Rozdział 27

284 21 1
                                    

To był ten dzień. Susanne siedziała w gabinecie Michaela i zajmowała się stertą dokumentów. Co ciekawe, przeniósł ją do siebie już wczoraj, pewnie po to, żeby mieć ją na oku. Siedziała z boku, a on udawał, że dla odmiany wykonuje swoje obowiązki. Tak naprawdę patrzył na nią co jakiś czas, przeglądając gazetę i popijając kawę.
- Możesz przestać tak bezczelnie się gapić?- spytała rozdrażniona.
- Nic na to nie poradzę.- odpowiedział bezradnie.- Lubię patrzeć jak inni pracują. To takie... odprężające.
- Raczej irytujące.
- Zależy od perspektywy.- uśmiechnął się do niej.- Powinnaś być wdzięczna, że nie musisz siedzieć w tym schowku na miotły.
- Tam przynajmniej nie było ciebie, więc nie sądzę, że to taka korzystna zmiana.- stwierdziła.
- Bardzo zabawne, Susanne.- powiedział i wrócił do swojej gazety.
Usłyszała warkot silnika, a było już popołudnie, więc musiała być czujna. Powinna podejść do okna, ale jak miała to zrobić skoro biurko chłopaka było właśnie pod oknem?
Wstała i podeszła do niego.
- Co ty właściwie tam czytasz? Pokaż to.- zabrała mu gazetę i przechodząc za nim, wyjrzała na zewnątrz.
Na dziedzińcu stała więźniarka. Nie mogła jednak stwierdzić czy Rudy w niej był. Widziała tylko samochód. Niedobrze.
- Tak szczerze to nic godnego uwagi. Czytam to raczej z przyzwyczajenia niż z ciekawości. A czemu pytasz?- spytał odwracając się do niej.
- Bo wpatrujesz się w to przez cały dzień, ale jakoś słabo wychodzi ci udawanie, że pracujesz.
- Nie bądź dla mnie zbyt surowa. Jestem twoim szefem.- nie powiedział tego złośliwie, tak dla odmiany. Chyba był w dobrym humorze.
- Nie. Jesteś moim tymczasowym niby-szefem, a to jest różnica.- odpowiedziała z uśmiechem.- Idę na przerwę.
- Jak to?- spytał zdziwiony.
- Normalnie. Dziesięć minut i wracam.- odpowiedziała.
- Coś kombinujesz.- obrzucił ją przenikliwym spojrzeniem.
- Twoim zdaniem zawsze coś kombinuję.- odpowiedziała z przekąsem.
- Też prawda. Chcesz iść po kawę, jak sądzę.
- Po części.- przyznała.
- Nie przemęczaj się. Można załatwić to inaczej.- podniósł słuchawkę telefonu stojącego na biurku.- Karli przynieś dwie duże kawy.
Susanne patrzyła na niego z niedowierzaniem. Nie do końca jej o to chodziło.
- Widzisz?- spytał zadowolony z siebie.
- Daj spokój. Potrafię sama sobie zrobić kawę.- stwierdziła.
- Wiem, ale możemy wypić ją tutaj. Zrobisz sobie przerwę, w końcu i tak całkiem nieźle sobie z tym radzisz.- wskazał głową na stertę dokumentów.
- Nawet mnie nie denerwuj. Narzuciłeś mi tego tyle, że nie wyrobię się do przyszłego roku.
- Nie marudź. Mimo wszystko dałem ci naprawdę niezły przydział.
- Z pewnością.- odparła ironicznie.- Dobra posłuchaj, mam ważną sprawę do Richarda. Chciałabym zadzwonić.
Do pokoju weszła niska blondynka w granatowym stroju z tacką. Postawiła dwie kawy przed Michaelem, spojrzała na niego z mieszanką szacunku i zachwytu, a potem zauważyła Susanne stojącą parę kroków od niego. Jej mina nie wyrażała już nic. Kiwnęła jej tylko głową i wyszła.
- Proszę bardzo. Pani kawa.- zażartował Michael, gestykulując i podając jej filiżankę.
Podejrzane było to, że zachowywał się jakby kiedykolwiek się przyjaźnili. Przecież dwa dni temu poniżyła go przy jego ludziach. Nienawidził jej, a jeśli był zadowolony to oznaczało kłopoty.
Co chwilę wyglądała delikatnie za okno. Zaczęto wyprowadzać więźniów.
- Co do tego telefonu to jesteś w pracy. Na pewno może to poczekać...
- Nie może.- zaprzeczyła kategorycznie.
