Część 30

2K 25 655
                                    

Zimowe słońce wpadające przez przysłonięte firanką okno rozjaśniało cały pokój. Wiszący na przeciwległej ścianie zegar, cichutko tykając, wskazywał kilka minut po dziewiątej. Niedziela, dzień wolny. Dzień odpoczynku i ładowania baterii przed kolejnym intensywnym tygodniem, a on leżał w łóżku, niczym się nie przejmując, czując na sobie słodki ciężar miłości.

Z czułością spojrzał na kobietę, która całą noc przespała z głową na jego klatce piersiowej. Uniósł nieco głowę chowając nos w jej włosach, które wciąż miały na sobie znacząca ilość lakieru, którym pachniały. Nie widział jej twarzy, która wtulona w jego tors, unosiła się nieznacznie przy każdym jego oddechu, ale czuł, że uśmiecha się przez sen. Zawsze się uśmiechała gdy spała, wyglądając przy tym jak mała, słodka dziewczynka. Jego ukochana mała słodka dziewczynka.

Dziewczynka, która w swym życiu przeszła bardzo wiele. Wczoraj, w mroku pomieszczenia i euforii uniesienia, dostrzegł tylko te najwyraźniejsze blizny. Dziś, w dziennym świetle widział ich znacznie więcej. Maleńkie znamiona, które wtedy nie potrzebowały nawet szwów, otaczały te większe szramy. Na wystającej spod kołdry łydce odznaczała się kolejna. Było ich wiele. Zbyt wiele, by nie przypominały jej każdego dnia o tym koszmarnym dniu. Dniu, który prawie pozbawił ją życia. Ale wtedy walkę o życie wygrała, więc teraz też wygra. Nie pozwoli jej się poddać. Będzie walczył wraz z nią. Z jego mała dzielną i waleczną dziewczynka.

Ostrożnie, tak by jej nie obudzić, podciągnął wyżej kołdrę, by nakryć jej gołe ramiona, na których pojawiła się gęsia skórka. Sam, czując lekki chłód na rękach, powoli włożył je pod pierzynę, kładąc na plecach Uli swoje dłonie, delikatnie przytulając ją do siebie.

- Masz zimne ręce - wymruczała przez sen, przekręcając nieco głowę.

Zaśmiał się lekko pod nosem nie mając najmniejszego zamiaru ściągać z niej swych dłoni, a jedynie jeszcze mocniej przytulił ją do siebie.

Kolejne minuty upływały, a on z rozmarzonym, szczęśliwym wzrokiem przyglądał się swojej śpiącej królewnie. Czując na sobie ciepło jej ciała, chciał by ta chwila nigdy nie minęła. By było już tak zawsze. By każdy poranek wyglądał już zawsze tak samo. By każdego dnia mógł budzić się chwilę przed nią i nie wysyłać SMS'a na dzień dobry, tylko czekać aż otworzy zaspane powieki i spojrzy na niego swoimi niebieskimi oczami, dla których stracił głowę. By każdy poranek poprzedzała noc podczas której ich ciała, stęsknione po całodziennej rozłące będą ufnie tuliły się do siebie. A noc poprzedzał wieczór, podczas którego przy kolacji będą prowadzić długie rozmowy na wszystkie tematy. Będą rozmawiać o pracy i o pogodzie. O tym jak beznadziejny był film, z którego wyszli kilkadziesiąt minut wcześniej z kina. O propozycjach na wakacyjny wyjazd, czy o liście zakupów podczas zaplanowanego na kolejną sobotę wyjazdu do supermarketów. Będą rozmawiać o wszystkim i o niczym, ale najważniejsze, że będą wtedy razem. Wtedy i nie tylko wtedy. Na dobre i na złe. W zdrowiu i chorobie. Na zawsze, dopóki śmierć ich nie rozdzieli.

Na zawsze, ale jakie będzie to zawsze? Jak będzie wyglądała ich przyszłość? Wyobrażenia o tym jak będzie wyglądał kolejny rok, pięć, dziesięć lat... to jak będzie wyglądała ich starość zmieniała się w jego myślach niczym obraz w kalejdoskopie. Trzy miesiące temu widział siebie jako starego kawalera, przygarbionego, siedzącego o lasce w domu spokojnej starości, o ile tej starości by dożył. Zanim odnalazł Ulę czuł się przynajmniej dziesięć lat starszy, niż wskazywał na to pesel. Uleciał z niego cały sen życia, a szare dni, mimo słonecznej pogodny za oknem, potrafił rozpromienić jedynie Patryk. Potem pojawiła się ona i mętlik w głowie. Czy ta starość tak ma wyglądać, czy może jednak lepiej zaryzykować i jeszcze raz spróbować zawalczyć o wspólne przejście tych życiowych ścieżek. Z każdym kolejnym tygodniem dom starców zamieniał się w wesoły dom pełen ludzi. Ich dzieci, wnuki, może i jakiś pies biegający po ogrodzie. W głowie powoli rodził się pomysł wyremontowania domu rodziców by tam przeprowadzić się wraz z Ulą i założyć rodzinę, ale... ale ich rodzina pozostanie dwuosobowa z aniołkiem, który siedząc na jednej z chmur, czuwa nad nimi i pilnuje, by rodzice, już nigdy się nie rozstali. Bał się, że duży dom, w przeciwieństwie do przytulnego mieszkania, będzie swą ciszą przypomniał zbyt często o ich nienarodzonym maleństwie. Więc może powinni zostać tutaj? Albo poszukać innego mieszkania z dodatkowym, gościnnym pokojem? By Beti mogła do nich czasem wpadać lub nocować innych gości? Może gdzieś bardziej na obrzeżach miasta, albo w pobliżu jakiegoś parku do którego mogliby chodzić na niedzielne poobiednie spacery.

PrzeznaczenieHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin