Rozdział 25

293 12 0
                                    

Susanne zdecydowała, że lepiej pojechać na Pawiak z samego rana. Wstąpiła jeszcze do ich rodzinnej kliniki i poprosiła jednego z lekarzy o leki przeciwbólowe, tłumacząc, że od wczoraj strasznie boli ją brzuch. Oczywiście dostała je, a właściwie całe pudełko. Musiała się jednak liczyć z lawiną pytań, jaką zasypali ją medycy, czy na pewno nie wykonać jakiś badań. Na szczęście udało jej się z tego wywinąć. Musiała kłamać, że to leki dla niej, ponieważ doskonale wiedziała, że kiedy Führer się o tym dowie i uzna to za podejrzane, to dokładnie wypyta lekarzy, a oni po prostu nie będą w stanie mu skłamać. Nie miała im tego za złe. Zwyczajnie musiała uważać i zacierać ślady. Wsiadła do swojego samochodu i odjechała. O tej porze na ulicach nie było żadnego ruchu. Miasto wydawało się wymarłe, chociaż doskonale wiedziała, że to tylko złudzenie. Po czterdziestu minutach dojechała do szlabanu, solidnego i wysokiego ogrodzenia z wieżyczkami i mnóstwem wartowników. Zatrzymano ją i dopóki nie mieli zupełnej pewności, że to ona, niemal każdy karabin był wycelowany prosto w nią. Bardzo szybko zorientowali się jednak w sytuacji i opuścili broń. Zaparkowała w pobliżu bramy i podszedł do niej oficer dyżurny.
- Podnieść szlaban, pani?- spytał, wcześniej jej salutując.
- Nie trzeba.- odpowiedziała.- Jestem tutaj tylko na chwilę.
Przeprowadził ją przez wszystkie zabezpieczenia i znaleźli się na dużym dziedzińcu. Przed nimi stał stosunkowo niewielki, szary budynek.
- Czym możemy służyć?- spytał wprowadzając ją do środka.
- Macie tutaj niezwykle istotnego więźnia. Posiada bardzo ważne informacje, które musimy z niego wyciągnąć i to jak najszybciej. Chciałabym zobaczyć się z nim na osobności i skłonić do współpracy, zanim zrobią to moi mniej wyrozumiali koledzy.- wyjaśniła zawistnym tonem, który dodawał jej wiarygodności.
- Tak jest. Jak się nazywa?
- Jan Bytnar.
- Już się robi. Proszę chwilkę poczekać.- powiedział, po czym zniknął wśród korytarzy.
Ostatni raz Susanne była tutaj ponad rok temu. Całkiem sporo się zmieniło. Rozejrzała się i przeszła najbliższym korytarzem. Po obu stronach były murowane cele ze wzmocnionymi drzwiami i wizjerem, przez który strażnicy mogli monitorować sytuację w środku. W całym kompleksie panował minimalizm i zimny, szary wystrój. Mimo że przyjechała tutaj z własnej woli i nikt jej tutaj nie trzymał, to czuła się jak w pułapce. Nie lubiła tego miejsca. Po części na pewno przez to, jakie okropieństwa przydarzały się tutaj więźniom. Prawda była taka, że przesłuchania na Szucha były niczym w porównaniu z torturami jakie stosowano tutaj. Susanne wzdrygnęła się i zawróciła. Było tutaj wielu strażników, a niemal połowa z nich to byli Polacy. Pracowali tutaj, bo zostali zmuszeni. Nie dano im wyboru, ale mimo to nadal starali się pomagać. Przekazywali krótkie wiadomości, jakie pisali więźniowie do ich rodzin, przez co bliscy uwięzionych wiedzieli czy jeszcze żyją. Susanne wiedziała o tym, ale nie zamierzała prowadzić śledztwa w tej sprawie. Na ich miejscu robiłaby dokładnie to samo.
Wreszcie wrócił oficer, z którym rozmawiała.
- Wszystko gotowe, proszę za mną.
Szli wąskimi szarymi korytarzami, przez które dziewczynie wydawało się, że ściany są coraz bliżej, a ona już nigdy nie wydostanie się na zewnątrz. Okropne uczucie. Wreszcie zatrzymali się i otworzył jej drzwi. Zerknęła do środka i poczuła niesamowitą ulgę. Był tam Rudy i nie był już tak osłabiony jak wtedy, gdy widziała go po raz ostatni.
- Dwóch strażników stanie pod drzwiami jeśli pozwolisz, pani.- zasugerował.
- Nie będzie to koniecznie. Nikt nie będzie nikogo atakować. Poza tym bardzo cenię sobie prywatność. Liczę również na pana dyskrecję. Zrozumiano?- spytała oschle, utrzymując wrażenie zdecydowanego dowódcy.
- Tak jest. Nikt nie będzie pani przeszkadzał. Wycofam stąd ludzi.
„Niesamowite ile potrafi zdziałać samo nazwisko. Przecież tak naprawdę nie jestem taka straszna"- myślała.
Ostatni raz na niego spojrzała i weszła do środka. Drzwi się za nią zamknęły i usłyszała wszystkie zamki i zasuwy. Przez chwilę ogarnęła ją panika, że teraz to już naprawdę zostanie tu na zawsze, ale musiała się opanować. Rudy znosił to cały czas. Był silny i ona też musiała. Dla niego.
Nie była to zwykła cela. Pokój był nieco większy i były tam dwa krzesła i stół. Widocznie musiało być to coś w stylu pokoju przesłuchań. Na alei Szucha wszystko było takie eleganckie, dopracowane i po prostu piękne na swój sposób. Każdy element wnętrza pasował do innych, a wszystko wykonano z przepychem. Tutaj było zupełnie odwrotnie. Zwykłe szare pomieszczenie z obdrapaną farbą i starymi, poniszczonymi meblami. Nic więcej.
Rudy był trochę zdziwiony i nie do końca wiedział co powinien zrobić. Chciała mu to ułatwić.
- Mam nadzieję, że jakoś się trzymasz.- powiedziała uśmiechając się do niego lekko. Po jej szorstkim tonie, jakim rozmawiała jeszcze minutę temu, nie było już śladu.
- Tylko dzięki tobie.- odpowiedział patrząc jej w oczy.
Susanne złapała krzesło i zamiast zając miejsce za biurkiem, usiadła naprzeciw niego. Chciała rozmawiać z nim jak równy z równym.
- Dziękuję. Za to, że go powstrzymałaś.- powiedział otaczając jej dłoń swoimi.
To był prosty gest, ale niósł za sobą więcej uczuć niż mogłoby się wydawać.
- Przepraszam cię za Michaela. On... nie jest najprzyjemniejszym facetem, na jakiego można trafić.
- Zauważyłem.- stwierdził posyłając jej czarujący uśmiech.- Co się stało, Susanne?- spytał z troską.- Ktoś kazał ci tu przyjechać? O tej porze?
- Nie do końca. Wybacz, że tak wcześnie, ale chciałam cię odwiedzić przed godzinami pracy, bo Michael jest podejrzliwy i w życiu nie pozwoliłby mi tu przyjechać. Poza tym prawdopodobnie dzisiaj już go nie spotkasz. Raczej tylko tych dwóch.- wyjaśniła.
- Widziałaś się z chłopakami?- spytał z nadzieją.
- Tak. Przekazałam im, co chciałeś. Poza tym już niedługo będziesz wolny. Oczywiście, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem.
- Jak to?- spytał zdzwiony.
- Będziemy próbowali cię odbić. Znaczy oni, a ja im pomogę, tyle ile dam radę.- doprecyzowała
Rudy zamiast się nieco rozluźnić, na co liczyła, nieco się zmartwił.
- Nie powinniście tak ryzykować to niebezpieczne. Zwłaszcza dla ciebie. Jeśli ktokolwiek się dowie to zabiją cię za zdradę. Nie, nie mogę pozwolić ci zginąć.- uścisk jego dłoni się zwiększył.- Wycofaj się z tego. Proszę.
- Nie mogę. Nie chcę już patrzeć jak cierpisz.- odpowiedziała.
- A ja nie mogę znieść myśli, że przeze mnie coś może ci się stać.- wyznał.
- Ale dlaczego? Przecież wiecie kim jestem. Powinno być wam wszystko jedno.- mówiła.
- Ale mi nie jest wszystko jedno. Alkowi też nie. Dla mnie nie ma znaczenia jakie masz nazwisko. Liczy się to co robisz, a ty jesteś po prostu niesamowita... i niesamowicie piękna.- dodał z lekkim uśmiechem, patrząc na ich ręce.- Kiedy cię spotkałem, zobaczyłem w tobie coś niezwykłego. Nie jesteś taka jak inni. Wierzyłem w to cały czas i cieszę się, że miałem rację.
- Janek...
- Nie ryzykuj dla mnie wszystkiego co masz. Wiem, że chcesz pomóc, bo z natury jesteś dobrym człowiekiem, ale nie rób tego. Nie tym razem. Jeśli ktokolwiek ma coś zmienić na tej wojnie to właśnie ty. W tej partii jesteś królową, a ja tylko zwykłym pionkiem. Nie możesz tak ryzykować. Nie warto.
