Rozdział 4-Zabraniam ci! Początek misji

204 15 5
                                    

Masky widząc w środku nocy Toby'ego, wychodzącego przed rezydencję, gdzie był ktoś jeszcze, został w środku, pod drzwiami, skąd miał dobry podsłuch na ich rozmowę. Słuchając, z każdym słowem niepokoił się coraz bardziej, teraz wiedział, że Toby zrobiłby wszystko by zwrócić jego uwagę i go nie stracił tak łatwo

Pov.Masky

-Dlaczego nie śpisz maluchu?-Usłyszałem zagłuszony męski głos

-Nie jestem maluchem... Nie wiedziałem, że palisz

Otworzyłem jak najciszej drzwi na taką szerokość by móc widzieć co się tam dzieje

-Jeszcze dużo o mnie nie wiesz... Chcesz?-Podsunął mu papierosa

-Eh...Ja...Nie powinienem

-Jak chcesz...Wra..

-Jednak spróbuję...nigdy nie szkodzi spróbować prawda?

Co za głupek! Widząc jak papieros wędruje z rąk palącego do bruneta, nie mogłem tego ignorować. Wyszedłem zza drzwi zabierając Toby'emu papierosa, wyrzucając go na ziemię i zadeptując. Młodszy był wyraźnie zaskoczony moją obecnością, otrząsając się z lekkiego szoku zaczął wyrywać swój nadgarstek z mojego uścisku, obrzuciłem wściekłym wzrokiem Jeffa, który również był zaskoczony

-Wybacz ,,bracie'', pójdę już-Chciał mnie ominąć

-Chwila!-Warknąłem łapiąc go za bluzkę- Jeszcze raz skusisz go do czegoś takiego, to cię zabiję, rozumiesz?!

-T-tak, rozumiem..W-w-wybacz mi proszę

-Zejdź mi z oczu!

Czarno-włosy uciekł do rezydencji, a ja zostałem z Toby'm. Ochłonąłem trochę, po czym odwróciłem się z powrotem do niższego, który stał w miejscu ze skrzyżowanymi ramionami na piersi, wiedziałem, że jest zły

-Dlaczego nie śpisz?-Zacząłem

-Po co tu przyszedłeś? Od trzech dni unikasz mnie...-Był oschły

-Przepraszam...I proszę nigdy nie bierz do ust papierosów-Pokiwał głową

Chciałem złapać go za dłoń, jednak on zabrał swoją, kierując się do drzwi rezydencji. Szarpnąłem go za ramię tym samym zmuszając by stanął twarzą w twarz ze mną

-Wybacz, ignorowanie cię było...

-Jakie?! Zabawne? Głupie? Lekkomyślne?

-Tak, lekkomyślne. Wybacz mi, żałuję

-I dobrze-Rzucił prawie niesłyszalnie- Z rana ruszamy, więc dobranoc

-Pozwól mi iść z tobą

Młodszy spojrzał na mnie, po czym wzruszył ramionami. Uśmiechnąłem się lekko, idąc za nim obwiniałem się w duchu, złapałem go za dłoń, brakowało mi jego dotyku. W pokoju wydawał się być bardziej smutny niż poza nim. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w kącie obok drzwi stała mała walizka, ułożyłem się za chłopakiem, opatulając szarą kołdrą. Chciałem go dotknąć, przytulić jednak się odsunął nieznacznie, odpuściłem kolejnych prób zbliżenia się do niego. Obudziłem się nad ranem o 4:00, byłem sam, Toby'ego nie było, walizki również, zbiegłem do salonu, jednak tam nie zastałem bruneta, skierowałem się do kuchni gdzie Toby, jadł śniadanie, odetchnąłem z ulgą. Chłopak widząc mnie w drzwiach wstał z miejsca podchodząc do blatu kuchennego, po chwili odwrócił się z talerzem na którym leżały tosty, postawił je w ciszy na stoliku, po czym dokończył śniadanie. Zabrałem swoją walizkę z góry i spakowałem ją do auta, to samo zrobił młodszy, zabraliśmy prowiant na tygodniową drogę i parę innych rzeczy, pożegnałem się z Brianem i wysłuchałem mowy Jane o tym, że mam dbać o bruneta i go nie krzywdzić. Zawsze tak było gdy wychodziliśmy na dłuższą misję. Wsiadając do auta, posmutniałem nieco, widząc, że Tobias wsiada do tyłu, odpaliłem silnik po czym mogliśmy ruszać w drogę. Przez kolejne trzy godziny jechaliśmy w ciszy, mój skarb siedział  patrząc na mijane drzewa za oknem

Pov. Trzecioosobowy

Z upływem czasu Masky'ego coraz bardziej irytowała wisząca w powietrzu cisza, Toby ciągle słuchał muzyki na słuchawkach, a czasami spał, jednak Timothy'emu nie umknęły uwadze tiki, które miewał Toby. Kiedy młodszy z chłopców, wyciągnął konsolę na, której zaczął grać, starszy w końcu przerwał ciszę

-Skąd masz konsolę?

