Rozdział 5-Rezydencje: Trendermana i Offendermana

217 10 1
                                    

Chłopcy w rezydencji byli wieczorem, zajechali w środku kolacji do, której zostali ciepło zaproszeni. Po posiłku przydzielono im pokój, w którym mieli przespać noc. Zostawiając walizki w pokoju, wyszli na spacer by rozprostować kości po kilkudniowej jeździe samochodem. Toby szedł w ciszy, ciesząc się świeżym powietrzem, natomiast Masky szedł za młodszym, z rękoma w kieszeni, a głową pełną myśli, martwił się zbliżającymi dniami. Bał się, iż tajemnica, którą chowa tyle czasu może zburzyć jego spokój jednym zdaniem. Po głowie chodziły mu słowa, które dzień przed wyjazdem powiedział mu Brian:

,,Jeśli chcesz na dłużej mieć przy sobie Toby'ego, zacznij od rezydencji Trendermana gdyż jest ostatnią przez całą drogę. On zrobi wszystko by was rozdzielić''

Myśląc o tym co wydarzyło się 3 miesiące temu miał mętlik w głowie, zastanawiał się dlaczego na to pozwolił? Czy może pozostać to na zawsze w tajemnicy? Z zamyśleń wyrwał go dotyk na twarzy

Pov.Toby

Przez las szliśmy już dobre 20 minut, robiło się coraz ciemniej, chciałem już wracać byłem zmęczony, a Masky nie reagował na moje wołanie, ciągle o czymś myślał, zawsze tak było jeśli się czymś martwił. Podszedłem do niego, szedł powoli z rękami w kieszeni, maski nie miał na twarzy. Szedłem tyłem patrząc w jego twarz, ułożyłem dłoń na jego policzku, zatrzymał się spoglądając w moje oczy

-Wszystko w porządku? Wołam cię od pięciu minut-Zmartwiłem się

-Tak, przepraszam zamyśliłem się

-Możemy wracać?-Zabrałem dłoń z jego polika

-Tak, wracajmy

Wracaliśmy w ciszy, jakby w obawie, że zostaniemy znalezieni pośród tych wszystkich drzew, a sama cisza pomiędzy nami stawała się coraz bardziej niewygodna. Starałem się ją zignorować jednak im bardziej się starałem tym bardziej uciążliwa się ona stawała. Z każdą minutą byliśmy coraz bliżej rezydencji, a wiszące w powietrzu napięcie wydawało się rosnąć, w pewnym momencie zostałem pociągnięty za dłoń do tyłu. Tim przycisnął mnie do drzewa, byłem zdziwiony jego nagłym zachowaniem, ostatnimi czasy ograniczał się do trzymania mojej ręki, krótkiego buziaka, czy przytulasa i nic poza tym. Spojrzałem w jego twarz, poliki miał lekko rumiane, chciałem coś powiedzieć jednak mi nie pozwolił, wpijając się w moje usta, całował ich zachłannie, jakby już nigdy nie mógł tego zrobić. Czując brak tlenu odepchnąłem go lekko, gładził kciukiem mój policzek, czekając aż, uspokoję ciężki oddech i dobrze złapię powietrze. Gdy już oddychałem spokojnie, ponownie się pochylił, jednak tym razem delikatnie muskał moje wargi, po chwili przestał wtulając się we mnie

-Kocham cię, Toby-Wyszeptał

Nie byłem pewien co powiedzieć, zawsze ograniczał się do pieszczotliwych słów starał się nie mówić tego często, tak samo jak starał się nie wymawiać tego co zwykle mówią zakochani ,,Już zawsze będziesz tylko mój'' czy ,,Nigdy cię nie zostawię''. Nie chciał dawać mi głupich nadziei, że może być tak zawsze, zdecydowanie się wyróżnialiśmy, a jednak okazywało to naprawdę szczerą miłość. Wtuliłem się w niego, mając nadzieję, że zrozumie odpowiedź. Też go kochałem, jednak nasza relacja ostatnimi czasy została wyszczerbiona i miała coraz więcej rys. Tkwiłem w nadziei, że to tylko przejściowe. Złapał mnie za dłoń i pociągnął w stronę rezydencji, przed budynkiem nałożył na twarz maskę, wchodząc dało się słyszeć rozmowy czy śmiechy z salonu, zajrzałem tam. W pomieszczeniu siedziały prawie wszystkie pasty, właśnie prawie. Tim poinformował, że idzie do pokoju, kiwnąłem głową. Stojąc w wejściu do salonu poczułem na ramieniu dłoń, wzdrygnąłem się po czym, spojrzałem na osobę za mną

-Oh, Helen..wystraszyłeś mnie

-Aż taki straszny jestem?-Zaśmiał się, co u niego rzadkie

-Nie...Oczywiście, że nie

~NienawiśćMiłością~TicciMask/ sezon 2Where stories live. Discover now