- Nie mów tak. Wyciągniemy cię.- zapewniła desperacko starając się go nie słuchać.
- Nawet nie wiesz jak bardzo doceniam, że nigdy się nie poddajesz. Zawsze próbujesz pomóc. Myślałem o tobie, kiedy mnie tu przywieźli, wiesz? O tym jak postawiłaś się Michaelowi i o tym, że jesteś najsilniejszą dziewczyną, jaką w życiu widziałem. Poza tym Alek miał wielkie szczęście, że spotkał akurat ciebie. Przy tobie był naprawdę szczęśliwy. Starał się to ukrywać, bo Zośka od początku był temu przeciwny, ale trochę mi opowiadał. Wiem, że teraz jest między wami napięta atmosfera, ale jeśli kiedykolwiek zastanawiałaś się czy to było prawdziwe, to zapewniam cię, że tak. Przy tobie on zmienił się na lepsze... ja się zmieniłem. Bo tak naprawdę rozumiałem go lepiej niż się tego spodziewał. Wiem, że to totalnie nie na miejscu, ale teraz jestem tutaj i nie wiem jak to się skończy. Nie mam za wiele do stracenia. Wiem, że jesteś z Thomasem i to dobrze, bo on zapewni ci coś czego żaden z nas nie może. Przy nim jesteś bezpieczna i jego się trzymaj.- mówił, aż wreszcie znów spojrzał jej w oczy.- Wiem, że głupio to zabrzmi, ale patrzę na ciebie w sposób w jaki nie powinienem. Na początku się tego bałem, ale im dłużej cię znałem, tym bardziej przekonywałem się, że to nic złego. Kiedy byłaś z Alkiem ja... nie patrzyłem na ciebie jako przyjaciel, rozumiesz? Z czasem nauczyłem się to tłumić, ale jeśli miałbym tutaj umrzeć to chcę, żebyś wiedziała, że czuję do ciebie więcej niż powinienem i nie chcę już tego ukrywać.- mówiąc to nachylił się do niej, dotknął jej twarzy i delikatnie ją pocałował. Nie spodziewała się tego. Wyczuł to, ale nie próbowała uciekać. Domyślał się, że nie chciała go zranić. Nigdy nie sądził, że kiedykolwiek w ogóle do tego dojdzie. Zawsze jedynie to sobie wyobrażał, a teraz działo się to naprawdę. Poczuł jednak ukucie w okolicach serca. Co on właściwie robił? Całował miłość swojego najlepszego przyjaciela, do której Alek wciąż potajemnie wdychał. Przy okazji to dziewczyna jednego z najbardziej niebezpiecznych i wpływowych Niemców. Dał się ponieść emocjom. To był błąd. Jak się okazuje, podwójny błąd.
- Nie chcę, żebyś myślała, że wiąże nas to w jakikolwiek sposób.- powiedział cicho odsuwając się od niej.- Wiem, że masz swoje życie.
- Ja... nie miałam pojęcia. Moje życie jest nieco bardziej skomplikowane, niż się wydaje. Przepraszam, jeśli kiedykolwiek cię czymś zraniłam.
- Nie, nie.- szybko wszedł jej w słowo Janek.- Jest w porządku. Cieszę się, że przyszłaś.
Zobaczył w jej oczach jakiś nieodgadniony błysk. Widział, że chciała mu coś powiedzieć.
- Nie czuj się nieswojo, jeśli myślisz co innego. Nie zrobię tego więcej jeśli nie będziesz chciała. Nikomu o tym nie powiem... zapomnijmy o tym jeśli chcesz.
- Nie, Janek. Spokojnie.- powiedziała ciepłym tonem.- To nic złego. Cieszę się, że to powiedziałeś. Wybacz moją reakcję.- na jej twarzy pojawił się lekko zakłopotany uśmiech. Bytnar przyglądał jej się starając się zapamiętać jej piękno.- Chciałam spytać cię jeszcze o jedną rzecz.
- Jasne. Co takiego?- spytał otrząsając się.
- Jest tutaj może lekarz, który no wiesz jest najlepiej Polakiem i tak naprawdę się wami opiekuje? Taki, któremu można zaufać?
Rudy zamyślił się na chwilę.
- Właściwie to jest. Doktor Rosnel. A czemu pytasz?
- Żeby ci pomóc. To chyba oczywiste. Przywiozłam ci leki przeciwbólowe i chcę przekazać je twojemu lekarzowi, żeby dał ci je w odpowiednim momencie. Tobie je przecież zabiorą.
Janek pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Nie powinnaś tego robić. Ktoś się o tym dowie i będziesz miała problemy.
- Nikt się nie dowie. Spokojnie.- po chwili ciszy dodała- Trzymaj się. Niedługo się zobaczymy. Jesteś naprawdę silny, musisz jeszcze trochę wytrzymać.
- Poczekaj.- powiedział szybko łapiąc ją jeszcze za nadgarstek.
Odwróciła się do niego, a on przytulił ją ostatni raz. Gdy spojrzała mu w oczy zobaczyła zwyczajny, głęboki smutek.
- Uważaj na siebie.- powiedział gładząc jej delikatne brązowe włosy.- Proszę.
- Ty też. Niedługo się zobaczymy. Wszyscy.- powiedziała smutnym tonem.
Oderwali się od siebie, Susanne spojrzała na niego jeszcze raz, a on usiadł z powrotem na starym krześle. Uderzyła w drzwi dwa razy i po chwili stanęły przed nią otworem. Stanął przed nią oficer i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Susanne stwierdziła:
- Chcę widzieć się z doktorem Rosnelem tak szybko jak to możliwe.
Mężczyzna zdawał się nieco zdziwiony, ale po chwili zreflektował się i odpowiedział:
- A tak. Muszę jeszcze sprawdzić czy jest dzisiaj w pracy. Proszę za mną.
Znowu szli tymi okropnymi korytarzami. Z zewnątrz budynek zdawał się znacznie mniejszy niż był w rzeczywistości. Przeszli przez dziedziniec i weszli do osobnego małego budynku. Był to mały oddział szpitalny, który w praktyce nie miał żadnych istotnych sprzętów ratujących życie. Nie było tu sterylności i ładnego wystroju, jak chociażby w klinice, do której zabrał ją Hesser. Nie musiała się zastanawiać dlaczego tak jest. Znała odpowiedź. Tutaj wcale nie ratowano życia, nikomu za bardzo nie zależało.
Oficer wszedł do zamkniętego pomieszczenia i siedział tam kilka minut. Susanne rozejrzała się dokładnie. Naprawdę cieszyła się, że nie musi tu tkwić.
- Chciała się pani ze mną widzieć?- spytał starszy mężczyzna w białym fartuchu.
- Doktor Rosnel?- spytała, a on kiwnął delikatnie głową.- A zatem przejdźmy do rzeczy. Jest tutaj pomieszczenie, gdzie możemy spokojnie porozmawiać w cztery oczy?
- Oczywiście.- odpowiedział prowadząc ją do bocznych drzwi.
Kolejne małe pomieszczenie, coś w stylu gabinetu ordynatora szpitala.
- W czym mogę pani służyć?- spytał z ledwie wyczuwalnym napięciem w głosie.
Susanne rozejrzała się, upewniając, że nikt ich nie podsłuchuje.
- Mamy tutaj bardzo ważnego więźnia. Wczoraj został dość mocno poturbowany, a potrzebujemy jego zeznań. Musi zostać przy życiu i chcę, aby otrzymał on wszelką pomoc, jakiej będzie wymagał. Czy to jasne?- spytała cicho.
- Tak, pani ale o którego więźnia dokładnie chodzi?
- Jan Bytnar. Zna go pan?
- A tak. Zajmowałem się nim. Chciałbym jednak zaznaczyć, że jako lekarz mam tutaj bardzo ograniczone zasoby.
- Rozumiem. Nie liczę na specjalistyczną pomoc, tylko na ulżenie mu w bólu. Mam nadzieję, że to pomoże.- powiedziała podsuwając mu pudełko leków przeciwbólowych.- Nie chcę, żeby tyle cierpiał. Zawsze wolę rozwiązania bez użycia przemocy.- lekko uśmiechnęła się do niego.- Słyszałam, że dotrzymuje pan sekretów. Niech będzie tak i w tym wypadku.
Rosnel patrzył na nią oszołomiony, po czym odpowiedział:
- Ma pani moje słowo, że zostanie to między nami. Będę podawał to Bytnarowi przed wyjazdem na Szucha. Gdyby znaleźli leki, wezmę to na siebie.- obiecał.
Susanne patrzyła na niego z uśmiechem.
- Świetnie. O nic więcej nie proszę.
Odwróciła się i podeszła do drzwi.
- Dziękuję. Jest pani naszą nadzieją.- powiedział jeszcze doktor, zanim zniknęła.
Wyszła na korytarz i odprowadzono ją do samochodu. Opuściła teren Pawiaku z pewną ulgą. Wykonała swoje zadanie, a teraz? Teraz czekał ją bardzo długi dzień w towarzystwie Michaela.

This is warWhere stories live. Discover now