Rozdział 7-Rezydencja Splendormana

185 10 0
                                    


Para z samego rana ruszyła w dalszą podróż, mimo niechęci ze strony starszego. Natomiast młodszy jak najprędzej chciał wrócić do rezydencji. Droga im się dłużyła niemiłosiernie, z czego cieszył się Masky, z radia ciągle przygrywała piosenka, do której czasami nucili słowa. Szatyn starał się nie okazywać jak bardzo nie odpowiada mu wizyta w rezydencji Optymistycznego brata operatora. Młodszy siedział na miejscu pasażera, z nogami zgiętymi w kolanach i podpartymi o siedzenie, nucąc lecącą z radia piosenkę ,,Savage love" i grając na konsoli. Podczas, tej drogi Toby miał wrażenie, bycia ignorowanym przez 26-latka, z każdą godziną to uczucie coraz bardziej go przytłaczało, jednak zachował pozory i nie okazywał tego po sobie. Z radia właśnie przygrywała melodia ulubionej niegdyś piosenki Toby'ego ,,Unbreakable", miał ją w pamięci i na spokojnie mógłby wypowiedzieć każde słowo z każdej zwrotki, jednak jego uwagę zwracał, pusty żołądek domagający się jedzenia

-Masky, jestem głodnyyy-Zaskomlał

-Hm-odmruknął zatrzymując auto na leśnej drodze

-Przynieść ci coś?-Wciągną na stopy buty

-Kawę, jest w niebieskim termosie

Brunet wysiadł z auta, otwierając bagażnik, miał wrażenie, że słyszał trzask pękających gałęzi, obejrzał się dokoła po czym zabrał niebieski termos, dwa pakunki jeden mały, drugi nieco większy i jeszcze jeden termos w kolorze czerwieni z białymi napisami, zamknąwszy bagażnik wrócił do pojazdu. Podał niespiesznie niebieskie naczynie szatynowi, ten wziął je do ręki cicho dziękując, młodszy rozpakował pakunki po czym zdziwiony się odezwał

-Tim, nie mówiłeś, o tej sałatce

-Jakiej....sałatce?-Spojrzał na miskę z warzywami

-To nie ty ją zabrałeś?

-Nie....Jednak domyślam się, że to sprawka Lulu

Chłopacy zjedli posiłek po czym ruszyli w dalszą drogę. Do celu zostało niemal 8 godzin. Podczas drogi niewiele ze sobą rozmawiali ignorując siebie nawzajem. W rezydencji byli później niż się spodziewali, co nawet cieszyło Masky'ego. Splendorman przyjął gości jak zwykle, ciepło i miło. Pozwolił sobie na zaparzenie ciepłej herbaty, uważając, że kawa o tak późnej porze źle zrobi starszemu, Timothy wypił napój czym prędzej, natomiast Toby robił to jak najwolniej.

Pov. Splendorman

Przyjąłem dwójkę proxies mojego brata, jak najmilej mogłem. Mimo późnej pory, pozwoliłem sobie poczęstować ich ciepłą herbatą, odmawiając tym samym robienia kawy dla starszego z gości. Wiedziałem w jakiej sprawie tu są, gdyż wcześniej kilka kwestii omawiałem z Slendermanem, jednak bardziej dziwiło mnie dlaczego mają takie opóźnienie. Obserwowałem ich przez cały czas. Ostatnim razem kiedy tu byli razem, byli promienni i rozgadani w swoim towarzystwie a nawet pozwalali sobie na przytulanie czy jakiegoś potajemnego całusa. Tego dnia było inaczej, Toby nie zwracał w ogóle uwagi na partnera, nie obdarzył go nawet krótkim spojrzeniem, w przeciwieństwie do szatyna, który praktycznie nie spuszczał z niego wzroku. Gdy Masky skończył swój napój, zwrócił się do mnie

-Dziękuję. O której jutro mam przyjść do pana?-Spojrzał ukradkiem na bruneta

-Przyjdź po obiedzie. Wcześniej muszę coś załatwić

-Dobrze

Toby przewrócił oczami, wypijając naraz połowę szklanki brązowej cieczy, po czym wstał od stołu, mówiąc, iż jest zmęczony i chciałby się przespać kilka godzin. Skinąłem głową, po czym chłopak zniknął mi z oczu w sekundę, jego towarzysz orientując się, że tamten wyszedł zrobił to samo, tyle że pospiesznie. Zabrałem brudne, szklanki i udałem się do kuchni, a później do biura. Siadając w wygodnym fotelu zastanawiałem się czy to jedyne rozwiązanie jakie przyszło do głowy mojemu bratu, to nie będzie w tym czasie najlepsze dla wielu osób. Ta dwójka na tym ucierpi. Zastanawiałem się nad sprawą kolejne kilka minut, po czym sobie odpuściłem nie chcą się nabawić bólu głowy

~NienawiśćMiłością~TicciMask/ sezon 2Where stories live. Discover now