Rozdział 31

243 11 3
                                    

Susanne siedziała przy biurku, zamknięta w swoim pokoju. Próbowała już chyba wszystkiego, żeby się uspokoić i zacząć racjonalnie myśleć. Całkowicie straciła poczucie czasu, zastanawiając się, co powinna teraz zrobić. Czy da radę wbić im nóż w plecy? Jak teraz spojrzy w oczy Thomasowi? A jego ojcu? Znienawidzą ją, jeśli się dowiedzą. Zostanie sama. Führer faktycznie dobrze to przemyślał kładąc na szali każdego, kto miał dla niej jakieś znaczenie... z wyjątkiem Richarda, ale to przecież jego syn. Nigdy by go nie skrzywdził, prawda?
- Skup się, masz tylko dwa tygodnie. Musisz mieć jakiś plan. Na pewno można zrobić to w delikatny sposób i to zakończyć.- mówiła do siebie, spacerując niespokojnie po całym pokoju.
Po kilkunastu minutach usłyszała pukanie.
- Ma panienka gościa. Czeka na dole.- powiedziała  przez drzwi Florence, która obecnie zajmowała się częścią mieszkalną.
Susanne podeszła i energicznie otworzyła drzwi, czego kobieta się nie spodziewała i przestraszona zrobiła krok w tył.
- Kto to?- spytała nerwowo Susanne.
- Och, czy wszystko w porządku? Mogę jakoś pomóc?- spytała zdezorientowana, wpatrując się w twarz dziewczyny.
- Nie możesz... nikt nie może. Jakoś dam sobie radę.- odpowiedziała.- Czy to Richard?- spytała z nadzieją, zapominając, że jej kuzyn nie musiałby pytać o pozwolenie i po prostu by przyszedł.
- Och... nie. Na dole czeka Thomas Richter. Mówi, że wrócił z misji i martwił się, czy wszystko w porządku. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego. Może powinniście porozmawiać...- zasugerowała delikatnie kobieta.
- Nie.- odpowiedziała zbyt szybko Susanne.- Nie mogę z nim teraz rozmawiać. Powiedz mu, że na pewno wszystko ze mną w porządku i żeby się nie martwił. Nie ma mnie teraz w domu.
Florence popatrzyła na nią przez chwilę, zanim spytała:
- Czy na pewno mam tak powiedzieć? Wiem, że to nie moja sprawa, ale widać, że naprawdę mu zależy.
Susanne wytarła gromadzące się w oczach łzy i dopiero po dłuższej chwili ciszy znów się odezwała.
- Po prostu mu tak powiedz. Nie dam rady z nim teraz rozmawiać.
Kobieta posmutniała.
- Jak sobie życzysz.- odpowiedziała i wyszła zostawiając Susanne z milionem myśli.
- Przepraszam...- wyszeptała w pustą przestrzeń.
 
Zbliżał się wieczór, więc postanowiła zacząć działać. Pierwszym co zrobiła było zakreślenie w kalendarzu terminu, w którym miała złożyć pierwszy raport. Jak znaleźć Alka i resztę? Rudy na pewno jest w jakimś bezpiecznym miejscu, a pozostali zapewne ukryli się w zakątkach Warszawy, próbując uniknąć łapanek i tego całego zamieszania. ”Jak ja mam ich teraz znaleźć? Mogą być nawet poza miastem.”- rozmyślała.-„Zaraz, a co ja im właściwie powiem? Że nagle zmieniłam front? Nie. To musi być coś wiarygodnego, Zośka mi nie ufa, na pewno będzie podejrzliwy”. Wzięła kartkę i zaczęła spisywać wszystkie pomysły na wiarygodną historyjkę, która miała przekonać grupę ludzi, którzy jej nienawidzą, aby udostępnili jej swoje sekrety.
Po kilku godzinach całe jej biurko zapełnione było rozrzuconymi, pokreślonymi kartkami, a na podłodze leżało ich jeszcze więcej. Powoli zaczynała tracić wiarę, że coś z tego będzie. Na niebie pojawiły się już pierwsze gwiazdy, a przez otwarte okno wpadały chłodne powiewy wiatru. Z każdą chwilą coraz bardziej traciła koncentrację i nawet nie zorientowała się, kiedy zasnęła nad swoimi planami.
 
Nad ranem obudziły ją promienie słońca. Nie spała długo i wcale nie czuła się lepiej. Przez chwilę miała nadzieję, że to wszystko jej się przyśniło, dopóki nie spojrzała na kartki przed sobą. „No tak. Muszę sprawdzić czy Alek jest w domu.”- pomyślała i wybiegła z pokoju.
Ulice były niemal puste, nie licząc pojedynczych osób. Nikt nie wychodził o tak wczesnej porze, nikt oprócz żołnierzy i gestapowców, którzy patrolowali ulice. Niektórzy przeszywali ją wzrokiem, jednak nikt nie próbował jej zatrzymać. Weszła na klatkę tak dobrze znanej jej kamienicy i zapukała. Przez chwilę nie było odpowiedzi, jednak otworzył jej pan Dawidowski ubrany tak, jakby właśnie miał wychodzić. Wydawał się nieco zaskoczony, jednak od razu uśmiechnął się do niej i zaprosił do środka. Susanne weszła niepewnie.
- Nie chciałabym przeszkadzać. Przepraszam za najście. Czy jest może Alek?-spytała.
- Niestety nie. Od dwóch dni gdzieś przepadł, mówił że będzie u kolegów.
- Och, rozumiem.- odpowiedziała zawiedziona.- Czy wiadomo kiedy wróci, bardzo chciałabym z nim porozmawiać. To pilne.
W oczach mężczyzny pojawiła się troska i serdeczność, jakiej dawno u nikogo nie widziała.
- Przekażę mu, że pilnie chcesz się spotkać. Zostawił numer telefonu w razie awaryjnej sytuacji. Zgaduję, że to jedna z nich.- dodał uśmiechając się.
- Dziękuję panu bardzo.- również się uśmiechnęła.
Zaczęła wychodzić, jednak mężczyzna zatrzymał ją.
- Alek przed wyjściem mówił, że bardzo pomogłaś w odbiciu Rudego. Ja... jestem dumny, że poszłaś w ślady matki. Cieszę się, że mój syn ma kogoś takiego jak ty.
- Proszę nie przeceniać moich możliwości, ale to naprawdę miłe. Czy mogłabym jednak prosić o dyskrecję w sprawie Rudego, ponieważ...
- Ależ oczywiście. Powiedział to tylko nam. Nikt się o tym nie dowie.- zapewnił.- Nie martw się o to. Spróbuję ściągnąć tutaj Alka jak najszybciej.
- Dziękuję bardzo. Gdyby się udało proszę zadzwonić.- podała mu kartkę z wypisanym numerem.- Mam telefon stacjonarny w pokoju, więc na pewno odbiorę.
- Nie ma sprawy. Do zobaczenia, Susanne.
- Do widzenia.
 
Richard postanowił wykorzystać dzień, w którym zaczynał służbę godzinę później niż zazwyczaj, aby porozmawiać z kuzynką.
- Susanne?- spytał pukając do drzwi. Nie usłyszał głosu sprzeciwu, więc powoli otworzył drzwi.- Chciałem ci coś wyznać... ja...- urwał, gdy zobaczył, że jest tutaj sam. Rozejrzał się uważniej i zaniepokoił się. Zszedł na dół, gdzie spotkał Florence krzątającą się w kuchni. Kobieta rozpromieniła się, gdy tylko go zobaczyła.
- Richard, przyszedłeś na śniadanie?- spytała z uśmiechem.
- Nie do końca. Susanne jest gdzieś tutaj?
- Niestety nie. Wyszła z samego rana. Nawet nie zeszła na śniadanie.- mówiąc to kobieta spochmurniała.
- Rozumiem... a czy mówiła coś może? Dokąd idzie albo...
- Nie rozmawiałyśmy. Widziałam tylko jak wybiegła.- odparła Florence.
Richard się nie odzywał.
- Daj mi znać gdyby wróciła. Coś mogło się stać. Nie widziałem jej ani wczoraj ani dzisiaj, a jeszcze nigdy się tak nie zachowywała.- powiedział po chwili.
- Oczywiście.
Podszedł do stołu i wziął kilka kanapek. Potem rozejrzał się i wrócił, aby zrobić sobie kawę.
- Wiem, że to może dziwne pytanie, ale...- zaczął , nie wiedząc jak to powiedzieć, aby nie wyjść na kogoś kontrolującego życie innych.- Czy wczoraj stało się cokolwiek, co zwróciło twoją uwagę? Coś niepokojącego?
Florence wbiła wzrok w ziemię i mówiła niepewnie.
- Wczoraj był tutaj Richter, on też bardzo się martwił, był zdenerwowany.
- Długo rozmawiali?- spytał odwracając się do kobiety.
- Nie wpuściła go.
- Słucham?! Że co?- spytał zdziwiony.- Przecież oni...
- Też byłam zdziwiona. Kazała mi zejść do niego i powiedzieć, że jej nie ma. Poza tym nic takiego się nie wydarzyło.
Richard naprawdę poczuł się zagubiony. Jak dużo go ominęło? Czy Susanne coś grozi? Zawsze próbował ją chronić, dlatego postanowił sobie, że dowie się o co chodzi.
- Dobrze, dziękuję Florence. Porozmawiam z nią i wszystko będzie dobrze.
Przynajmniej sam bardzo chciał w to uwierzyć.
 
Susanne wracała do domu pieszo. Od domu Dawidowskich było dość daleko, jednak nie miała się gdzie spieszyć. Potrzebowała świeżego powietrza. Ludzie wychodzili do pracy i na ulicach powoli robiło się tłoczno. Wszystko wydawałoby się normalne, gdyby nie czujne spojrzenie mieszkańców podszyte przerażeniem. Michael nie odpuszczał. Codziennie prowadzano rewizje dziesiątek domów i znajdowano wiele dowodów na zdradę mieszkańców. Przebywanie na ulicy też nie było najlepszym pomysłem z uwagi na łapanki i zatrzymania, dlatego ludzie niemal biegli starając się jak najkrócej przebywać na zewnątrz. Susanne wręcz przeciwnie. Chciała chociaż na chwilę przestać się zamartwiać. Przyglądano jej się podejrzliwie, jednak była pewna, że nikt jej nie rozpoznał. Nie nosiła munduru tylko czarną bluzkę i luźne spodnie. Od wczoraj nosiła to samo, a jej fryzura odzwierciedlała chaos, który miała teraz w głowie. Nie patrzyła w lustro, ale czuła, że ma spuchnięte od płaczu oczy, a niedługo pojawią jej się fioletowe sińce od braku snu. Co ciekawe jej wygląd sprawił, że poczuła się bezpieczniej. Wszyscy dookoła wyglądali podobnie, nikt nie miał idealnej fryzury ani drogich ubrań. Tutaj nie musiał być idealna pod każdym względem. Mogła poczuć się wolna mimo tego jak okropnie się teraz czuła.
Gdy przekroczyła granicę niemieckiej dzielnicy wszystko się zmieniło. W tej części miasta ludziom bardzo zależało na wyglądzie. Mijała po drodze kobiety w eleganckich sukienkach i najmodniejszych fryzurach. Niektóre patrzyły na nią z wyższością, a inne udawały, że jej nie widzą. Tutaj nie było litości. Nigdy nie była jedną z nich i nigdy nie będzie. Siedzenie w domu i chodzenie po przyjęciach w długich sukniach nie było dla niej. Nazwisko i wygląd to nie wszystko. Skręcała w boczne uliczki, aby nie zwracać na siebie uwagi. Zauważyła, że jej ulubiona kawiarnia jest otwarta. Dopiero teraz zrozumiała jak bardzo jest głodna i zmęczona. Nie jadła nic od ponad 24 godzin. Było jednak za wcześnie, aby mogła zjeść jakiś obiad na mieście, dlatego postanowiła zadowolić się kawą, a potem wykraść coś z kuchni Florence. „Ona ma prawdziwy talent do gotowania”- pomyślała i uśmiechnęła się na chwilę.
Zanim gdziekolwiek poszła, drogę odcięli jej dwaj gestapowcy. Z boku stały trzy wystylizowane kobiety, które rozmawiały z nimi wcześniej. No tak... czyli jednak rzucała się w oczy.
- Chyba nie powinno cię tu być. Nie mieszkasz czasem po drugiej stronie miasta?- spytał jeden z nich, patrząc na nią z mieszanką wyższości i... obrzydzenia?
- Eee...nie. Mieszkam przy głównym placu.- odpowiedziała spokojnie.
-Tak jasne.- zaśmiał się jeden z nich, jednak ton jego głosu pozostał ostry i przyprawiający o dreszcze.
- Zejdźcie mi z drogi. Nie mam nastroju na głupie żarty, muszę wracać.- stwierdziła próbując ich wyminąć.
W odpowiedzi jeden z nich wyciągnął broń.
- Dokumenty. Już.
Susanne również wyciągnęła broń i czekała na jego reakcję. Nie spodziewali się tego. Drugi z nich również do niej wycelował.
Wolną ręką wyciągnęła z kieszeni swój dowód razem z legitymacją woskową i podała im.
- Proszę bardzo, jeśli tak bardzo was to ciekawi.- dodała z fałszywym uśmiechem.
Młodszy z nich wyszarpnął jej z ręki dokument i cofnął się. Przyjrzał się uważnie i momentalnie schował pistolet. Był całkowicie blady, a jego towarzysz zaniepokoił się.
- Co jest?- spytał zniecierpliwiony.
Chłopak podał mu legitymację bez słowa. Susanne już dawno opuściła broń i starała się czerpać rozrywkę z ich przerażenia, jednak była na to zbyt zmęczona.
Nikt już do niej nie celował, a przerażeni gestapowcy nie odzywali się, jedynie zerkali na siebie nawzajem.
- Coś jeszcze?- spytała zniecierpliwiona.- Nie ukrywam, że mam całkiem sporo pracy i nie mogę stać sobie tutaj przez cały dzień.
- To wsz-wszystko.- odpowiedział oddając dokumenty.
- Przepraszamy za kłopot. My... dostaliśmy zgłoszenie i musieliśmy sprawdzić.- tłumaczył się.
- Zgłoszenie... no tak.- powiedziała raczej do siebie, odwracając się w stronę szeptających do siebie kobiet.- Tak właśnie myślałam.
Jedna z nich, blondynka, patrzyła się na nią o wiele za długo, mimo że złapały kontakt wzrokowy tylko na kilka sekund.
- A teraz pozwólcie, że zajmę się swoimi sprawami.- stwierdziła odchodząc.
- Życzy sobie pani eskorty?- spytał starszy z widocznym poczuciem winy.
- Nie trzeba. Poradzę sobie.- odpowiedziała nie odwracając się.
 
Całą kawę wypiła po drodze i gdy tylko zobaczyła dom, przyspieszyła kroku. Obeszła szerokim łukiem Kancelarię Rzeszy, gdzie przesiadywał jej wujek i kuzyn. Poczuła ulgę, kiedy na nikogo nie wpadła. Dopiero kiedy była pod własnym domem rozpoznała znajomy głos.
- Susanne, wybacz, że cię nachodzę, ale czy możemy porozmawiać? To ważne.
Generał Richter stał przed nią, a ona nie potrafiła nawet spojrzeć mu w oczy. Nie mogła nawet odpowiedzieć.
- Proszę.- jego głos lekko się załamał.
„On wie. Musi wiedzieć, skoro tu przyszedł”- myślała. W jednej sekundzie poczuła silny ból głowy i palące poczucie winy.
- Oczywiście.- odpowiedziała cicho.
- Możemy pójść do mojego biura? Nie chcę, żeby ktoś to usłyszał.
Susanne kiwnęła lekko głową, nadal patrząc w ziemię. Szła kilka kroków za nim, myśląc co właściwie powinna mu powiedzieć. Że jej przykro? Że nie chciała, aby jego syn mógł przez nią zginąć?
Generał otworzył jej drzwi i poczekał, aż wejdzie. Gdy zamknął drzwi, podszedł do niej i żadne z nich nie wiedziało od czego zacząć.
- Przepraszam.- powiedziała po chwili ciszy, Susanne starając się panować nad emocjami.- To moja wina. Znalazł się w tej sytuacji tylko przeze mnie. Naprawdę nigdy nie chciałam go narażać... na cokolwiek, a zwłaszcza...- nie mogła dokończyć. Nie umiała. Próbowała jedynie powstrzymać łzy.
- Spójrz na mnie.- mówiąc to zachował zdecydowany ton i zrobił krok w jej stronę.
Susanne nie cofnęła się. Zamiast tego odwróciła głowę na bok i zamknęła na chwilę oczy przygotowując się do ciosu... który nigdy nie nadszedł. Była gotowa na ewentualny atak wściekłości, była świadoma tego, że prawdopodobnie jej nienawidzi. Miał do tego prawo, a ona w pełni to rozumiała. Sama przecież była w stanie posunąć się bardzo daleko, aby chronić swoich bliskich.
Arthur Richter jednak nie chciał wyładować swojego żalu. Susanne niepewnie na niego spojrzała i po raz pierwszy złapali kontakt wzrokowy. Mężczyzna wcale nie wyglądał lepiej od niej. Miał podkrążone oczy i wydawał się załamany.
- To nie twoja wina. Prędzej czy później i tak by do tego doszło.- wyznał.
- Nie. Gdybym tylko...
- To nie ma teraz znaczenia.- przerwał jej.-Posłuchaj... Thomas jest naprawdę szczęśliwy. Z tobą. Jestem pewny, że niczego by nie zmienił. Zawsze powtarzałem mu, że moja pozycja może przysporzyć mu problemów, ale nigdy nie zmieniał swoich decyzji.- mówił patrząc jej w oczy.- Dlatego nie powinnaś się obwiniać tylko powinniśmy zacząć działać. Znam szczegóły i warunki twojej misji, pomogę ci.
- Na-naprawdę?- spytała zszokowana.
- Tak. Naprawdę.- odpowiedział kładąc dłonie na jej ramionach.- Chcę ci pomóc nie tylko ze względu na mojego syna. Martwię się też o ciebie. Byłem przy twojej rodzinie przez całe moje życie, dlatego traktuję cię jak córkę. Nie zostawię cię z tym. Misja wydaje się być niewykonalna, ale pracowałem nad tym już od kilku dni i mam plan.
- Zaraz, od kilku dni?- spytała zdezorientowana.-Przecież dopiero wczoraj...
- Dopiero wczoraj powiedzieli tobie, ale dyskutowano o tym wcześniej.- wyjaśnił.
Susanne nie odpowiedziała.
- Poszukałem trochę i znalazłem chłopaka z ich organizacji, który ma dostęp do w miarę ważnych informacji. Może nie jest w zarządzie, ale informacje, które posiada wystarczą, aby zrobić z nich raport i uniknąć...zabijania kogokolwiek.
- Kto to?- spytała.
Generał podał jej teczkę dwudziestoparoletniego chłopaka. Nazywał się Oskar Malejczyk.
- Zatrzymaj sobie jego akta. Przydadzą ci się, jest tam kilka informacji o nim.
- Zgodził się na współpracę?- spytała.
- Nic o tym nie wie, ale podobno nietrudno wyciągnąć od niego informacje. I tutaj zaczynają się schody. Będziesz musiała wejść w ich szeregi i odszukać tego chłopaka. Będziesz potrzebowała tam sojuszników, więc spróbuj zdobyć ich zaufanie, rozmawiaj z nimi i przede wszystkim słuchaj.
- Tak zrobię. Dziękuję.- posłała mu łagodny uśmiech.
- Będę pracował dalej, dam ci znać kiedy coś znajdę.- odparł.- I pamiętaj, że zawsze możesz tutaj przyjść. Musimy dać radę.
- Na pewno przyjdę.- zapewniła.
- Niestety nie znalazłem nikogo ani niczego, co mogłoby pomóc ci się z nimi skontaktować.- odparł zmartwiony.
- Nie szkodzi.- odpowiedziała niezrażona.- Ja...chyba znalazłam kogoś takiego.
- Naprawdę?- spytał wyraźnie zdziwiony.- Kto to?
- Wolałabym na razie o tym nie mówić, to dość długa historia. Gorzej, że nie mam pojęcia w jaki sposób ich przekonać, że jestem po ich stronie.
Generał Richter pomyślał chwilę, po czym odpowiedział:
- Niezależnie od tego kim on jest, nie możesz kłamać zbyt dużo. Powiedz mu, że twoje życie wcale nie jest tak idealne jak się wydaje i że tak naprawdę popierasz rozwój ich ruchu oporu, bo masz też przyjaciół po tamtej stronie. To całkiem sensowne wytłumaczenie, poza tym nie mija się zbytnio z prawdą. Jeśli będziesz za dużo kłamać to w końcu się zorientują. Zagraj im na emocjach. Zrób wszystko, co trzeba.
- Spróbuję.- odpowiedziała.
Dopiero teraz przypomniała sobie o jeszcze jednej sprawie.- Czy mógłby pan nie mówić Thomasowi o tej całej sytuacji? Nie chcę, żeby wiedział.
- No cóż, w końcu i tak się dowie.- odpowiedział Richter.
- Wiem... powiem mu o tym, ale jeszcze nie teraz.
- W porządku.- odpowiedział po chwili namysłu.- Ale będziesz w końcu musiała z nim porozmawiać. Nie dasz rady unikać go cały czas. To nie jest dobre wyjście. Mogę mu wyjaśnić, że nie czujesz się najlepiej i musisz odpocząć, ale nie wiem na jak długo to zadziała.
- Naprawdę dziękuję. Nie chcę, żeby niepotrzebnie się martwił. Za 12 dni przyniosę ten raport na biurko Führera, a z każdym następnym będzie już tylko łatwiej, bo zdobędę ich zaufanie.
- Oby tak było. Musisz tylko uważać, aby nie zaplątać się w sieci kłamstw, a jak zapewne wiesz najlepszym kłamstwem jest to, w którym jest jak najwięcej prawdy.

This is warWhere stories live. Discover now