- W takim razie powiedz mi o co dokładnie chodzi, a udostępnię ci swój telefon. Oczywiście chętnie posłucham.
Westchnęła zrezygnowana. Nie miała na to czasu, ale domyślała się, że nie pójdzie łatwo.
- Miałam odebrać dokumenty. Bardzo ważne. Domyślam się jednak, że nigdzie mnie stąd nie wypuścisz, więc chcę przekazać Richardowi, żeby zrobił to za mnie. Powiem mu kiedy dokładnie mu je doręczą. Jeśli mi nie wierzysz to spytaj Führera.
Michael zastanawiał się chwilę lustrując ją wzrokiem.
- Niech ci będzie, byle szybko.
- Nie pójdziesz sobie stąd, prawda?- próbowała odwrócić jego uwagę od tego, że co chwilę wypatrywała Rudego.
- Nie ma takiej opcji. Nie krępuj się. Masz pięć minut.
Wziął swoją kawę i usiadł w swoim fotelu za biurkiem. Już miała zrezygnować z tego całego dzwonienia, bo nigdzie nie było Rudego. Gdy odwracała wzrok, zauważyła, że wnoszą do środka zakrwawionego chłopaka. To chyba nie był Janek, przecież wczoraj był poraniony, ale nie aż tak. Coś jednak mówiło jej, że to on. Było w nim coś znajomego. Niestety. Była rozdarta i nie wiedziała co zrobić. Michael był naprawdę blisko niej, więc bała się, że zauważy jej drżenie rąk. Usłyszeli pukanie i wszedł jakiś gestapowiec. Przyjrzała mu się uważnie. Znała go. Tylko skąd?
- I jak?- spytał Michael skupiając na nim swoją uwagę.
Mężczyzna obrzucił tę dwójkę wzrokiem, jakby nie rozumiejąc, czemu siedzą sobie spokojnie i piją kawę, zamiast próbować się pozabijać. Susanne rozumiała go doskonale.
- Nic nowego. Jeśli tak dalej pójdzie to za dwa dni będzie martwy, a my nadal będziemy bez informacji. Trzymaliśmy go od rana, teraz go wynieśli.- mówił.
„To ten, który przesłuchał Janka. Pamiętam go. Skoro powiedział, że go wynieśli to Rudy musi być w tej więźniarce.”- myślała gorączkowo.- „Muszę jak najszybciej do nich zadzwonić”.
Nie wsłuchiwała się już w ich rozmowę. Nasłuchiwała z zewnątrz. Zdawało jej się, że samochód odjeżdża... i faktycznie tak było.
Gestapowiec wyszedł, a ona podniosła spokojnie słuchawkę i wybrała numer, jaki podał jej Alek. Oczywiście musiała nauczyć się go na pamięć. Michael nie reagował  ale wiedziała, że słucha. Czekała, aż Alek odbierze.
 
Alek i dwóch jego przyjaciół siedzieli na zapleczu sklepu pana Helinga. Było już popołudnie, więc czekali na telefon z alei Szucha. Reszta chłopaków była na zewnątrz, wtapiali się w tłum i naprawdę nieźle im szło. Usłyszeli dzwonek i chłopak dosłownie rzucił się na słuchawkę.
- Halo Richard?- usłyszał znajomy głos. Przez chwilę nie zrozumiał, a potem przypomniał sobie, co mu mówiła.- Przepraszam, że przeszkadzam ci w pracy, ale to ważne. Miałam dzisiaj odebrać ważne dla mnie dokumenty, ale Michael stoi nade mną cały czas i nie pozwala mi nigdzie iść. Wiesz, że ma czelność nawet teraz mnie podsłuchiwać?- zaśmiała się. Była naprawdę niezłą aktorką.
- Chyba będę musiał z nim porozmawiać.- odpowiedział Alek.- Jak mogę ci pomóc?
Nie bardzo wiedział jak ma się zachować. Richard jest synem Führera, kuzynem Susanne, ale to wszystko co wiedział. Co powinien powiedzieć? Nie wiedział, ale musiał próbować.
- Powinni być u ciebie za... piętnaście minut? Przynajmniej tak mi powiedzieli. Jakbyś mógł odebrać je za mnie, byłabym ci wdzięczna.- mówiła kładąc nacisk na informację za ile będą. Więźniarka z Rudym.
- Jasne. Nie martw się o to. Do zobaczenia.- rzucił Alek i rozłączył się.
Piętnaście minut. Dokładnie tyle mieli na zajęcie pozycji. Wyszedł ze sklepu i podszedł do Zośki stojącego nieopodal i przeglądającego gazetę. Przekazał mu informację, a on dał znak chłopakom. A teraz? Pozostało tylko czekać.
