Część 20

1K 32 46
                                    

- Ja już mam dość dzisiejszego dnia - żaliła się niemal płacząc do słuchawki telefonu.

- To i tak dobrze, że Wam ta rura w łazience poszła, a nie gdzieś w pionie i inny pokój zalało - stwierdził racjonalnie Marek nieco odsuwając swój fotel od biurka. - Jakby wam poszła w tym co trzymacie paczki do wysyłki...

- Nawet mi nie mów! Dopiero piąty, a ja już mam dość tego roku. Jak nie ręka Beti, to ty złapałeś gumę w samochodzie, to teraz jeszcze to.

- Ulka, to tylko zbieg okoliczności, że to wszystko tak naraz i tuż po Nowym Roku. Nie przywiązuj uwagi do dat. Głupi zbieg okoliczności i tyle - przekonywała choć sam w głowie zaczął tworzyć wiele różnych, niekoniecznie dobrych scenariuszy. - Wyjedziesz jutro do tego Szczyrku, pooddychasz górskim powietrzem, od razu nabierzesz energii.

- Sama nie wiem. Może nie powinnam jechać?

- Co?! - Zdenerwowany jej zapytaniem wstał z fotela. - Dlaczego niby - oburzył się.

Dobrze wiedział, że ten wyjazd jest jej potrzebny. Tak naprawdę powinna jechać tam nie na tydzień a chociaż dwa tygodnie. Nie wie jak, ale namówi ją latem na dłuższy wyjazd do jakiegoś sanatorium czy innego ośrodka rehabilitacyjnego. Pojadą razem. Ona poćwiczy, a on wreszcie odsapnie i w zacisznym miejscu ukoi swoje skołatane nerwy.

- Boję się, że się coś wydarzy. Albo tu, albo tam.

- Ula, skarbie, ale spokojnie. Na pewno nic się nie wydarzy.

- A jeśli wydarzy?

- Jak tak bardzo będziesz tego chciała, to na pewno się coś stanie. Ale obiecuję ci, że wszyscy będziemy grzeczni i z utęsknieniem będziemy czekać na twój powrót. I mam nadzieję, że i ty będziesz tam grzeczna i mogę cię bez obaw puścić. – Próbował zażartować, jednak markotny nastrój dziewczyny był ciężki do zburzenia.

- Nie wiem, po tym co się ostatnio dzieje to wszystko możliwe, że pojadę tam i coś się w ośrodku popsuje.

- Bardziej obawiałbym się jakiegoś przystojnych rehabilitantów, którzy będą próbowali cię oczarować.

- Wiesz co, ty i te twoje głupie żarty o zazdrości - westchnęła zirytowana.

- No co?!

- No nic, tylko zachowujesz się tak, jakby serio jeszcze jakiś facet chciał na mnie spojrzeć jak na kobietę. Marek ja wiem jak wyglądam.

- Niby jak, hmm?

- Jak kaleką z ręką która praktycznie jest niewładna i ciele pokrytym milionem paskudnych blizn.

- A to dziwne. Bo ja zawsze widzę piękną, niemal rudowłosą dziewczynę. Dziewczynę z cudnymi chabrowymi oczami, które chowa przed światem za szkłami okularów. Oczami, w których gdy jest szczęśliwa tańczą iskry radości i miłości. Dziewczynę o zniewalającym uśmiechu, który zawsze przykuwa uwagę kelnerów w restauracji – opisywał jej obraz, jakby stałą tuż przed nim, a nie siedziała kilka ulic od niego w swym zalanym biurze. - Kobietę o jasnych i delikatnych dłoniach, których dotyk potrafi odgonić, niczym czarodziejska różdżka, wszystkie problemy. I może jej ręką nie jest jeszcze zdrowa, może jej ciało jest pokryte wieloma bolesnymi bliznami, ale dla mnie jest idealne. Nawet z tym pieprzykiem pod lewą piersią - dodał szeptem.

- Naprawdę pamiętasz tego maleńkiego pieprzyka.

- Wiele rzeczy pamiętam - odparł dumnie. - Widoku idealnego ciała nie da się zapomnieć.

- Wcale nie jest idealne.

- Jest! I pozwól, że to ja będę mieć decydujący głos w tej sprawie.

PrzeznaczenieWhere stories live. Discover now