Rozdział 25- Nad życie

150 6 8
                                    


Ostatnie dwa tygodnie Toby, chodził zamyślony, co zauważało coraz więcej osób, ciągle myślał o spotkaniu które jest zaplanowane na lada chwilę, choć mimo tego zmartwienia, myślał również o tym jak bardzo tamtej nocy zbliżył się ponownie do Tima, pozwalając mu spać u swojego boku w jednym łóżku

Pov. Toby

Siedziałem cicho w kuchni, słuchając tykania zegarka i hałasu jaki co rusz robił Operator przygotowując obiad, spojrzałem na zegar który wisiał na ścianie, zwracając uwagę na siebie złotymi detalami, dochodziła godzina dwunasta

-Toby-Z transu wyrwał mnie ciężki głos-Pokrój te truskawki

-Dobrze...Czy dzisiaj będzie deser?-Zapytałem biorąc do ręki nóż

-Nie zadawaj pytań i rób to co masz-Zbył mnie

Po skończonej czynności,pomogłem w stawianiu jedzenia na stole, by chociaż na chwilę zapomnieć o mijających minutach, które leciały tego dnia nieubłaganie wolno, wzbudzając we mnie coraz większy niepokój i odrobinę irytacji. Przy posiłku, z tego stresu nie byłem w stanie nic przełknąć, co podpadło niektórym osobom, a na sobie czułem natrętny wzrok Masky'ego, co jeszcze bardziej mnie stresowało. Tak rzadko odczuwam tę emocję, że aż przeraża mnie w tej chwili jej odczuwanie. Zjadłem połowę makaronu z sosem pomidorowym i odszedłem od stołu tym samym odmawiając deseru, wcześniej proponując pomoc w sprzątaniu po posiłku, co doszczętnie zdziwiło Slendermana, który słysząc moją propozycję od razu spytał ,,Toby, masz gorączkę? Dobrze się dzisiaj czujesz?''. Zaśmiałem się widząc kilka zdziwionych min dodatkowo u innych past, i zapewniłem, że wszystko ze mną w porządku, po czym wyszedłem do kuchni od razu myjąc swoje sztuczce, talerz i kubek, kolejno udając się do salonu, w którym oczekiwałem aż wszyscy zjedzą posiłek, by móc na nowo zająć głowę czymś innym niż myślą nadchodzącym spotkaniem. Nawet nie wiedziałem, kto o nie prosił. Nagle poczułem czyjąś dłoń na swoim czole

-Gorączki nie masz. Wszystko w porządku?

-Jak najbardziej, wszyscy już zjedli?-Zmieniłem od razu temat

-Ehhh-Westchnął- Tak..zjedli

Wstałem z udawanym entuzjazmem kierując się wprost do kuchni gdzie była Jane, która tak jak Masky poruszyła temat mojej propozycji zmywania naczyń. Zabierając się do pracy zmieniłem temat wciągając w niego dziewczynę, która wycierała talerze od razu chowając je do szafki. Wieczorem dyskretnie wszystko przygotowałem i czekałem na odpowiednią godzinę. Właśnie wybiła godzina dwudziesta trzecia. Podniosłem się z łóżka, a moje ciało ogarnęły jeszcze silniejsze wrażenie niepokoju. Popatrzyłem na swoje drżące dłonie, po czym wyjrzałem na korytarz, który świecił zarazem pustkami i mrokiem, swój wzrok na chwilę utkwiłem na drzwiach od pokoju Tima i Briana, w myślach przepraszając szatyna, że wciąż tak bardzo darzę go miłością. Przebrałem się w odpowiedni strój, po czym zabierając swoje toporki, otworzyłem okno, starałem się to zrobić jak najciszej, jednak ono i tak cicho zaskrzypiało. Zszedłem ostrożnie na dół i zagłębiłem się w ,,leśnej puszczy''. Idąc pomiędzy drzewami oczy miałem szeroko otwarte, monitorowałem wszystko wokół siebie, wyłapywałem najmniejszy dźwięk, a ciało było gotowe do walki. Idąc od dobrych dziesięciu minut, tym samym zbliżając się coraz bardziej do starej fabryki, złe przeczucia mnie nie opuszczały wręcz przeciwnie, one się nasilały. Czułem jak serce wali o moją pierś, za każdym razem gdy pomyślałem o tym, że to się tyczy Tima. W pewnym momencie usłyszałem, kroki, które ucichły, ustępując szelestowi pozostałych na drzewach liści i trzasku gałęzi. Zacisnąłem dłonie na trzonie toporka, zatrzymując się i przybierając pozycję do walki, ciągle słyszałem ruch lecz nie widziałem jego właściciela, w pewnym momencie, ktoś się za mną pojawił, niezwłocznie zareagowałem, powalając tę osobę na ziemię i przystawiłem jej skrzyżowane toporki do szyi

~NienawiśćMiłością~TicciMask/ sezon 2Where stories live. Discover now