Rozdział 17- List

165 7 6
                                    

Hoodie na prośbę Splendormana wrócił do rezydencji by sprawdzić sytuację i czy wszystko jest pod kontrolą. Odetchnął z ulgą widząc, że w willi wszystko jest dobrze. Usiadłszy w kuchni, z alkoholem w ręku, nie potrafił już kontrolować swoich emocji, pomimo, że nie był pijany. Kiedy do kuchni wszedł wesoły Masky, coś w nim pękło

-Jak możesz być tak wesoły-Warknął

-Nie cieszysz się?-Zdziwił się-Wygraliśmy, jesteśmy wolni

-Ah, no tak...Nie było cię-Brian zmarszczył bardziej brwi

-Co się z Tobą dzieje?!

Pov.Masky

Zdziwiłem się zachowaniem jak i tonem przyjaciela. Nie świadczyło to o niczym dobrym. W końcu zaczęło mnie to irytować

-Co się z tobą dzieje?!-Warknąłem

-Ze mną? Nic. Wszystko okey-Opadł na krzesło ostatnie wyduszając jakby na przymus

Przez chwilę, próbowałem przetworzyć wszystko co się wydarzyło, po chwili połączyłem kilka faktów, nie chcąc dopuszczać się czarnych scenariuszy. Pod koniec walki, wszyscy wściekle rzucili się na jednostkę policyjną, tuż po tym zniknął Offenderman z Nurse, opatrując nasze rany Operatorzy byli poddenerwowani, Toby i Jane nie wrócili z Operatorem i Brianem. Chciałem się odezwać, jednak Hoodie mnie uprzedził

-Chciałbym z tobą podzielać, ten entuzjazm,ale...Nie mogę..N-nie potrafię

-Dlaczego? Co przede mną ukrywasz?!-Zirytowałem się- Nie musisz kłamać...

-Ja...-Umilkł krzywiąc się

Po chwili wrócił do normalności, po czym wyszedł zostawiając mnie samego, z domysłami. Po paru minutach wrócił, przy stole gdy wyciągnął dłoń z kieszeni bluzy, wypadła jego kominiarka, podniosłem ją. Przyjrzałem się, materiałowi, po czym stwierdziłem, iż jest przesiąknięty krwią

-Co to jest?- Spojrzałem na niego

-Nie miałem ci mówić...Nie powinienem... Jednak, powinieneś to wiedzieć. On prosił by nikt ci tego nie mówił-Mówił cicho i niepewnie

-Przestań pleść. Wyduś to w końcu!-Warknąłem

-Podczas walki...Toby, on..

-On co?-Ponagliłem od razu

-Został postrzelony. Jest w szpitalu

Te słowa rozbrzmiały echem w mojej głowie, tego się obawiałem, lecz nadal nie przepuściłem myśli, że to coś poważnego

-Gdzie..Gdzie go trafili? Mów!

-Dostał...W-w klatkę piersiową

Przylgnąłem do ściany, jakby odepchnięty słowami. Poczułem łzy na policzkach. Wybiegłem z kuchni, na górę, po drodze potykałem się o schody. To nie mogła być prawda. To nie mogło się tak zakończyć. Nie teraz, nie dzisiaj! Zabrałem swoją kurtkę po czym wybiegłem przed rezydencję, gdzie w aucie już czekał Brian. Wsiadając od razu ruszyliśmy do szpitala. Nie wydusiłem z siebie żadnego słowa, prosząc aby było dobrze. Wbiegając do budynku, nie słuchałem tego co krzyczy Brian, teraz liczył się tylko Toby. Będąc na odpowiednim korytarzu, widząc na nim wszystkich, prócz Toby'ego, z moich ust wyszło tylko jedno zdanie

-Gdzie jest Toby?

Widząc spojrzenia przepełnione przerażeniem, niepewnością i bólem. Moje nogi same rwały się do biegu, w połowie korytarza, zostałem złapany, przez braci Slendermana, jednak nadal się wyrywałem. Pragnąłem go zobaczyć. Przytulić. Wykrzyczeć w twarz, ile tak naprawdę dla mne znaczy.

~NienawiśćMiłością~TicciMask/ sezon 2Where stories live. Discover now