Kilka lat temu marzyłaś o własnym samochodzie. Jesteś już niemal dorosła i masz prawo jazdy, więc czemu nie? No podjeździe stoi twój prezent. Chcielibyśmy być teraz z tobą, ale wiesz jak jest na wojnie. Pytałaś także, gdzie wyjeżdżamy. Będziemy w Szwajcarii, jako reprezentanci Rzeszy będziemy negocjować warunki nowej umowy dotyczącej złóż naturalnych oraz produkcji broni. Jest to jednak tajna operacja, o której nie może dowiedzieć się nikt spoza grona naszej najbliższej rodziny. Tym razem będziemy pisać częściej, ale listy dostarczać będą nasi agenci, znajdujący się w niemal każdym strategicznym państwie. Będziemy też mieli dla ciebie kilka misji, które przygotują cię do działań w terenie i na pewno będziesz z nich zadowolona. Mamy nadzieję, że chociaż trochę patrzysz teraz na naszą sytuację z szerszego punktu widzenia. Opisuj nam swoje działania i uwagi, które będą uzupełnieniem raportów, które dostajemy. Spodziewaj się następnego listu w przyszłym tygodniu i na spokojnie przemyśl sobie to wszystko. “
To był koniec, nie licząc oczywiście podpisu i leżących na biurku kluczyków. Susanne odłożyła list z powrotem i zaczęła analizować wszystkie nowe informacje. “Jutro będziesz się tym martwić. Dzisiaj powinnaś spędzić teń dzień w spokoju i dobrym humorze.” Skarciła się w myślach. Wychodząc z pokoju wrzuciła kluczyki do kieszeni, zerknęła jeszcze w lustro i zeszła na dół. Z kuchni unosił się przepiękny zapach. Widocznie inni wstali dużo wcześniej niż ona i zdążyli już zająć się śniadaniem. Jakby na potwierdzenie tych przypuszczeń idąc do kuchni wpadła na kogoś.
- Gdzie ci się tak spieszy?- spytał z rozbawieniem Michael, który... wyglądał nieco inaczej niż zazwyczaj.
- Eeee, mogę wiedzieć co ty wyprawiasz?- spytała zdezorientowana Susanne pierwszy raz widząc go bez koszulki.
- Ale o co ci dokładnie chodzi? Przed chwilą skończyłem śniadanie, jeśli o to pytasz.- odpowiedział.
- Nie, nie o to mi chodzi. Mógłbyś chociaż założyć coś na siebie.- stwierdziła starając się patrzeć gdziekolwiek, byle z dala od niego.
- Aaa o to ci chodzi.- zaśmiał się blondyn.- Brałem prysznic, ale musiałem wrócić się na dół po pewną rzecz i tak jakoś wyszło, że Matylda zaczęła robić te przepyszne tosty. Poza tym wyluzuj, jest środek lata.
- Tak, świetnie. Rozumiesz jednak, że nie chciałabym kojarzyć tego służbowego wyjazdu z twoim widokiem.- powiedziała, nadal unikając go wzrokiem.
- Nie? A szkoda. Myślałem, że będziesz zadowolona.- mówił z uśmiechem i powoli się przysuwał.
- Że co?- spytała zwdziwiona.- Gdzie jest Thomas?
- Wyszedł gdzieś z samego rana.- odpowiedział znudzony.
- Tak po prostu? Nie mówił gdzie?- dopytywała.
- Nie i szczerze nie bardzo mnie to interesuje.- stwierdził, stojąc już parę centymetrów od niej.
- No dobra. Dzięki za informację.- spróbowała go wyminąć i przerwać tę niecodzienną sytuację, jednak blondyn nie dał jej przejść.
Spojrzała na niego pytająco, jednak on nie przestawał się uśmiechać i najwyraźniej świetnie się bawił. Za plecami poczuła ścianę.
- Jakieś plany na dzisiaj?- zapytał zwyczajnie.
- Tak, jadę do centrum.- odpowiedziała, tym razem patrząc mu w oczy.
- Do Thomasa?- rzucił od razu.
- Oczywiście, że nie. Powiedzmy, że biorę od was dzień wolnego.
- Jaka szkoda.- stwierdził z rozbawieniem.- No cóż, wygląda na to, że zostanę tutaj sam.
- Baw się dobrze. Mam tylko dwie sprawy. Po pierwsze ubierz się, a po drugie to jak wrócę, chciałabym zastać ten dom w tym samym stanie, także nie szalej.- zaśmiała się Susanne, a Michael nachylił się w jej stronę.
- A więc od teraz to twój dom? A może od razu powinienem mówić do ciebie jak do Führera?- dopytywał Michael w niepodobnym do niego nastroju do żartów.
- Myślę, że kiedyś na pewno tak będzie.- odpowiedziała z uśmiechem i wykorzystując okazję, wydostała się z niezbyt komfortowego położenia.
Michael obejrzał się na nią.
- Za kilka lat jeszcze się okaże.- odpowiedział.
- Zobaczymy.- stwierdziła.
Po raz ostatni spojrzała na Michaela i weszła do kuchni. Chociaż starała się o tym nie myśleć, to musiała przyznać, że Michael musiał dużo ćwiczyć i dbać o siebie, aby tak wyglądać. Rozszyfrowanie jego zachowania, które zmieniało się tak często było na ten moment niemożliwe.
Zapach tostów i naleśników unosił się w całym domu. Na stole stały talerze z tymi pysznościami i miski z owocami. Nie zwlekała już dłużej i zaczęła jeść. Po paru minutach weszła Matylda.
- Susanne, kochana wszystkiego najlepszego. Wyglądasz olśniewająco.- powiedziała miłym głosem.
- Dziękuję.- odpowiedziała uśmiechnięta dziewczyna.- Jesteś chyba jedyną, która pamiętała.
Kobieta nie wspomniała nic o wczorajszym zajściu ani o jej rodzicach, więc brunetka też nie zamierzała zaczynać tego tematu.
- Masz może jakieś plany na tak ważny dzień?- spytała zainteresowana.
- Tak, pojadę do centrum i spędzę ten dzień po swojemu, z dala od moich problemów.- odpowiedziała.- Przepyszne te twoje śniadania, przez te wszystkie lata zapomniałam jak dobrze gotujesz.
- Miło mi, że ci smakuje. Wróć przed szesnastą, to zdążysz na swój tort. Obecnie jest w przygotowaniu. Mam nadzieję, że będziesz zadowolona.- powiedziała Matylda, szukając czegoś po szafkach.
- Jasne, że tak. Na pewno będę.- obiecała.
Parę minut później później skończyła jeść i zaczęła pomogać Matyldzie posprzątać.
- Susanne, nie musisz tego robić.- protestowała kobieta.- Na tym polega moja praca, za którą dostaję naprawdę wysoką pensję.
- Wiem, ale to nie problem. Lubię ci pomagać.- zapewniła. We dwie rozprawiły się ze wszystkim zaledwie w dziesięć minut.
- To już wszystko. Dziękuję ci, a teraz jedź tam i dobrze się baw.- powiedziała uśmiechnięta.
- Na pewno nie będziesz mnie już potrzebować?- dopytywała Susanne.
- Na pewno. Jedź już, tylko wróć przed szesnastą.
- No dobrze. Do zobaczenia!- powiedziała zbierając się do wyjścia.
- Do zobaczenia!- odpowiedziała Matylda wychodzącej dziewczynie.
Gdy tylko Susanne wyszła na zewnątrz, jej oczom ukazał się elegancki, czerwony samochód stojący na podjeździe. Był piękny i nie miała co do tego wątpliwości. Wyjęła z kieszeni kluczyki i otworzyła go. Czarna tapicerka komponowała się z czerwienią na zewnątrz. Po chwili brama otworzyła się, a samochód szybko wyjechał z posesji. Dzielnica, w której mieszkała znajdowała się na obrzeżach Berlina ze względów bezpieństwa. W ścisłym centrum, wbrew pozorom mieszkali mniej zamożni obywatele. Co prawda było tam mnóstwo sklepów, kawiarnii i pięknych widoków, jednak było to miejsce szczególnie narażone na ataki, dlatego większość znanych i ważnych osobistości wybierało obrzeża miasta. Z każdą ulicą, jaką mijała Susanne, krajobraz powoli się zmieniał. Duże i przestrzenne wille z ogrodami powoli zmieniały się w skromniejsze budowle z coraz mniejszą przestrzenią, aby wreszcie stać się eleganckimi, lecz zwyczajnymi kamienicami stojącymi w pobliżu rynku. Był ciepły, słoneczny dzień i wszyscy dookoła starali się wykorzystać to w jak najlepszy sposób. Niektórzy spacerowali z dziećmi, inni robili zakupy. Zupełnie jakby nie było żadnej wojny. Absolutne przeciwieństwo Warszawy, gdzie na ulicach nie było uśmiechniętych, elegancko ubranych ludzi, tylko przerażeni Polacy, na każdym kroku bojący się o swoje życie. Na Polsce wojna odciskała straszliwe piętno, które ciężko było porównać z jakimkolwiek innym miejscem na świecie...
Susanne skręciła w boczną uliczkę. Po prawej stronie zobaczyła sporej wielkości plac, używany jako okoliczny parking. Zatrzymała się w wolnym miejscu i wysiadła. Nie miała konkretnych planów na ten dzień. Chciała spędzić go po prostu na czymś przyjemnym. Może spacer i jej ulubiona kawa pomogą? Prawdopodobnie tak.
Szła powoli pomiędzy kamienicami, a ludzie co chwilę spoglądali na nią. Nie wiedziała, czy to dlatego, że powoli stawała się rozpoznawalna, czy z powodu swojego ubioru, który znacznie różnił się od pozostałych. Kobiety raczej nie nosiły spodni, lecz sukienki, a jeśli pracowały w urzędach to najczęściej chodziły w spódnicach. Susanne jednak ceniła sobie wygodę i zakładała spodnie przy każdej możliwej okazji. Nadal nie mogła nacieszyć się tym spokojem, jaki panował w Berlinie. Cały swój czas spędzała w Warszawie i szczerze mówiąc, chyba przyzwyczaiła się do pośpiechu i codziennej dawki adrenaliny. Jej ulubiona kawiarnia była już w zasięgu wzroku, więc przestała już rozmyślać. Weszła do środka i od razu zwróciła uwagę na elegancki wystrój w delikatnych kolorach. Było tam pięknie. Zajęła stolik i zamówiła swoją ulubioną kawę. Zazwyczaj brała też ciastka, ale po śniadaniu Matyldy, nie miała na nie ochoty. Gdy czekała na swoje zamówienie, zauważyła na oko dwudziestokilkuletniego chłopaka, który przyglądał jej się w nietypowy sposób. Po chwili stał już naprzeciw niej i zapytał:
- Mogę się dosiąść?
Sama nie wiedziała co odpowiedzieć, a on najwidoczniej był na to przygotowany.
- Nazywam się Olivier Frank. Na pewno znasz mojego ojca. Jest Generalnym Gubernatorem na terenach dawnej Polski.- powiedział pokazując jej dokument, jaki mieli tylko niemieccy wojskowi.
- Hans Frank urzęduje w Krakowie, prawda?- spytała.
- Tak, ja też. Jesteśmy tu tylko na dwa dni.- odpowiedział.
- Zdaje się, że na tą uroczystość zjechało się wiele ważnych osobistości.- stwierdziła.
- Zastanawiam się tylko, dlaczego jesteś tutaj zamiast Richarda Hitlera.- powiedział, uważnie ją obserwując.
- Słucham?- spytała zszokowana.
- Może i udało ci się omamić tych wszystkich ludzi, w tym nawet mojego ojca, ale mnie nie kupisz słabym przemówieniem zapewne czytanym z kartki. Aby rządzić potrzeba czegoś więcej niż ładnej buźki i znanego nazwiska. Nie dałbym nawet jednego oddziału pod twoje rozkazy, nie mówiąc o całej III Rzeszy. Szczerze, to mogłabyś co najwyżej podawać mi kawę w moim biurze, a nie pchać się do władzy. Dziwię się, że wszyscy tolerują takie zachowanie, a zwłaszcza Richard.- mówił Olivier.
Susanne była w szoku. Nie była w stanie nic odpowiedzieć, więc poprostu siedziała i patrzyła na niego zdumionym wzrokiem.
- Richard Hitler powinien być tutaj i prowadzić tą uroczystość. Mam nadzieję, że mimo tego nieporozumienia, to on zostanie Führerem, a nie ty.
- Czemu zakładasz, że któreś z nas musi zostać nowym Führerem, skoro jest już dwóch?- spytała wreszcie Susanne.
- Nasze Imperium się rozrasta, niedługo zajmie całą Europę. Potrzeba nam będzie nowego dowódcy, który będzie miał inne spojrzenie na wojnę, wprowadzi coś nowego, coś co nas umocni. Ty możesz nas jedynie osłabić... jesteś tylko dziewczyną i to w dodatku z chorą ambicją. Teoretycznie nie powinnaś mieć nawet praw do wypowiadania się w sprawach naszego państwa, bo nawet nie jesteś w pełni Niemką, czyż nie? Masz w sobie polską krew, a w twoim położeniu nie jest to powodem do dumy.- stwierdził pochylając się nieco w jej stronę.
W tym momencie Susanne miała dosyć.
- Naprawdę? Nie widzę nic złego w tym kim jestem. Nie zamierzam wstydzić się tego, że mam polskie korzenie, a już na pewno nie będę wstydzić się bycia kobietą. Dochodzę do wniosku, że jedynym tutaj problemem jesteś ty i twoje podejście.- odpowiedziała głośniej Susanne.
Olivier poruszył się niespokojnie na beżowym siedzeniu.
- Wiem o tobie więcej niż mogłoby ci się wydawać, dlatego dobrze ci radzę uważać na to co robisz czy mówisz.- wycedził w jej stronę.
- Tak? A niby skąd? Z raportów? Tam nie ma nic istotnego.- powiedziała.
- Nie, od kogoś z twojego bliskiego środowiska.
Ta informacja totalnie ją zaskoczyła, ale nie dała tego po sobie poznać.
- Niesamowite.- stwierdziła z sarkazmem.- Chyba muszę porozmawiać z wujkiem, żeby nałożył na was nowe obowiązki, skoro tak bardzo wam się nudzi w tym Krakowie, że interesujecie się moim życiem.- powiedziała z uśmiechem.
- Jesteś żałosna.- odpowiedział.
Dalszą rozmowę przerwał kelner, który przyniósł jej kawę. Olivier spojrzał na mężczyznę i powiedział z fałszywym uśmiechem:
- Ja zapłacę za tę przeuroczą damę.
Kelner chyba naprawdę w to uwierzył, bo również się uśmiechnął.
- Oczywiście. To będzie...
Nie zdążył dokończyć, bo chłopak podał mu banknot, który wielokrotnie przewyższał wartość rachunku, po czym stwierdził, że reszty nie trzeba.
Susanne nie miała pojęcia, co tu się właściwie dzieje. Poprostu siedziała i patrzyła. Gdy zostali już sami, spojrzała na niego ostatni raz i wstała.
- Miło się rozmawiało, ale mam jeszcze parę spraw do załatwienia.- powiedziała, po czym ruszyła do wyjścia.
Olivier nie zamierzał jej tak łatwo odpuścić i szarpnął ją za ramię. Nie spodziewała się tego i wpadła na niego.
- Nie myśl sobie, że to koniec.- mówił patrząc jej w oczy i coraz mocniej trzymając jej rękę.
- Mam taką nadzieję. Puszczaj, bo nie mam na to czasu.
Nic to jednak nie zmieniło, a Susanne poczuła, że zaraz złamie jej rękę. Zrobiła jedyną rzecz, jaka przyszła jej do głowy. Oblała Oliviera gorącą kawą. Po chwili usłyszała jego krzyk i pojawił się piekący ból w lewej ręce, gdy wreszcie udało jej się od niego uwolnić. Wszyscy dookoła na nich spojrzeli, a ktoś z obsługi już szedł w ich stronę z serwetkami.
-Oszalałaś?!- krzyknął.- Zniszczę cię. Dopadnę. Nie dożyjesz do następnego roku.
Susanne uśmiechnęła się lekko.
-Możesz próbować, ale wiesz... istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że nie zdążysz. A wiesz czemu? Bo ja załatwię cię jako pierwsza.- powiedziała z delikatnym uśmiechem patrząc na niego.- A jeśli ty chcesz dożyć do następnego roku to odpuść sobie i nie zbliżaj się do mnie.
Po tych słowach skierowała się do drzwi, omijając po drodze personel, który starała się jakoś pomóc Olivierowi Frankowi, który jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że zaczął wojnę, w której może przegrać.
Rozejrzała się po ulicy, a niezmącony spokój, jaki na niej panował był naprawdę mocnym kontrastem do wydarzeń sprzed minuty. Czy ktoś go nasłał? Raczej mało prawdopodobne. Skoro przyjechał z ojcem do Berlina właśnie teraz, to zapewne był też wczoraj na stadionie. Jak dużo o niej wiedział? Kto był, a właściwie kto jest jego informatorem? Skoro Olivier nie działa sam, to czy może czuć się bezpiecznie nawet we własnym domu? To wszystko nie dawało jej spokoju. Nagle poczuła czyjś dotyk i usłyszała jak ktoś mówi jej imię, ale na jakąkolwiek reakcję było już za późno.

This is warWhere stories live. Discover now