 
Wszyscy byli już gotowi. Każda grupa stała z innej strony i miała inne zadanie. Anoda miał poprowadzić swoich ludzi do szybkiego i zdecydowanego ataku, aby zatrzymać więźniarkę. Przygotowali nawet butelki z benzyną, biorąc pod uwagę to, że broń palna była mocno ograniczona i nie starczyłoby dla wszystkich. Cały plan komplikował się jednak, ponieważ nie mogli pozwolić, aby zniszczono samochód przed wyciągnięciem ich przyjaciela. Będą musieli na to bardzo uważać.
Stali tam ponad dziesięć minut, które ciągnęły się w nieskończoność. Obejrzeli się, kiedy usłyszeli ryk potężnego silnika. W oddali zobaczyli swój cel. Alek dopiero teraz uświadomił sobie, jak trafnie Susanne określiła więźniarki- fortece na kołach. Zawsze kiedy widział je gdzieś w oddali, nie robiły aż takiego wrażenia. Teraz go to przeraziło. Ten samochód wyglądał jak istny czołg. Szczerze? Nie zdziwiłby się, gdyby okazało się, że jest pancerny albo coś w tym stylu. Poczuł się mały i przestraszony. Pod płaszczem trzymał broń, ale mimo tego miał wrażenie, że tak naprawdę jest bezbronny. Czas przemyśleń się skończył, a Zośka dał znak, że czas zaczynać.
Gdy samochód był kilka metrów od nich, Anoda wybiegł ze swoim małym oddziałem i rzucili kilka podpalonych butelek. Spodziewali się sporego pożaru, jednak wcale nie wyszło tak jak planowali. Czy samochód może być ognioodporny? Alek nie miał pojęcia, ale póki co był tylko drobny płomyczek, który nie tworzył zagrożenia dla pasażerów. Z przodu siedziało ich dwóch, a reszta zapewne z tyłu, z więźniami w zakrytej części.
Nie spodziewali się tak szybkiej reakcji ze strony gestapowców. Jeden z nich, ten siedzący obok kierowcy zaczął strzelać. Robił to z niewyobrażalną prędkością i wprawą. Nie strzelał na oślep, robił to precyzyjnie. Niesamowite.
Wszystko szło nie tak, a kierowca dodał gazu i prawdopodobnie wzywał patrole. No tak. Ile mieli? Pięć? Dziesięć minut, zanim zjedzie się policja i wojsko z całego miasta?
Oddział Alka też włączył się do akcji i zaczęli strzelać w opony. To był chyba jedyny sposób, żeby ich zatrzymać.
Jak się okazało opony też były w jakiś sposób wzmocnione, ale nie na tyle by wytrzymać ponad dwadzieścia strzałów. Samochód potoczył się jeszcze kawałek i zaczął zwalniać. Chcieli podbiec w tamtą stronę, aby znaleźć się bliżej, ale nie dali rady. Przednie drzwi otworzyły się tak gwałtownie, że niemal wypadły. To ten gestapowiec siedzący obok kierowcy wyskoczył na zewnątrz... z karabinem w rękach i paroma karabinkami przy pasie. To było tyle, ile broni miał jeden z ich trzech mini oddziałów. Niedobrze. Jak się okazało, on nie czekał. Zaczął strzelać do nich, a oni próbowali znaleźć bezpieczne schronienie. Byli na linii ognia i nie mieli szans. Alek chciał mu się lepiej przyjrzeć. Był to wysoki i umięśniony facet, co było widać mimo munduru. Twarz do połowy miał zasłoniętą czarnym materiałem. Podobne rzeczy nosili żołnierze sił specjalnych. Czy on był jednym z tych elitarnych agentów? Sądząc po tym, że w pojedynkę zmuszał do odwrotu prawie trzydziestu buntowników, było to możliwe.
Oddział Zośki też musiał się ujawnić. Wszyscy wyciągnęli broń. Jeśli chodzi o stronę przeciwną to wysiadł też kierowca, równie dobrze uzbrojony i chętny do strzelania. Z tyłu więźniarki opadła górna klapa i na zmianę chowało się za jej dolną częścią i strzelało kolejnych trzech mężczyzn. Byli oni w tej samej przestrzeni co więźniowie. Zośka i jego ludzie nie mogli strzelać do nich na oślep, jeśli nie chcieli skrzywdzić przyjaciela. A więc było pięciu na niemal trzydziestu, a mimo to ich sytuacja była rozpaczliwa.
- Zaraz, czy to nie my mieliśmy atakować? To chyba nie wygląda za dobrze.- mówił zdezorientowany Alek.
- No co ty? Nie wiedziałem.- odparł ironicznie Zośka chowając się za murkiem obok niego.- Na pewno wezwali posiłki. Musimy się spieszyć zanim wkroczy kawaleria.
Strzelali, cały czas zmuszani do odwrotu, dopóki „gestapowiec-zawodowiec” jak zaczął nazywać go Alek, nie postrzelił kogoś z ich oddziału. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Chłopak upadł z krzykiem na beton, a dookoła było pełno krwi. Potem wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Zośka wstał, wychodząc z względnie bezpiecznego ukrycia i ruszył na więźniarkę, ciągnąć za sobą resztę chłopaków. Alek był pewny, że to nie skończy się dobrze, ale było za późno, żeby go powstrzymać.
 
- Już się nagadałaś?- spytał Michael patrząc na nią.
- Tak, dzięki.- odpowiedziała i z powrotem wzięła swoją kawę.
- Świetnie.- powiedział leniwie zakładając ręce za głowę.
- Odkąd ty właściwie jesteś taki miły? Zaczynam się bać.- stwierdziła z lekkim uśmiechem. Musiała zachowywać się normalnie, mimo że w środku bardzo się martwiła. Następne pół godziny przesądzi o losie Rudego.
- Jestem miły kiedy mam na to ochotę, ale nie przyzwyczajaj się.- odpowiedział... też z uśmiechem. I tym razem nie był wymuszony.
- Nie będę.- zapewniła.
Siedzieli sobie spokojnie i rozmawiali. To było takie... normalne i nieprawdopodobne jednocześnie. Skoro był w takim świetnym nastroju to może powinna go zapytać o Thomasa? Nie widziała go od kilku dni i zaczynała się bać czy wszystko z nim w porządku. Przecież gdyby miał okazję to na pewno by się do niej odezwał. Już otwierała usta, aby poruszyć ten temat, ale ktoś dosłownie wpadł przez główne drzwi i ledwo wyhamował przed nią i Michaelem.
- Szefie.- zasalutował zmęczony i przerażony naraz.- Otrzymaliśmy kod czerwony z dziewiętnastej strefy.
- Dziewiętnasta?- spytał Michael.- Co się stało?
- Arsenał. Zaatakowali więźniarkę. Wysłaliśmy tam wszystkie oddziały z okolicy.- wyjaśnił mężczyzna.
- Kto byłby tak głupi, żeby zrobić coś takiego?- spytał z pogardą.
- Richter przekazał nam, że to uzbrojona grupa nastolatków. Prawdopodobnie dadzą sobie radę sami, ale na wszelki wypadek przekierowaliśmy do nich wsparcie.
Michael nie odzywał się przez chwilę. W tym czasie Susanne próbowała sobie to poukładać.
- Świetnie. Później oczekuję raportu. Czy macie kontakt?- spytał.
- Nie, szefie. Połączenie zostało zerwane i nie udało nam się znów go nawiązać.
Michael odezwał się dopiero po chwili.
- Dla wszystkiego wyślijcie jeszcze dwa patrole od nas.
- Tak jest.- zasalutował i wyszedł, a Susanne poczuła zbierającą się w niej wściekłość.
- Czy Thomas naprawdę tam jest? Wysłałeś go tam?- spytała zimnym tonem, a na jej twarzy malował się spokój, jednak nie na długo. Michael westchnął i spojrzał na nią.
- To dorosły facet. Jest naprawdę dobry. Poradzi sobie.- tłumaczył jej powoli.
- Nie wierzę. Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć? Jak już będzie martwy?
- Skąd miałem wiedzieć? Przecież dotąd nie było zbytnio takich prób.- bronił się.
- Jadę do niego.- stwierdziła kategorycznie.
- Nigdzie nie idziesz.- powiedział przytrzymując ją.
- Nie pytam cię o zdanie. Nie próbuj mnie zatrzymywać.- odpowiedziała wściekła.- Puszczaj.
Popatrzył na nią przeciągle i puścił ją po chwili. Zrobił krok do tyłu unosząc delikatnie dłonie w geście symbolicznego poddania.
- Dobra. Leć, ratuj swojego chłoptasia, jeśli tak bardzo ci zależy.- powiedział przewracając oczami.- Miłej zabawy.
- I lepiej, żeby wyszedł z tego cały.- dopowiedziała i zamknęła drzwi z hukiem. W niecałą minutę była na dole i rzuciła się do samochodu, uświadamiając sobie, że za chwilę będzie walczyć po obu stronach naraz.

This is warOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz