Rozdział 11

391 25 4
                                    

Magazyn broni był jednym z wielu pilnie strzeżonych miejsc w Warszawie. Znajdował się w dzielnicy, gdzie Polacy niemal nie mieli wstępu. Mimo to kilka grup niepozornie wyglądających przechodniów zbliżało się nieubłaganie do celu. Czterech dowódców uzbrojonych było w skradzione Niemcom pistolety, lecz reszta była zupełnie bezbronna. Gdy ujrzeli magazyn rozdzielili się i dyskretnie sprawdzili liczebność strażników. Jak na razie wszystko szło zgodnie z ich planem, więc nie zwlekali i zabrali się do pracy. Zaatakowali jednocześnie. Postanowili uderzyć skutecznie, z zaskoczenia. Rudy i Alek obserwowali to spod pobliskiego kiosku. Ich zadaniem było zabezpieczanie przyjaciół i ewentualna interwencja w razie problemów. Atakujący ściągnęli na siebie uwagę pozostałych ochroniarzy, którzy w minutę znaleźli się u boku towarzyszy. Rudy co chwilę tracił z oczu znajome twarze. Nie wiedział czy to był już odpowiedni czas na interwencję. Chciał pomóc, ale gdy zrobił krok do przodu Alek zatrzymał go szybkim szarpnięciem.
- Poczekajmy, to nie jest dobry moment.- stwierdził starając się zachować spokój.
- Jeśli teraz się nie uda, to koniec.- jęknął przejęty Rudy.
- Cierpliwości. Za chwilę będziemy im potrzebni.- uspokoił go Alek.
Gdy sytuacja się nieco uspokoiła, a ciała nieprzytomnych strażników zostały starannie ukryte, grupa weszła na dziedziniec. Przed nimi znajdował się ogromny, masywny budynek z czerwonej cegły. Po prawej stronie znajdowała się ścieżka prowadząca do hali, w której przetrzymywano broń gotową do załadunku. Obok niej stały cztery samochody przystosowane do przewozu takich przesyłek. Uderzająca była cisza, jaka zapanowała. Zupełnie jakby grupa buntowników odwiedziła dawno opuszczone, wyludnione miejsce. Oprócz strażników nie było tu nikogo. Podobne wrażenie odnieśli Rudy i Alek, którzy stali na niemal wymarłej ulicy. Żadnego samochodu, żadnych przechodniów. Chłopcy wymienili zaniepokojone spojrzenia. Coś było nie tak. To był odpowiedni moment, by dołączyć do reszty, wykonać misję i jak najszybciej opuścić to miejsce, zanim staną się tu rzeczy, których skutków nie będzie można już cofnąć.

Zośka powoli próbował dojść do siebie, po tym co zrozumiał. Dlaczego żaden z nich nie zaczął nic podejrzewać? Dlaczego on sam pozwolił, aby zaszło to tak daleko? Tu nie chodziło już nawet o to niedorzeczne zauroczenie, lecz do czego to doprowadziło. Susanne znała prawdę. Przez chwilę nieuwagi zdradzili swój największy sekret, który może ich kosztować nawet życie. Zośka jeszcze raz spojrzał w ekran, na twarz dziewczyny. Wyjął swój notatnik i zaczął spisywać wszelkie informacje jakie udało im się zdobyć na jej temat, po czym poszedł do swojego pokoju i otworzył ostatnią szufladę starej komody. Wyjął z niej starannie zawinięty i przykryty innymi rupieciami pakunek. Otworzył pudełko i odwinął z materiału mały pistolet, który trzymał w pokoju na wszelki wypadek. Przyglądał mu się przez chwilę, po czym rzucił go na stół, obok notesu. Wszystko zanosiło się na to, że po zakończeniu delegacji, będzie musiał złożyć jej krótką wizytę.

Alek i Rudy dołączyli do swoich przyjaciół na dziedzińcu. Gdy przeszli przez zazwyczaj pilnie strzeżone bramy, poczuli się jak w pułapce. Zanim jednak przystąpili do akcji, postanowili „pożyczyć" broń od nieprzytomnych strażników, gdyby zastali kogoś w środku budynku.
- Dobra, to od czego zaczynamy?
- Połowa idzie do hali i zabieracie co tylko się da, reszta niech spróbuje wejść do głównej części magazynu.- wydał polecenie dowódca.
„Poszło łatwo, za łatwo" pomyślał Alek.
Podeszli do głównych drzwi, lecz oczywiście były zamknięte. Zawsze mogli próbować przestrzelić zamek i wyważyć drzwi, ale ich uwagę odwróciły głosy za ich plecami. Zupełnie jakby życie na ulicach wracało do normy. Musieli się pospieszyć, zanim ktoś zorientuje się, że przypuścili atak.
- Chodźcie tutaj! Udało nam się otworzyć halę. Załadujcie jak najwięcej.- krzyknął jeden z dowódców.
Weszli do środka. Była niezwykle przestrzenna. Na podłodze stały czarne skrzynie z wieloma rodzajami broni. Karabiny, granaty a nawet snajperki dla sił specjalnych. Do każdej skrzyni przyczepiono kartę z danymi do przejazdu. Nie wierzyli własnym oczom. Każdy zakładał, że to niemożliwe, ale jednak tu byli. Wzięli na początek cztery skrzynie: dwie z bronią krótką, jedną z bronią długą i jedną z granatami. Zebrali je i ruszyli do wyjścia, a gdy już byli przy wyjściu usłyszeli głos z głębi pomieszczenia.
- Jak miło, że postanowiliście nam pomóc w załadunku, ale wydaje mi się, że sami świetnie damy sobie z tym radę.- stwierdził wysoki mężczyzna ubrany w nieskazitelnie czysty i wyprasowany mundur.
Stał beztrosko oparty o stertę skrzyń, a jago twarzy pojawił się lekceważący uśmieszek.
- Nic stąd nie wyniesiecie. A teraz poddajcie się, zanim zrobi się nieprzyjemnie.- stwierdził.
- Nie chcę psuć Panu humoru, ale ochrona tego obiektu... chyba nie czuje się najlepiej.- zasugerował Rudy.
Uśmiech nie schodził jednak mężczyźnie z ust. Alek przyjrzał się dokładniej jego mundurowi. Po krótkiej analizie doszedł do wniosku, że to musi być jakaś ważna osoba, prawdopodobnie oficer Wehrmachtu. Jeśli okazałoby się, że ma rację, to mieliby poważne problemy, skoro zaangażowało się w to wojsko.
Nagle dosłownie znikąd, przed wyjściem z hali załadunkowej znalazło się kilkunastu żołnierzy z karabinami gotowymi do strzału.
- Czekamy na rozkaz, generale Richter.
- To poddajecie się czy od razu mamy zacząć do was strzelać?
Alek nie słuchał. Wszystkie jego obawy się potwierdziły. Muszą się jakoś stąd wydostać. Tylko jak? Z drugiej strony ten mężczyzna kogoś mu przypominał. Nie mógł sobie przypomnieć kogo, ale był pewny, że widział już kogoś niemal identycznego.
- Jeśli myślicie, że się teraz poddamy to naprawdę nic o nas nie wiecie.- odezwał się jeden z dowódców otoczonej grupy.
- A wy naprawdę daliście się złapać w pułapkę jak małe dzieci... tak łatwo was zmylić.- stwierdził zadowolony generał, po czym odsunął się na bezpieczną odległość.- Wykończyć ich. Ognia!- tym razem zwrócił się do swoich podwładnych.
Padło kilka strzałów, lecz dzięki temu, że byli w magazynie, mogli osłonić się skrzyniami z bronią, chociaż tylko częściowo. Mimo to czworo z drużyny nie uniknęło nieubłagalnie zbliżających się pocisków. Ich ciała upadły bezwładnie na podłogę, a przerażone i zrozpaczone spojrzenia pozostałych skrzyżowały się w tym samym momencie.
- Zdaje się, że powinienem was zostawić. Oczekuję, że złożysz raport, który będę mógł osobiście przedstawić Führerowi, poruczniku.- powiedział generał, po czym jakby nic się nie działo wyszedł z hali i zatrzaskując drzwi, odciął jedyną drogę ucieczki.
Alek był spanikowany. Spojrzał z nadzieją na stojące w pobliżu skrzynie, ale nie było opcji, by wykraść z nich broń. Była starannie zabezpieczone, a sforsowanie blokad zajęłoby im co najmniej kilkanaście minut, a przecież tyle czasu nie mieli. Musieli zadowolić się tym, co już zyskali. Mimo ich beznadziejnej sytuacji, w jego myślach co jakiś czas pojawiała się Susanne. Dawno jej nie widział. Nawet nie wiedział, gdzie może teraz być. Obiecał, że ją znajdzie i z nią porozmawia i naprawdę chciałby to zrobić, zwłaszcza, że Zośka też będzie jej szukać. Wszystko się tak bardzo skomplikowało... cały czas miał nadzieję, że za chwilę wejdzie ona do hali załadunkowej, nawet gdyby była wtedy z Thomasem i zakończy tę patową sytuację i że da im czas na ucieczkę. Wiedział, że zrobiłaby to dla niego... przynajmniej jakiś czas temu. Odgłos kolejnego strzału z niebezpiecznie bliskiej odległości od razu sprawił, że wrócił myślami do obecnej sytuacji. Spojrzał na karabin, który trzymał w rękach i uświadomił sobie, że nawet nie sprawdził ile pocisków zostało w magazynku. W takim razie każdy strzał mógł być tym ostatnim. Najpierw musiał obejść halę, aby upewnić się, czy nie ma tu jakiegoś innego wyjścia. Główne wejście, które zamknął generał było na tyle duże, aby samochód bez problemu mógł wjechać do środka. Zatem musiało być jeszcze co najmniej jedno przejście, chociażby dla pracowników lub połączenie z magazynem głównym. Alek schylił się, na tyle by nie był widoczny znad skrzyń poustawianych po całej hali niczym labirynt.
- Do roboty panowie. Wystrzelajcie ich jak kaczki.- porucznik zwrócił się do swojego oddziału.
„Niedobrze" pomyślał Alek.
Rudy także poruszał się pomiędzy skrzyniami, szukając jakiejkolwiek znajomej twarzy. Odgłosy kroków odbijały się szerokim echem po całym pomieszczeniu. Najgorsze było to, że nie wiedział czy to wróg czy przyjaciel. Co chwilę słychać było odgłosy strzałów, czasami krzyki. Rudy gwałtownie odwrócił się i wycelował. Zrobił parę kroków tył i wpadł na kogoś. Od razu poczuł karabin przystawiony do jego pleców. Odruchowo krzyknął, lecz szybko ktoś zasłonił mu usta, po czym usłyszał znajomy głos.
- Cicho bądź. To tylko ja.
Gdy się odwrócił, zobaczył zdenerwowaną twarz przyjaciela.
- Po co za mną chodzisz? Bezpieczniej byłoby się rozdzielić.- stwierdził Alek.
- Być może, ale nie zamierzam aż tak ryzykować. Masz jakiś plan?- spytał.
- Musimy znaleźć jakieś inne wyjście, na pewno jakieś musi być.
- Przecież na pewno będzie zamknięte. Nic nam to nie da.- stwierdził poddenerwowany Rudy.
- Przestrzelimy zamki i w końcu się wydostaniemy.- wyjaśnił Alek.
- Równie dobrze możemy po prostu przestrzelić zamki i wyjść głównym wejściem.
- Nie chcę cię martwić Janek, ale za główną bramą prawdopodobnie będzie czekać na nas kilkunastu wściekłych strażników. Poza tym ten cały generał zapewne przewidział, że będziemy próbować uciekać tą drogą. Musimy spróbować jakoś inaczej.
- Dobra, to prowadź.
Ruszyli przed siebie starając się iść jak najbliżej ściany. Jednocześnie nasłuchiwali i rozglądali się dookoła. Każdy krok stawiali powoli i w ciszy. Przeszli tak kilka metrów, aż w końcu musieli odsunąć się od ściany i obejść dookoła stertę palet i skrzyń. Usłyszeli kolejne strzały, ale nie wiedzieli na kogo trafiło. Alek wyjrzał zza sterty i stał się świadkiem przerażającej sceny. Naprzeciwko jednego z jego przyjaciół stał niemiecki żołnierz z karabinem skierowanym w jego głowę. Zanim jednak Alek i Rudy zdążyli cokolwiek zrobić, ich kolega leżał na podłodze, a obok niego osunął się karabin skradziony parę minut wcześniej. Niespodziewanie żołnierz odwrócił się w ich stronę, a wyraz jego twarzy nie pozostawiał wątpliwości, że ich jedyną możliwością jest jak najszybsza ucieczka. Jak