Rozdział 20

310 15 2
                                    

Minęły dwa dni od ostatniego spotkania Susanne i Zośki. Mimo to emocje jeszcze nie do końca opadły. Alek wciąż się gniewał i często znikał, a Tadeusz domyślał się, że jego przyjaciel pewnie nie będzie chciał słyszeć o tym, że niedawno napadł na jego byłą ukochaną. Chociaż patrząc na to jak Alek się zachowuje, sam nie potrafił stwierdzić co on właściwie czuje. Mimo że był ranek, właśnie kończyło się jedno z ich konspiracyjnych spotkań. Nie odezwał się na nim ani razu, co było u niego absolutną nowością. Czuł się nieswojo, mimo że ostatecznie rozwiązał swój problem z Susanne w pokojowy sposób. Powinien być zadowolony... ale nie był. Co chwilę spoglądał na zegar i odetchnął z ulgą, gdy jego wyczekiwanie dobiegło końca. Praktycznie zerwał się z krzesła i rzucił krótkie „muszę iść”. Po chwili poszedł za nim Rudy. Dogonił go i zastąpił mu drogę.
- Poczekaj. Dokąd się tak spieszysz?- spytał pogodnie Rudy.
- Muszę coś jeszcze załatwić. Naprawdę nie mam czasu.- stwierdził wymijająco.
- Daj spokój. Przede mną nie musisz nic ukrywać. Wiem, że pokłóciliście się z Alkiem, ale ja nim nie jestem. Poza tym trochę cię znam i chyba nawet wiem o co chodzi... a raczej o kogo.- chłopak uśmiechnął się, a Zośka rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie.- Niech zgadnę. Widziałeś się z Susanne.- stwierdził jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.- Mówiłeś o niej przez cały ostatni tydzień, a teraz przestałeś, ale zamiast tego dziwnie się zachowujesz... Nie zrobiłeś nic głupiego, prawda?- spytał już niepewnie.
Zośka unikał jego wzroku, a Rudy nieco spanikował.
- Być może zrobiłem, ale nie miałem innego wyboru. Póki co jesteśmy bezpieczni i tylko to się liczy.
- Ale chyba jej nie skrzywdziłeś, prawda? Tylko rozmawialiście? Tak?- wypytywał Bytnar.
- Tak jasne, zabrałem ją na kolację do centrum i grzecznie poprosiłem, żeby nie wydała nas swojej rodzince.- odpowiedział ironicznie i chciał wyminąć przyjaciela, który nie chciał mu na to pozwolić.
- Ale jak ty się do niej dostałeś? Przecież na nią nie napadłeś.- ostatnie zdanie miało być czymś w formie żartu, który miał rozluźnić napiętą atmosferę, jednak spojrzenie Zośki powiedziało mu wszystko. Zrozumiał i cofnął się przerażony.
- Nie. Nie wierzę, że naprawdę to zrobiłeś. Nie ty! Błagam powiedz, że się mylę.
Chwila ciszy. Zośka westchnął ciężko i wyznał:
- Wiesz kim ona jest. Ukrywała to przed nami i dowiedziała się zbyt wiele. Musiałem coś zrobić. Obserwowałem budynek Gestapo, a kiedy szła sama, prawie wieczorem... po prostu to zrobiłem. Przystawiłem jej broń i zaciągnąłem ją do ciemnej uliczki, ale potem...
- No proszę, mamy tutaj prawdziwego porywacza i kryminalistę. Kto by się spodziewał?- to był głos Alka. Był wściekły. Zośka spojrzał na niego spanikowany.
- To nie tak. Nic jej nie jest. Miałem broń, ale jej nie użyłem. Porozmawialiśmy i ją puściłem.- bronił się Tadeusz.
- Jasne, bo w walce nie miałbyś szans. Byłbym wdzięczny, gdybyś nie wchodził swoimi buciorami do mojego prywatnego życia i gdybyś nie napadał na nieletnie w ciemnych zaułkach, bo to nie czyni cię ani trochę lepszym od hitlerowców, z którymi tak zaciekle walczysz.
To go zabolało i to bardzo.
- Idioto, próbuję was chronić!- nie wytrzymał Zośka.
- Ona nie jest zagrożeniem, na prawdę nie potrafisz tego zrozumieć? Poza tym to prywatne sprawy.
- Właściwie to masz rację, to była twoja prywatna sprawa, dopóki po kilku tygodniach znajomości nie zdradziłeś jej wszystkich naszych tajemnic.- odgryzł się Zośka.
Alek zrobił szybki i agresywny krok w jego stronę. Rudy stanął pomiędzy nimi i próbował ich w ten sposób rozdzielić.
- Jesteś taki nieodpowiedzialny! Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że jeśli cokolwiek jej zrobiłeś to oni wybiją połowę miasta, żeby dać pokaz siły. Będziesz miał krew na rękach.
- Nie skrzywdziłem jej. Nic się nie stanie. Jak mi nie wierzysz to idź sobie do niej, jeśli ona w ogóle chce jeszcze z tobą gadać.
- Nie mogę na ciebie patrzeć... to co zrobiłeś jest odrażające i pomijam to kim jest. Tak po prostu nie wolno.- wyrzucił z siebie Alek patrząc pogardliwie na przyjaciela.- Mam nadzieję, że chociaż ty tego nie popierasz, Janek.- powiedział po czym odwrócił się i wyszedł na ulicę, zostawiając ich za sobą.
- Wiesz... on ma rację.- powiedział cicho Bytnar.- Wiem, że chciałeś dobrze, ale ona nie jest naszym wrogiem. Poza tym zbyt wiele tym ryzykujesz. Odpuść, bo nie chcę, żeby któregoś dnia okazało się, że to nie ona zapewni nam wyrok śmierci, tylko ty.
 
Było sobotnie popołudnie, a Susanne spędzała ten czas ze swoim kuzynem w jego pokoju. Siedzieli na podłodze, a dookoła nich leżało mnóstwo dokumentów, które pomagała mu posegregować.
- Przepraszam, ale muszę spytać. Trochę się już nasłuchałem. Jesteś z Thomasem?
- Dobra, tego się nie spodziewałam, ale niech zgadnę. Michael tu był.
Richard się uśmiechnął.
- Być może, ale powiedzmy, że nie uznaję go za wiarygodne źródło informacji.
- No i całe szczęście. To dość skomplikowana kwestia, ale chyba można to tak nazwać. Na twoim miejscu zapomniałabym jednak o dziwnych szczegółach, jakie zapewne próbował ci wcisnąć.
- Domyślam się. Tak tylko chciałem wiedzieć.- wzruszył lekko ramionami.- Szkoda, że Hesser nie został dłużej.- stwierdził Richard.- Miło było go spotkać po paru latach.
- Tak, mógłby jeszcze przyjechać.- odpowiedziała, a jej kuzyn odpłynął gdzieś myślami.
- Dobrze, że nic ci nie jest.- przestał zajmować się papierami i spojrzał na nią.- Nie powinni cię wysyłać na takie misje.
- Daj spokój, to nic takiego. Ja... chciałabym ci coś powiedzieć, ale musisz mi obiecać, że zachowasz to dla siebie.
- Co takiego?- spytał zmartwiony.- Stało się coś złego?
- Nie, po prostu trochę skłamałam. Ten facet zdradził mi jeden pseudonim, kogoś kto jest w zarządzie i pomagał mu przez cały ten czas.
- Dlaczego nie powiedziałaś?
- Nie mogłam. Mam swoje podejrzenia, ale twój ojciec zadaje się z mnóstwem ludzi niewartych zaufania i zdradza im zbyt wiele. Co gdyby to był któryś z jego współpracowników? Nie może wiedzieć. Tylko tobie mogę na tyle zaufać.
Richard westchnął i odpowiedział dopiero po chwili.
- Dobra, wiesz przecież, że nigdy cię nie wydam. Co to za pseudonim?
- Orson... byłam już w archiwum, ale nie znalazłam absolutnie niczego. Szukałam pod względem pierwszego lub drugiego imienia, nazwisk i praktycznie czegokolwiek do kilku pokoleń wstecz.
Richard pokiwał powoli głową.
- Szczerze mówiąc, nikt nie przychodzi mi do głowy, ale jeszcze poszukam. Zostaw to mnie, a ty przez ten czas postaraj się nie zrobić nic głupiego.
- Dobra.- wstała i wzięła jedną stertę dokumentów.- Wyniosę to i zaraz wrócę.
- Może ci pomóc?- spytał.
- Nie trzeba. Chyba muszę wrócić do dawnych treningów.- wyznała.
- Dlaczego? Przecież świetnie sobie radzisz.
- Tak jasne. Gdybym sobie świetnie radziła to teraz nie wyglądałabym jak mumia w tych bandażach.- uśmiechnęła się niepewnie.- Czuję się teraz taka słaba. Muszę to zmienić. Jak mam się do czegokolwiek przydać w takim stanie?
- Nie bądź dla siebie taka surowa. Ty przynajmniej nie czujesz się bezużyteczna. Ja tylko siedzę za biurkiem.- podszedł do niej i położył dłonie na jej ramionach.
- Przepraszam... wiesz, że nie o to mi chodziło.
- Wiem.- powiedział przytulając ją.
- Po prostu czuję, że zawiodłam. Liczyłam, że pójdzie nam dużo lepiej.- wyjaśniła.
- Nie zawsze wszystko wychodzi tak jak chcemy. Poza tym i tak jesteś najtwardszą i najsilniejszą dziewczyną jaką znam. I póki co, to ci musi wystarczyć.
 
Susanne zostawiła stertę dokumentów w gabinecie Richarda. Ułożyła je na biurku i po chwili była już na zewnątrz. Miała w planach spotkać się jeszcze z Thomasem. Wyszła na ulicę rozglądając się dookoła, dopóki na kogoś nie wpadła. Podniosła głowę i zobaczyła... jego. Nie wiedziała co powiedzieć, więc po prostu tam stała i na niego patrzyła. Alek przyjrzał się jej uważnie, a w jego oczach pojawił się niepokój. Otworzyła usta chcąc jakoś przerwać tą ciszę, ale co właściwie miała mu powiedzieć po tym wszystkim? A może udawać, że nic się nie stało? Po ostatnim „spotkaniu” z Zośką, który dał jej do zrozumienia, że raczej nie ma już u nich czego szukać, nie spodziewała się kolejnych wizyt. A to co się teraz stało trzeba było nazwać wizytą, choćby dlatego, że stała parę metrów od budynku administracji w typowo urzędowej i oczywiście niemieckiej dzielnicy. Przychodzili tutaj jedynie ci, którzy pracowali dla jej wujka albo mieli ważne sprawy do załatwienia. Nie zamierzała jednak pytać, w jaki sposób się tu dostał. To nie miało teraz znaczenia.
- On ci to zrobił?- spytał szybko, nadal skanując ją wzrokiem.
- Słucham?- spytała nieco zdezorientowana.
- Zośka. Niedawno się widzieliście... a raczej cię zaatakował.- w jego słowach słychać było zdenerwowanie, mimo że starał się mówić normalnie.
- A no tak.- odpowiedziała patrząc w jakiś punkt za jego plecami.- Nie przejmuj się, nic mi się wtedy nie stało. Naprawdę.
Alek nie do końca jej uwierzył.
- To co się stało? Pobił cię? Zaatakował nożem? Nie musisz go chronić, po prostu powiedz.
- To nie on. Kiedy mnie spotkał, już to miałam. Zośka praktycznie tylko ze mną rozmawiał.
- Z palcem na spuście?- spytał sceptycznie.
- Są różne rodzaje dyskusji.- odpowiedziała.
- Skoro nie on to kto?- dopytywał.
- Trzech facetów, średnio dwa razy starszych ode mnie.- uśmiechnęła się delikatnie.- Ale bywało już gorzej.
Alek spochmurniał jeszcze bardziej. Pierwszy raz widziała go aż tak poważnego i ... zmęczonego? Smutnego?
- Martwisz się czymś?- spytała dość odruchowo. Podświadomie wiedziała, że ta rozmowa zejdzie za chwilę na złe tory, ale nie mogła temu zapobiec. Sama nie była pewna, co właściwie czuje, ale w Berlinie miał trochę czasu na przemyślenia. Była niemal pewna, że jej nienawidzą. Może Thomas i Michael mieli rację? To chyba nigdy nie mogłoby się udać, nawet gdyby chcieli. Susanne i Alek stali po zupełnie przeciwnych stronach barykady i nie powinno się oczekiwać zbyt wiele.
Przez chwilę chłopak unikał jej wzroku i patrzył na okoliczne budynki.
- Nie, wszystko w porządku... właściwie to przyszedłem tylko po to, żeby upewnić się czy wszystko z tobą w porządku, no i spytać cię o jedną rzecz.
- Tak?- spytała wyczekująco, nie wiedząc czego ma się spodziewać.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? Ufałem ci.- jego głos zaczął się łamać.
- Ja też ci ufałam... a potem okazało się, że ty i twoi kumple planujecie pozabijać moją rodzinę.- odpowiedziała cicho.
- Bronisz ich? Wiesz, ile osób każdego dnia traci przez nich życie?
- Co mogę na to poradzić? Chciałabym, żeby tak nie było, ale nie mam na to wpływu... Rodziny się nie wybiera. Nie mam zbyt wielu prawdziwych przyjaciół ani zbyt licznej i szczęśliwej rodziny, ale właśnie dlatego są jedynym co mam i będę wobec nich lojalna. Przykro mi, że wam to nie pasuje.- stwierdziła chłodno.
- No tak, jasne. Szkoda, że więcej dowiedziałem się o tobie z telewizji niż od ciebie.- odparł ze złością.
To ją zabolało. Nie wiedziała, co ma mu na to odpowiedzieć. Zauważył to i nieco się zmieszał.
- Mnie też jest przykro, Susanne. Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Czy gdybym powiedziała ci od razu, to chciałbyś gdziekolwiek ze mną wyjść? Albo chociaż porozmawiać?- spytała czując zbierające się łzy.- A może pobiegłbyś po broń i kazał wszystkim uciekać?
To były dość trafne pytania, na które odpowiedź była oczywista.
- Nie musisz kłamać. Odpowiedź to „nie” i doskonale o tym wiem. Chciałam tylko, żebyście nie patrzyli na mnie jak na całe zło tego świata. Ja też staram się normalnie żyć.
Alek stał chwilę w ciszy, równie poruszony co ona i zrobił krok w tył.
- Susanne? Wszystko w porządku?- usłyszała za sobą. Poczuła rękę Thomasa delikatnie obejmującą ją w talii, a gdy spojrzał na jej zmartwioną twarz i łzy w oczach, jego cały dobry humor zniknął bez śladu.
- Długo jeszcze będziesz ją prześladować?- spytał wściekle.- Pomijam to, że nie masz prawa tu być.
Puścił Susanne i delikatnie przesunął ją za siebie.
- To nie twoja sprawa.- odpowiedział Alek.- Poza tym nie zamierzam robić jej krzywdy.
- Ja uważam, że teraz to chyba jednak też moja sprawa, a sądząc po tym, że prawie płacze, wnioskuję, że nie przyszedłeś tylko porozmawiać.- spojrzał na dziewczynę.- Idź do środka. Zaraz do ciebie przyjdę.- uśmiechnął się do niej, próbując sprawić, żeby poczuła się lepiej.
- Naprawdę tylko rozmawialiśmy. Daj spokój, chodźmy.- próbowała go przekonać.
- Daj mi pięć minut i cię dogonię.- obiecał.
Susanne spojrzała najpierw na niego, potem na Alka i poszła w stronę budynku administracji. Oboje odprowadzili ją wzrokiem, a kiedy zniknęła z ich pola widzenia, Thomas zbliżył się do Alka i złapał go za materiał koszuli.
- Żebyśmy mieli jasność. Jeśli zobaczę jeszcze raz, że ją nachodzisz to sprowadzę tu Gestapo z całego miasta. To nie jest jedna z tych twoich dziewczyn, które możesz sobie traktować jak ci się podoba.
Alek próbował się wyrwać, ale Thomas okazał się silniejszy niż mu się wydawało.
- Z tego co słyszałem to chyba znacie się od dawna. Ciekawe, że dopiero teraz zwróciła na ciebie uwagę, chyba nie jesteś dla niej zbyt...- nie dokończył, bo Thomas puścił go i uderzył w twarz. Alkowi zabrakło powietrza i wylądował na twardym betonie. W ustach poczuł specyficzny smak krwi. Spojrzał na Thomasa, który zdawał się gotowy posunąć się znacznie dalej, gdyby chciał mu się jeszcze postawić.
- To moje ostatnie ostrzeżenie. Wynoś się stąd i nie wracaj.- warknął brunet.
Alek powoli podniósł się na nogi, jednak zachwiał się przez chwilę.
- Nie martw się. Nie zamierzam.- odpowiedział i powoli ruszył do domu.
Thomas patrzył za nim. Po chwili na jego twarzy znów zagościło zmartwienie. Spojrzał na budynek, w którym zniknęła Susanne i poszedł z nią porozmawiać.

This is warOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz