Rozdział 22- Nie możesz

150 7 0
                                    

Od incydentu Toby'ego z Helenem minęło kilka dni. Masky już w pełni wyzdrowiał, a Brian z innymi wrócił z misji, która się przedłużyła. Ich ciężkie dni jednak nie były nadaremno, gdyż operator sam z siebie pozwolił im na chwilę odetchnięcia

Pov. Helen

Siedziałem w pracowni z pędzelkiem w ręku, a przede mną stało białe płótno ustawione na sztaludze. Odkąd wróciłem po nieco burzliwym odwiedzeniu Ticci'ego, jeszcze nic nie namalowałem, potrafię siedzieć kilka godzin z ołówkiem w ręce nad pustą kartką, by nic nie narysować chociażby krzywej kreski. Zirytowany rzuciłem pędzlem na podłogę, ten się odbił z charakterystycznym uderzeniem, po czym opadł z powrotem ustępując ciszy. Zakryłem twarz dłońmi, które opierałem o kolana, nie radziłem sobie za dobrze z odrzuceniem przez młodszego. Zamykając oczy kolejny raz widziałem jego twarz przed sobą, jego oczy straciły blask, i wyrażały tylko ból i cierpienie. Wiedziałem czym było to spowodowane. On nadal go kochał, mimo tego jak był raniony, chciał dalej przy nim trwać. Podniosłem się gwałtownie, po czym kopnąłem krzesło, które tak bardzo mi teraz przeszkadzało. Obalając się, zbiło kubek z wodą robiąc większego hałasu. Do pokoju niemalże od razu wbiegł Hobo Heart

-Helen. Co ty robisz? Straszysz Lazari. Uspokój się

Chłopak, zmusił mnie do siąścia na kanapie, po chwili moją złość i irytację zastępowały smutek. Poczułem niekontrolowane łzy cisnące się do moich oczu

-D-dlaczego tu jesteś? Pomagasz mi?-Wydusiłem przyciągając kolana do brody

-Jako przyjaciel nie chcę byś cierpiał...

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, Hobo, był dla mnie dużym wsparciem, jest jedną z dwóch osób, które wiedzą co czuję do Rogers'a. Melancholia i tęsknota mnie wykańczały, przez co senność szybko mi przyszła. Ułożyłem się na kanapie prosząc aby, Heart niczego nie sprzątał, mimo, że wiedziałem iż nie posłucha

Pov.Masky

Przez resztę choroby, nie rozmawiałem z Toby'm, mimo to przychodził i pilnował, abym regularnie zażywał leki i jadał posiłki, mojej uwadze jednak nie umknęło dziwne zachowanie, które zaczęło się po przyjściu tutaj Cody'ego a nawet tiki, które starał się ukrywać. Nie chciałem by trzymał dystans do mojej osoby, pragnąłem rozmów z nim, najmniejszego dotyku i towarzystwa. Siedziałem w salonie oglądając telewizję, kiedy do pomieszczenia zeszły się inne pasty. Zdziwiłem się nagłym zebraniem, które jak się dowiedziałem zorganizował Operator, rozejrzałem się po pomieszczeniu jednak nie wyłapałem w grupie Ticci'ego. Po chwili w salonie pojawił się Operator a za nim brunet

-Cieszę się widząc wszystkich w komplecie-Zaczął Slenderman- Ostatnie dni a nawet miesiące, nie były kolorowe, więc mam dla was niespodziankę

Na te słowa w salonie zapanowało poruszenie

-W przyszłym tygodniu macie wolne. Nikt nie dostanie żadnej misji...No chyba, że coś przeskrobie-Tutaj zwrócił swoją twarz w stronę Jeffa

-A-ale, że co? Że niby ja? Pfff, operatorze..-Rzucił kpiąco Killer

-A w piątek pozwalam na imprezę

W salonie zapanowała radość, nieco ostudzona przez wieść, że być może będą jeszcze pasty z innych rezydencji. Po tej krótkiej rozmowie wszyscy udali się do swoich poprzednich zajęć, ja również wyszedłem z salonu, idąc obok Briana, podpytałem o Toby'ego, nie zauważając nawet jaki temat poruszyłem

-Zanim zebraliśmy się w salonie trenował-Odparł spokojnie

Skinąłem delikatnie głową, nacisnąłem klamkę od drzwi pokoju, po czym do niego wszedłem. Ciągle czułem na sobie wzrok przyjaciela, ignorowałem to, jednak on się odezwał, tym samym siejąc mętlik w mojej głowie

~NienawiśćMiłością~TicciMask/ sezon 2Where stories live. Discover now