Nie dostał odpowiedzi

-Nadal jesteś zły?

Toby poprawił się niespokojnie na siedzeniu, nadal nie odpowiadając

-Skarbie...

Masky spojrzał w lusterko z którego mógł dokładnie widzieć bruneta, w tym samym momencie został spiorunowany, przez mniejszego wzrokiem

-Chyba nie będziesz siedzieć bez słowa przez kolejne 5 dni, co?

-Przecież jutro wieczorem będziemy na miejscu. W rezydencji Splendormana-Rzucił sucho

-Nie

-Co chcesz powiedzieć?!-Oburzył się

-Najpierw jedziemy do rezydencji Trendermana, później Offendermana i na koniec Splendormana-Odrzekł ze spokojem szatyn

-Zrobimy pętlę?!

Masky przez jakiś czas drążył temat, później by uniknąć kolejnej ciszy nakłaniał Toby'ego do rozmowy irytując go mówieniem na niego pieszczotliwymi słówkami. Noc przespali na siedzeniach, okryci kocami, które zabrał Tim, dla Toby'ego, mimo, że była połowa wiosny to noce były chłodne. Kolejne dwa dni wyglądały nieco lepiej pod względem ich relacji, noce przesypali na siedzeniach. Jednak trzecia a zarazem ostatnia nic wyglądała inaczej, tak samo jak czwarty dzień jazdy.

Pov.Masky

Obudziłem się w środku nocy, czując lekki, lecz chłodny powiew. Wstałem by sprawdzić czy okna nie zostawiłem otwartego, lub drzwi, w tym samym momencie zauważyłem, iż w aucie nie ma mojego skarba, wyszedłem z pojazdu, od razu kierując się w stronę tyłu granatowego passata. Toby siedział na ziemi plecami opierając się o bagażnik, słysząc moje kroki schował ręce do kieszeni mojej bluzy, która powinna być na siedzeniu pasażera, bez namysłu kucnąłem przy chłopaku. Ułożyłem swoją dłoń niepewnie na jego ramieniu, nie protestował, jednak twarz odwracał w przeciwną stronę czy chował ją, gdy chciałem na nią spojrzeć, niepokoiło mnie to w końcu, usiadłem centralnie przed nim, złapałem jego twarz w swoje dłonie, czułem, że jego poliki są całe mokre. Spojrzałem wystraszony w jego twarz, była zapłakana, otarłem, jego policzki

-Dlaczego płaczesz? Znowu miałeś koszmar? Dlaczego mnie nie obudziłeś?

-Mhm, nie chciałem cię budzić, byś odpoczął po całym dniu za kierownicą-Jego głos był cichy

-Nigdy nie zwracaj uwagi czy jestem zmęczony czy zajęty, po prostu mnie obudź czy powiedz o tym

Brunet wpatrywał się w ziemię nadal trzymając dłonie w kieszeni, powoli wyciągnąłem je z kieszeni nie zwracając uwagi na opór, jaki stawiał, domyśliłem się, że ma tiki, jednak nie były one takie jak zawsze były mocniejsze. Zawsze takie były gdy się czymś mocno martwił czy był zły, czasami nawet jak mocno się smucił. Gładziłem spokojnie jego dłonie kciukami, próbując wejść na jakiś wygodny temat jednak on zawsze z niego zbaczał. Gdy już się uspokoił, niespodziewanie wtulił się we mnie, ucieszył mnie ten gest, jednak nadal nie byłem pewny czy mogę go odwdzięczyć, mimo to odwdzięczyłem go, gdy mnie puścił, nim się ugryzłem w język zadałem pytanie

-Czy to znaczy, że mi wybaczyłeś?

-Em...tak..

Wsiadając do auta,chłopak pociągnął mnie na tylne siedzenia, prosząc, abym spał z nim, zgodziłem się. Z samego rana wznowiliśmy jazdę, przekonałem, młodszego by siedział na miejscu pasażera z przodu. Przez resztę drogi cieszyłem, się spokojem, który mógł w każdej chwili być zburzony, często trzymałem jego dłoń w swojej. Wieczorem byliśmy na miejscu


----------------------------------------------------

Hej, to już kolejna część tego fanfiku, kolejnego i zarazem ostatniego sezonu. W kolejnych częściach zagłębimy się w ich misję, wyczekujcie bay!

Pozdrawiam!

~NienawiśćMiłością~TicciMask/ sezon 2Where stories live. Discover now