Rozdział 32

363 20 6
                                    

Wieczorem Richard wrócił do domu. Tym razem zastał swoją kuzynkę w jej pokoju. Gdy tylko zapukał i pojawił się w drzwiach, Susanne ukryła coś przed nim w stosie dokumentów na jej biurku.
- Hej, wszystko w porządku?- spytał zamykając drzwi i siadając na fotelu.
- Tak, jest całkiem nieźle.- odpowiedziała zerkając nerwowo na telefon.
- Czekasz na coś?- spytał próbując ją wybadać.
- Nie... po prostu chyba za mało spałam.
- Nie powinnaś się tak przemęczać. Posłuchaj... wiesz przecież, że jesteśmy rodziną, a oprócz tego przyjaciółmi. Możesz mi wszystko powiedzieć. Widzę, że coś jest nie tak, dziwnie się zachowujesz, poza tym nigdy nie doprowadzałaś się do takiego stanu. Co się dzieje? Gdzie znikasz z samego rana albo czemu zamykasz się na całe dni?
- Mówiłam ci już, że za dużo pracuję. Poszłam tylko po kawę.
- Przestań. Za dobrze cię znam, wiem kiedy kłamiesz. Myślałem, że po tylu latach ufamy sobie nawzajem.- stwierdził, a jego twarz posmutniała.-Wiesz... chciałem ci coś wyznać, ale chyba nie masz ochoty na szczerość. Przyjdź kiedy zmienisz zdanie.- wstał, ale w połowie drogi do drzwi zatrzymał go głos Susanne.
- Poczekaj... proszę. To nie tak...- jej głos załamał się. Czuła w sobie wściekłość i ból, że musi okłamywać swoich bliskich, którzy zrobiliby dla niej wszystko.- Führer podejrzewa, że złamałam zasady, więc dał mi misję, której nie umiem wykonać.
Richard przyglądał się jej uważnie, po czym zrobił krok w jej stronę.
- A ty nie możesz go zawieść.
- Nie. Jeśli zawiodę to... on zabije Thomasa, a potem mnie.- dodała próbując znów panować nad sobą, chociaż przy kuzynie wcale nie musiała udawać twardej.
Richarda zamurowało. Po raz pierwszy w życiu zobaczyła na jego twarzy strach. Patrzył na nią jakby powiedziała coś totalnie bez sensu.
- Niemożliwe. Nie zrobiłby ci krzywdy.- powiedział stanowczo, jednak wyglądało na to, że próbował przekonać samego siebie.
- Też tak myślałam.
Podszedł i przytulił ją. Przez chwilę poczuła się bezpiecznie, gdy wiedziała, że ma kogoś z kim może porozmawiać... z kimś kto zawsze ją chronił.
- Nikt cię nie skrzywdzi. Nawet on. Bez względu na wszystko.
- Tak naprawdę to wszystko przeze mnie. Oni... mają rację. Ja... pomogłam uciec jednemu chłopakowi, przyniosłam mu leki, zapewniłam opiekę medyczną.- mówiąc to ściszyła głos, aby nikt inny jej nie usłyszał.- Gdybym odpuściła, życie Thomasa nie wisiałoby na włosku... Wiem co sobie o mnie myślisz, ale naprawdę nie jestem zdrajcą. Nie przekazałam im żadnych informacji, tylko... nie mogłam znieść, że ten chłopak, który od samego początku był dla mnie miły, wierzył w swoich przyjaciół... miał tak po prostu zginąć z rąk Michaela.
Richard nie puścił jej, nie przerywał ani tak naprawdę nigdy jej nie oceniał.
- Zawsze miałaś dobre serce.- stwierdził.- Wszyscy dookoła postrzegają to jako słabość, ale właśnie to sprawia, że jako jedna z niewielu jesteś człowiekiem, a nie przepełnionym nienawiścią tyranem. Jeśli chcesz wiedzieć to dla mnie jesteś niesamowita, nie ważne co zrobisz. Kieruj się tym co czujesz, a nie zasadami, które stawia Führer. Jestem z ciebie dumny i zrobię wszystko, żeby ci pomóc.
- Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.- powiedziała.- Tak bardzo się boję. Chciałam im pomóc, a teraz? Będę musiała ich zdradzić.
Richard nie odzywał się przez chwilę. Sam właściwie nie wiedział co odpowiedzieć. Był tak samo przerażony jak ona.
- Spokojnie. Coś wymyślimy. Na razie się tym nie przejmuj. Obiecuję ci, że dopóki żyję nie spotka cię nic złego, a tak się składa, że nie spieszy mi się umierać.- posłał jej delikatny uśmiech, a ona odpowiedziała tym samym.
- Dziękuję.- powiedziała cicho a on pocałował ją w czoło, tak jak robił wiele lat temu, gdy byli dziećmi.- Chciałeś mi coś powiedzieć.- przypomniała sobie.
- A no tak, ale wiesz nie sądziłem, że sprawa jest na tyle poważna. Spodziewałem się bardziej burzliwego zerwania, biorąc pod uwagę to, że Thomas się tu dobijał.
- Och no tak. Nie mów mu nic. Jeśli wszystko dobrze pójdzie to nigdy się o tym nie dowie. Nie chcę go martwić.
- Mimo wszystko uważam, że powinniście porozmawiać, ale nie będę robił niczego za twoimi plecami.
- Mów co to za sprawa. Zaciekawiłeś mnie.- zagadnęła Susanne, próbując zmienić temat.
- To naprawdę nic takiego. Pomyślałem, że może będziesz zainteresowana, ale mamy teraz misję do wykonania, więc przełożę to i zajmiemy się ratowaniem Richtera.
- Daj spokój. Nie zawracaj sobie głowy moimi problemami. Nie rezygnuj z własnego życia. Gdzie chcesz iść?
Richard wyglądał na nieco zawstydzonego, co było dość nietypowe u 23-letniego chłopaka.
- Zacząłem się z kimś spotykać i tak się składa, że dostałem od niej zaproszenie na wspólną kolację, no wiesz z jej rodziną. Bardzo chciała cię poznać i prosiła, żebyś przyszła razem ze mną.
Susanne była w szoku. Od kiedy pamiętała Richard był izolowany przez ojca. Nigdy nie miał dziewczyny, ani nawet przyjaciół... tylko ją. Poczuła ukłucie w sercu, mimo że doskonale wiedziała, że to złe. Cieszyła się, że jej ukochany kuzyn znalazł sobie kogoś z kim złapał nić porozumienia, ale zawsze byli tylko we dwoje. Nikt nie stawał między nimi, a teraz wszystko było możliwe. Pewnego dnia w końcu zacznie żyć tylko i wyłącznie swoim życiem i zapomni o niej. „Przestań.”- skarciła się w myślach. „Nie mogę być zazdrosna o to, że myśli teraz o kimś innym. To głupie. Ma do tego prawo.”- powtarzała sobie, próbując poukładać myśli.
Richard przyglądał jej się uważnie, a w jego oczach zauważyła delikatne błyski nadziei.
- Zrozumiem jeśli nie zechcesz iść, a jeśli mnie potrzebujesz to ja też zostanę.- powiedział to spokojnym głosem patrząc jej w oczy. Susanne milczała przez chwilę. Owszem miała sporo pracy, ale czy mogła zniszczyć tak ważny dla niego dzień? Widziała jak bardzo mu zależy. Odpowiedź była prosta.
- Nie zostawię cię przecież. Kiedy mamy tam być?- spytała, mimo że to była ostatnia rzecz, na którą miała teraz ochotę.
- Wiem, że to dość mało czasu, ale dość długo zbierałem się, aby ci o tym powiedzieć.- wyznał, poprawiając fryzurę. Dopiero teraz zauważyła, jak bardzo zmienił swój wygląd.- Jutro wieczorem o 19:00.
- Niech będzie.- odpowiedziała z lekko wymuszonym uśmiechem.- Kim ona jest?
- Niemką, córką jednego z dygnitarzy i członków Rady...
- O, jej ojciec jest członkiem Rady? Jak uroczo. Przemili ludzie...oczywiście kiedy nie przydzielają ci samobójczych misji.- odparła sarkastycznie, po czym pożałowała swoich słów. Sama nie wiedziała, czy to rozdrażnienie to wina braku snu czy może jej wrodzonej arogancji.
- Posłuchaj, naprawdę cię rozumiem i mogę ci obiecać, że ona jest inna. Jest przemiła, piękna i ciągle o ciebie pytała. To zaufana i szanowana rodzina. Na pewno się dogadacie.
- Oby tak było. Cieszę się. Naprawdę.- zapewniła i posłała mu uśmiech. Richard odpowiedział tym samym i spojrzał na zegar.
- Muszę już iść. Bądź gotowa jutro na 18:30.- przytulił ją i wyszedł z prawdziwym szczęściem wymalowanym na twarzy.
Susanne usiadła na fotelu, który wcześniej zajął jej kuzyn i wpatrywała się w jakiś odległy punkt za oknem. Nie umiała znaleźć dla siebie miejsca i z zamyśleń wyrwał ją dzwonek telefonu. Poderwała się z miejsca i odebrała.
- Halo? Susanne?- usłyszała.
- Tak, dzień dobry.- odpowiedziała nerwowo.
- Wybacz jeśli przeszkadzam, chciałem tylko powiedzieć, że Alek wróci dzisiaj w nocy i może spotkać się z tobą jutro rano. Czy masz jakieś konkretne miejsce lub godzinę spotkania? Wszystko mu przekażę.
- Niech Alek wybierze.
- To może przyjdź do naszego domu o 7:00, jeśli to nie za wcześnie. Wtedy będziecie sami, my wychodzimy do pracy, a jego siostra na zajęcia.
- Dobrze, dziękuję bardzo. Przyjdę na pewno.
- Nie ma sprawy. Do zobaczenia Susanne. Pozdrów proszę Monikę.
No tak... jej matka. Rodzice nie odzywali się do niej już od dłuższego czasu, czyli nic się nie zmieniło.
- Tak zrobię, dziękuję jeszcze raz.- odpowiedziała i odłożyła słuchawkę.
Teraz musiała skupić się tylko i wyłącznie na swojej misji. Skoro ma jutro aż dwa ważne spotkania to musi wreszcie pójść spać i przestać wyglądać tak tragicznie. Generał Richter ma rację, jeśli chce ich przekonać, musi powiedzieć im część prawdy.
 
 
Następnego dnia Susanne stanęła o siódmej rano na progu Dawidowskich. Wyglądała o wiele lepiej niż wczoraj. Starannie ułożyła włosy i przebrała się w świeżo wyprasowane ubrania, jednak pojawił się pewien problem z jej twarzą. Sińce i przekrwione oczy były czymś, co bardzo trudno ukryć. Uznała jednak, że może to lepiej gdyby Alek ją tak zobaczył. Może jej historia stanie się wtedy bardziej wiarygodna? Wieczorem będzie się martwić o swój wygląd, kiedy pójdzie na uroczą rodzinną kolację z jakąś nadętą arystokratką. To jest właśnie to, czego jej teraz potrzeba. Kolejne zmartwienie do kolekcji. Niesamowite.
Zapukała do drzwi i po chwili na spotkanie wyszedł jej Alek. Mimowolnie uśmiechnęła się i zanim zdążyła coś powiedzieć, przytulił ją.
- Nic ci nie jest.- powiedziała z ulgą.- Bałam się, że...
- Żyjesz.- odpowiedział tym samym tonem.- Wszystko się udało.- dodał wciągając ją do mieszkania.
- Co z Jankiem?- spytała przejęta. Alek posmutniał.
- Żyje, ale nie jest dobrze.
- Jak to?
- Stracił sporo krwi, ma kilka złamań, parę obrażeń wewnętrznych.
- Och nie. Wiedziałam... naprawdę robiłam co mogłam, żeby go zatrzymać, ale... Michael wiedział więcej niż powinien.- dodała przejęta.
- Spokojnie. Zajął się nim lekarz i mówił, że widać udzielaną mu wcześniej pomoc medyczną, gdyby nie ona to już byłby martwy. Poleży kilka miesięcy i wróci do zdrowia.- stwierdził Alek.- Dziękuję za wszystko co zrobiłaś i no wiesz...że zatrzymałaś tego szaleńca.
Susanne spojrzała na niego zdezorientowana.
- Thomas czy jak mu tam. Chyba za mną nie przepada.- dopowiedział.
- Aaa no tak. Może tak być.- dodała z uśmiechem.
- Czy coś się stało? Wyglądasz jakbyś nie spała...
- Od kilku dni? Tak wiem. Ostatnio sporo walczę sama ze sobą.- wyjaśniła odwracając wzrok.
- Dlaczego?
- Z jednej strony muszę wykonywać rozkazy, być idealną córką Führera, mimo że tak naprawdę moi rodzice są daleko stąd i piszą do mnie list raz w roku. Jest im wszystko jedno czy jestem szczęśliwa. Mam robić to co każe mi wuj. Pomogłam wam, bo nikt nie zasługuje na los, jaki czekał na Janka. Nie żałuję tego, co zrobiłam. Dopiero wtedy poczułam, że robię coś dobrego. Jeśli odkryją prawdę, to koniec. Alek ja... chciałabym wam pomagać. Dla nich i tak nie mam większego znaczenia, dopóki nie wchodzę im w drogę, a wam mogę się przydać. Proszę. Pomóż mi coś zmienić.- mówiła poruszona, wyrzucając z siebie ból i frustrację, którą nosiła w sobie od dawna.
- Chcesz być jedną z nas?- spytał zdziwiony łapiąc ją za drżącą rękę.- Działać w konspiracji?
- Tak. Jestem tego pewna.- odpowiedziała.
- Brawo. Ładna przemowa. Jak długo ją pisałaś?- spytał Zośka opierając się o framugę.
- Słucham?- spytała zdezorientowana, jednak nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Nie wiem w co sobie pogrywasz, ale ci się to nie uda. Chcesz dostać się do Podziemia? Po co? Potrzebujesz informacji?
- Pomogłam wam już dwa razy. Za ten pierwszy, karę odbywam do dzisiaj, siedząc w Gestapo z tym psychopatą Göringiem. O drugim nikt nie wie i tak pozostanie. Nie sądzisz, że gdybym miała złe zamiary to już dawno bym was zabiła?
- Być może, ale z drugiej strony byłaś oficerem Wehrmachtu. Z uwagi na nazwisko to pewne, ale nie biorą tam byle kogo. Musisz być dobrym strategiem i skutecznym żołnierzem w jednym. Dlatego właśnie ci nie ufam. Pomogłaś nam, trzeba ci to przyznać, dzięki tobie Rudy żyje. Dla mnie to o wiele za mało, oznacza to jedynie tyle, że nie jesteś aż tak dwulicowa jak myślałem, ale nic więcej. Dowództwo nigdy się na to nie zgodzi. Zapomnij.
- Przecież nie muszą wiedzieć.- stwierdziła.
- Jak ty sobie to wyobrażasz? Może i po tamtej stronie barykady jesteś kimś, ale tutaj rządzę ja i zapewniam cię, że dopóki mam coś do powiedzenia, nigdy nie będziesz jedną z nas. Masz mnie za idiotę? Mam uwierzyć, że z dnia na dzień chcesz zmienić stronę?
- W połowie to też moja ojczyzna. Zawsze będzie dla mnie ważna.
Zośka zaśmiał się szorstko.
- No widzisz i to jest właśnie różnica między nami. Dla mnie ojczyzna to cały mój świat, a dla ciebie tylko w połowie twoja sprawa. Jeśli to wszystko, to zbieraj się. Nie mamy czasu na bzdury.
- Zośka, poczekaj...- sprzeciwił się Alek.
- Nawet nie próbuj jej bronić. Mało się przez nią wycierpiałeś?
- Nie możesz tak po prostu...
- Nie. Daj spokój.- powiedziała do Alka.- Ludzie mi nie zaufają. Widocznie nie każdy zasługuje na drugą szansę... Czy mogę chociaż zobaczyć się z Jankiem?
- Nie ma takiej opcji.- odpowiedział szybko Zośka.
- Ja cię do niego zabiorę. Bardzo chciał z tobą porozmawiać, ale sama rozumiesz...- stwierdził Alek.
- Nie możesz. Szpital to tajne miejsce.- sprzeciwił się Tadeusz.
- Gdyby nie ona nie miałbyś do kogo tam iść.- syknął Dawidowski i pociągnął za sobą Susanne.
Zośka zacisnął pięści.
- Ryzykujesz życie dziesiątek cywili.
- Chcę tylko odwiedzić przyjaciela. Nie zamierzam wysadzać budynku.- odpowiedziała spokojnie.
- Dobrze wiesz o co mi chodzi.
Susanne westchnęła zrezygnowana, a Alek pociągnął ją za sobą. Zośka niechętnie poszedł za nimi, jednak przez całą drogę nie odezwał się do nich ani słowem.
 
Okazało się, że szpital był naprawdę daleko i mimo tego, że skorzystali z kolejki jeżdżącej przez miasto, która rano była niesamowicie zatłoczona, to mieli jeszcze spory kawałek do przejścia. Susanne była pewna, że przekroczyli granicę Warszawy. Nie zamierzała jednak tego komentować, wiedząc że nawet bez tego Zośka chętnie by się jej pozbył.
Weszli do starego i trochę zaniedbanego budynku przy bocznej drodze. Alek gdzieś zniknął i po chwili wrócił twierdząc, że wie gdzie przenieśli Rudego. Leżał w małej salce, a dookoła niego stało kilka przyrządów, miał też podłączoną kroplówkę. Kiedy dziewczyna podeszła bliżej rzuciły jej się w oczy wszystkie jego rany, siniaki i blizny, jakie zostały mu po torturach Michaela. Janek powoli otworzył oczy i uśmiechnął się.
- Susanne... to naprawdę ty?- spytał słabym głosem.
- Tak.- odparła z delikatnym, podszytym smutkiem uśmiechem.- Jak się czujesz?
- Bywało lepiej, ale nie narzekam. Tak się cieszę, że tu jesteś. Bałem się o ciebie.
- Ty o mnie?- spytała zdzwiona.
- No tak.- odpowiedział jakby to było oczywiste.- Wiem jak dużo dla mnie ryzykowałaś. Nie wiem jak mam ci dziękować...
- Nie musisz. Powoli przyzwyczajam się do waszych akcji.
Janek posłał jej rozmarzony uśmiech, który stopił jej serce.
- Chciałbym, abyś została z nami na dłużej.- wyznał, biorąc ją za rękę.
- Prawie się udało.- odpowiedziała.
- Jak to?- spytał zaskoczony.
- Chciałam do was dołączyć. No wiesz... być jedną z was.
Rudy przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.
- Jesteś niesamowita, wiesz? Tak się cieszę! Dlaczego akurat teraz muszę tu siedzieć? Kiedy następna akcja?- pytał zniecierpliwiony.
- Janek, nie powinieneś się tak nadwyrężać, poza tym... nie przyjęli mnie.- wyjaśniła niepewnym tonem.
- J-jak to?- spytał zdezorientowany.
- Zośka się nie zgodził. Nie ufa mi i reszta chłopaków pewnie też.- dodała.
- To niesprawiedliwe! Przecież uratowałaś mi życie! Tyle dla nas zrobiłaś i to więcej niż raz, czy on tego nie widzi? A co z Alkiem?
- Ciężko stwierdzić. To nie jest teraz ważne, nie po to tu przyszłam.
- Jak to nieważne? Muszę z nimi porozmawiać. Zośka zawsze był nieufny, ale to już przesada.- stwierdził Janek.
- Nie możesz mu tego narzucić, on ma rację.
- Oczywiście, że mogę i zamierzam to zrobić. Niedługo stąd wyjdę i pójdziemy razem na jakąś akcję.
Susanne nie odpowiedziała, jedynie uśmiechnęła się do niego. Usłyszeli mocne puknięcie w drzwi. Jej czas się kończył.
- Nie powinnam siedzieć tutaj zbyt długo, chciałam tylko upewnić się, że żyjesz i jakoś się trzymasz. Chłopaki się niecierpliwią, pora się zbierać.- pochyliła się nad nim i pocałowała go w czoło.- A ty musisz odpoczywać, postaram się niedługo znów cię odwiedzić. Nie rób nic głupiego, dobra?- spytała mimo że nie oczekiwała obietnic.
- Zobaczymy jak wyjdzie.- zaśmiał się.- Ale postaram się.
Susanne rzuciła mu ostatni uśmiech i wyszła z salki. Na korytarzu czekał jak zwykle niezadowolony Zośka i znudzony Alek.
- Skończyłaś?- spytał Tadeusz.
- Jak widać.- odpowiedziała.
- Jeśli to wszystko co chciałaś to możesz już się zbierać. My zostaniemy tu jeszcze przez jakiś czas.- stwierdził.
Spojrzała na Alka, jednak nie odezwał się on ani słowem.
- W porządku. Dzięki, że mnie tu zabraliście.- powiedziała, jednak nie doczekała się odpowiedzi oprócz lekkiego kiwnięcia głową.
Powoli skierowała się do wyjścia, jednak sama nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Czuła, że zawiodła. Co teraz będzie? Wyszła na zewnątrz i usiadła na ławce pod szpitalem. Czy miała w ogóle po co wracać? Nie przyjęli jej. Tak najzwyczajniej w świecie.
 
 
Alek i Zośka weszli do małej salki, w której leżał Rudy.
- Jak się czuje nasz pacjent?- spytał Tadeusz z uśmiechem. Niezadowolenie zniknęło z jego twarzy, gdy tylko Susanne wyszła.
Bytnar nie odpowiedział.
- Co jest?- zaniepokoił się Zawadzki.
- Jak mogłeś?- spytał urażony Rudy.
- Jak mogłem co?
- Nie przyjąłeś jej.- wyjaśnił nawet nie patrząc na przyjaciela.
- O co ci chodzi?- Zośka również zaczynał się denerwować.
- Pomagała nam, uratowała mi życie już drugi raz, a ty nadal jej nie ufasz. Nie znajdziesz nikogo lepszego niż ona. Popełniasz wielki błąd.- stwierdził Janek.
- No tak, za pierwszym razem prawie zastrzelił cię jej przyjaciel, a potem prawie zamęczył cię jej nowy kolega. Faktycznie, wielkie poświęcenie. Nie sądzisz, że to właśnie przez nią masz te wszystkie kłopoty?- Zośka zaczął tracić nad sobą kontrolę.
- Nie. Nie sądzę. A ty Alek? To jest wojna i każdy jest nam potrzebny w tej walce. Jeśli jej nie przyjmiesz to nie licz na mnie. Odchodzę, nawet kiedy wyzdrowieję, już do was nie wrócę.- zadeklarował.
- Słucham? Oszalałeś!- sprzeciwił się Zośka.- Alek, przemów mu do rozsądku.
- Ja... sam nie wiem. Ufam jej i chciałbym, żeby była w naszych szeregach, ale nie wiem na ile to jest możliwe.- wyjaśnił niepewnie.
- Ja tam nie ma wątpliwości i stawiam sprawę jasno. Możecie albo zyskać nowego utalentowanego i wpływowego sojusznika albo stracić dwóch. Wybór jest prosty.- stwierdził Rudy.
- To się jeszcze okaże. Pomyślę nad tym i dam ci znać. Na wszelki wypadek możesz już zbierać swoje rzeczy.- warknął Zośka i wyszedł trzaskając drzwiami, zostawiając ich samych.

This is warWhere stories live. Discover now