Rozdział 16-Strzał

151 6 4
                                    

W końcu nadszedł dzień, którego się najbardziej obawiali, a mianowicie dzień wojny pomiędzy mordercami a policją. Z rana każdy ubrał się w ciuchy, w których ich zapamiętano, które było ich znakiem rozpoznawczym i broń jakiej będą używać. Pasty z rezydencji Trendermana zostały przerzucone do willi Slendermana, gdzie odbędzie się główna walka, a do nich dołączyła również połowa z rezydencji Offendermana, natomiast do willi Splendormana druga połowa past Offendermana tak by były równe siły w obu willach.

Pov. Trzecioosobowy

Wszędzie panowała głucha cisza, co jakiś czas przerywana krokami, lub cichymi szeptami. Tuż przed wyjściem na pole walki inni pożegnali się z Benem, który był w rezydencji Slendermana i bez problemu mógł zakłócać kontakt nieprzyjaciołom. Jeff podszedł do chłopaka, z nadzwyczajną powagą, co u niego nie było codzienne, przytulił mniejszego do siebie, cicho szeptając

-Dbaj o siebie

Krasnal wtulił się bardziej, cicho pociągając nosem, bał się, że straci tak ważną dla niego osobę

-Wróć cały i zdrowy-Rzucił błagalnie

-Tak zrobię, będę ostrożny

Po krótkim pożegnaniu wszyscy udali się na miejsce, w którym los miał zdecydować kto przetrwa a kto nie. Pasty nerwowo ściskały w dłoniach swoje bronie, będąc w pełnej gotowości, mieli znaczną przewagę, teren znali jak własną kieszeń a w dodatku mieli duże doświadczenie w poruszaniu się w gęstwinach i leśnych terenach. Napięcie rosło z każdą sekundą, kiedy zostało przerwane głośnym wystrzałem pistoletu przy akompaniamencie głośnego jęku. Pierwsza ofiara. Z rąk mordercy. Momentalnie wszystkie myśli i zmysły past skupiły się na tym co mają przed sobą, na walce, która zaczęła się pogłębiać. Nikt nie zwlekał, nie wahał się, lecz śmiało, wprawiał swoje ciało w ruch. Wokół dało się słyszeć strzały, odgłosy łamanych kości, błagalne prośby i jęki bólu...Jednak....Rannych po stronie morderców też nie brakowało. Policja parła na przód z upartością i przerażeniem w oczach, co bardziej nakręcało innych do działania

Pov. Masky

To się zaczęło. Wszyscy walczą. Mamy znaczną przewagę w umiejętnościach i znajomości każdego milimetra terenu, jednak to za mało, każdy z policji w dłoni ma broń, w przeciwieństwie do nas, część ma noże, część siekiery czy innego rodzaju bronie. Huk, zabiłem kolejną osobę. Nie wiedziałem, czy wszyscy z naszej rezydencji biorą udział, jednak wiedziałem, że kilka osób zostało odsuniętych od walki, w tym Ben. Toby też nie miał zezwolenia i miałem głęboką nadzieję, że operator nie uległ jego upartości. Unikałem kul, które były skierowane w moją stronę, jednak długo tak nie mogłem, w końcu, jedna z nich drasnęła mnie w ramię, przez adrenalinę w moich żyłach nie czułem bólu. Co chwilę miewałem czarne scenariusze co do mojej ,,rodziny'', a najbardziej bałem się o Toby'ego chciałem go jeszcze zobaczyć, był tylko jedną rezydencję dalej.... Schowałem się za pobliskim drzewem, z kieszeni wyciągnąłem amunicję, której zabrakło w moim pistolecie po czym go załadowałem, moje dłonie lekko drżały, jednak zignorowałem to, spojrzałem w lewo, na Cody'ego który wycierał policzek z krwi, która nadal się sączyła, jednak byłem na to obojętny, chłopak spojrzał w moją stronę po czym pobiegł przed siebie uprzednio się do mnie odzywając

-Do zobaczenia, dupku

Zignorowałem jego obelgę wracając do walki, chciałem by zakończyło się to jak najszybciej, by móc wrócić do starego, lecz wspaniałego grona

Pov.Hoodie

Nikt nie wahał się czy użyć broni, skręcić kark, uderzyć tak by ofiara padła... Z czasem miałem coraz gorsze przeczucia,na wskutek czego, co chwilę spoglądałem na moich towarzyszy, po mojej prawej była Jane, która za namową Toby'ego tego dnia używała broni palnej, celowała z wyśmienitą dokładnością, widziałem, jak z jej uda sączy się krew, jednak nie to było wielkim zmartwieniem. Po prawej powinien być Ticci Toby, który kryjąc się, poszedł do przodu, bałem się o niego miał tylko dwa toporki, nie miał innej broni. Nacisnąłem na spust, jednak nic się nie wydarzyło

~NienawiśćMiłością~TicciMask/ sezon 2Where stories live. Discover now