Część 1

5.5K 24 0
                                    

Po pięknej złotej jesieni pozostały tylko wspomnienia. Słota zagościła w Warszawie na dobre. Krople deszczu uderzały w szyby gabinetu prezesa. Oprócz nich w pokoju było słychać jedynie szybkie uderzanie męskich palców o klawiaturę laptopa. Nawet telefony nie próbowały dziś mu przeszkodzić. Pracował. Zatracił się w tej pracy całym sobą. I tak od pięciu długich już lat.

- Marek – wpadł nagle bez pukania do jego gabinetu Sebastian. – Ja cię bardzo przepraszam. Wiem, że obiecałem ci dziś wyjście na małego drineczka, ale młody się rozchorował. Wczoraj jeszcze było okej, ale rano wstał z gorączką. No nie mogę Violki samej z dzieckiem zostawić.

- Spokojnie – uspokaja przyjaciela. - Ogarnij co masz ogarnąć na dziś i jedź do domu. Mną się nie przejmuj. Innym razem sobie to odbijemy.

- Ale może ty wpadniesz do nas wieczorem? Na kolację pewnie zjemy kanapki, ale...

- Dzięki ale nie będę wam zawracał głowy. Młody chory to wam całkiem głowę zajmie, Violka w ciąży tez nie powinna się przecież przemęczać. Jedź do nich.

- Na pewno? Będziesz tak siedział sam w urodziny?

- To tylko data, dzień jak co dzień – odpowiedział z udawanym uśmiechem. - Posiedzę dłużej tutaj, albo wezmę coś do domu i tam popracuje.

- Skoro tak to okej, ale jak coś to wiesz, u nas...

- Drzwi dla mnie zawsze otwarte – kończy podchodząc do przyjaciela. – Wiem, wiem i dziękuję. Naprawdę dziękuję wam za to – odpowiedział ściskając mocno przyjaciela. Przyjaciela, który był jedną osobą, którą miał przy sobie. – Koniec tych sentymentów. Jedź do domu.

- Zostanę jeszcze trochę. Musimy z Kasią jeszcze jedną rzecz dziś zrobić zanim pójdzie w przyszłym tygodniu na urlop. Także jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Spróbuj jednak trochę odpocząć dziś... strauszku.

- Odezwała się młodzież – odpowiedział z uśmiechem żegnając przyjaciela.

Prezes pozostawiony sam w gabinecie podszedł do okna po którym spływały strugi deszczu. Marek Dobrzański - Prezes Febo&Dobrzański - polskiego lidera rynku wśród firm odzieżowych. Znany i ceniony zarówno na rodzimym rynku jak i wśród zagranicznych kontrahentów biznesmen. Choć początki jego prezesury nie były łatwe, to od pięciu lat, gdy wspólnie z Ulą, odratowali firmę do dnia dzisiejszego nie miała większego zachwiania i ciągle się rozwijała. Wydawałoby się spełniony człowiek, a jednak...

Dziś kończył trzydzieści siedem lat, a odbijająca się w szybie twarz przypominała raczej kogoś zbliżającego się pięćdziesiątki. Dużo go to wszystko kosztowało. Problemy z Aleksem, który długo jeszcze nie odpuścił. Paulina usiłująca do niego powrócić. Jego serce jednak było nieugięte. Miała być Ula i tylko Ula. Od pamiętnego pokazu na którym jednak się pojawił minęło już pięć lat, a on nie potrafił wyrzucić z pamięci widoku jej w białej sukni i tego który całował ją za kulisami. Bolał go od lat ten widok. Nie potrafił sobie z tym poradzić do dziś. Jeszcze niedawno mógł chociaż odetchnąć podczas spotkań z rodzicami, ale od pół roku i ich nie było wraz z nim. Pogoda była niemniej przyjemna jak dziś. Wyjeżdżali do sanatorium w Kołobrzegu, jednak do niego nie dojechali. Koszmarny wypadek w którym zginęło w sumie pięć osób zabrał mu ostanie osoby, które kochał i miał przy sobie. Został niemal sam jak palec. Mówią, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Marek też się o tym przekonał na własnej skórze. Sebastiana uważał od lat za przyjaciela, ale to w tamtej chwili zrozumiał, że jest tym prawdziwym przyjacielem. Nie zostawił go, wspierał jak tylko mógł, i tak jak powiedział, drzwi jego domu zawsze były dla niego otwarte. Jednak był świadom, że on ma swoją rodzinę. Nadal postrzeloną lecz ukochaną przez niego żonę i dwuletniego synka. Rodzinę, której on sam już nigdy nie założy, bo jego ukochana była gdzieś tam daleko, za oceanem, a inne? Nie liczyły się. Jego serce było wierne tylko tej jednej, jedynej.

Zagłuszając ból najpierw po stracie Uli, potem po stracie rodziców pracował ponad swe siły. Zostawał po godziny, w weekendy często jeśli nie w domu to nawet i w firmie spędzał nad dokumentami. Chciał dopilnować wszystkiego. Mieć pieczę nad wszystkim by trud Uli i jego rodziców nie poszedł na marne. Czasem w domu wyjmował z szuflady jej zdjęcie i patrząc na nie obiecał sobie, że zrobi wszystko by chociaż w postaci dobrych wyników zadośćuczynić za to co jej wtedy wyrządził.

Wrócił do laptopa próbując przygotować notatkę do prasy związaną z odbywająca się w przyszłym miesiącu prezentacją nowej kolekcji, jednak promyki słońca, które zaczęły przedzierać się przez szare, ciężki chmury postanowiły go rozproszyć. Nie potrafił się skupić. To miała być kolejna, tym razem zimowa, odsłona Sportivo. Pierwsze dziecko Cieplak&Dobrzański. Nagle przed oczami znów pojawiła mu się Ula, która w szlafroku wkroczyła na wybieg. Uwielbiał te jej szalone i proste pomysły na ratowanie każdej sytuacji.

Zamknął laptopa i zabierając z szafy swój płaszcz ruszył do parku. Do parku którego drzewa usłyszały tyle ich rozmów i przemyśleń. 

PrzeznaczenieWhere stories live. Discover now