się potem okazało obchodził się z bronią znacznie sprawniej niż im się na początku wydawało, a pocisk posłany w ich kierunku minął Rudego zaledwie o parę centymetrów. Rzucili się do ucieczki, ale zamiast biec tą samą trasą, skręcili w prawo niemal w sam środek hali. Przecięli ją po przekątnej cały czas biec z niewyobrażalną prędkością. Rozpaczliwie rozglądali się za drzwiami albo choćby w miarę dużymi oknami. Alek złapał Rudego za rękaw i szarpnął w lewo. Zapuszczali się w głąb magazynu, zostawiając za sobą ewentualną możliwość powrotu do głównego wejścia. Po drodze zauważył ich Kamil, który był ich bliskim przyjacielem. Szybko ich dogonił, jednak nie pytał o szczegóły, ponieważ wiedział, że w grupie mieli większą szansę na obronę.
„Czy tu naprawdę nie ma żadnego innego pomieszczenia?" zadręczał się w myślach Alek.
- Chyba coś jednak jest.- powiedział cicho Rudy.- Przed nami po prawej.
We trójkę odszukali swój cel. Drzwi wyglądały niepozornie i prawie w ogóle się nie odznaczały. Były oczywiście zamknięte, ale i tak już ich znaleźli, więc nie zaszkodzi trochę pohałasować. Podnieśli karabiny i zaczęli przestrzeliwać zamki i zabezpieczenia. Trochę to trwało, a odgłosy biegu stawały się coraz głośniejsze. Drzwi jednak ani drgnęły.
„To koniec" pomyśleli. Alek jednak resztkami sił zaczął kopać w drzwi, z nadzieją, że zamki wreszcie odpuszczą. Rudy i Kamil również się przyłączyli. Kątem oka dostrzegli żołnierzy. Ostatnie ich kopnięcie było rozpaczliwe i niemal już całkowicie pozbawiające sił. Zamek jednak odpuścił, a drzwi delikatnie się uchyliły. Ich czas właśnie się skończył, ale udało im się! Wbiegli do pomieszczenia wielkości średniego pokoju i szybko zamknęli drzwi, a następnie zabarykadowali je stojącym obok stolikiem. Gdy się rozejrzeli, doszli do wniosku, że musi to być coś w stylu pomieszczenia administracyjnego, gdzie podpisywano i potwierdzano wszystkie dostawy. Spojrzeli z nadzieją na okno, które było w tej chwili ich jedyną szansą ucieczki. Przysunęli krzesło i spróbowali je otworzyć. Gdy znowu nie poszło po ich myśli, co dzisiaj zdarzało się dość często, Alek wybił szybę kolbą karabinu. Wspiął się na parapet, a gdy upewnił się, że nie ma nikogo w pobliżu, dał znak kolegom, aby poszli w jego ślady. Rudy zrobił to samo, a potem podał rękę Kamilowi, aby mu pomóc. W tej chwili drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka wpadli żołnierze. Złapali Kamila, który nie zdążył się jeszcze wydostać, jednak Rudy też nie zamierzał dać za wygraną. Alek, gdy tylko zobaczył co się dzieje, pomógł przyjacielowi i szarpnęli z całej siły. Chłopak wypadł przez okno wyszarpnięty przez kolegów, a w rękach żołnierzy został but i strzęp ze spodni Kamila.
- Zabierajmy się stąd.- wydyszał Rudy.
Szybko podnieśli się i pobiegli do wyjścia.

Zza okna obserwował ich generał Richter.
- Trójka z nich uciekła, czy mamy rozpocząć pościg?- spytał porucznik.
- Nie. Dajcie im odejść. Niech opowiedzą o tym, co tu zaszło. Może się wreszcie czegoś nauczą.
- Rozkaz, generale.- odpowiedział porucznik, po czym rozłączył się.
Richter odłożył słuchawkę, jednak nie na długo, bo za chwilę miał wykonać jeszcze jeden telefon...

Po wydostaniu się z terenu magazynu, zabrali jeszcze karabiny, które pozostały. W końcu nie mogli wrócić z pustymi rękoma, mimo tak ogromnych strat. Nie wiedzieli czy ktoś oprócz nich przeżył. Wszystkiego dowiedzą się przez najbliższe godziny. Skierowali się do domu Zośki, aby chociaż na chwilę móc zapomnieć o tym co się stało. Nie zdawali sobie jednak sprawy, że to dopiero początek ich problemów i niefortunnych zbiegów okoliczności...

This is warWhere stories live. Discover now