Część 33

1.1K 23 318
                                    

Marek, trzymając w dłoni papierową torbę prezentową, zapukał do drzwi mieszkania na drugim piętrze. Spojrzał niepewnie na stojącą obok niego Ulę, jednak jej uśmiech, z jakim przyglądała się pluszowemu pieskowi z przewiązaną jako obroża czerwoną kokardką, znacznie go uspokoił. Jeszcze kilkanaście minut temu, gdy buszowali między sklepowymi pułkami wybierając prezent zarówno dla Antosi, jak i Patryka, jej oczy szkliły się na widok kolejnych śpioszków i bucików, które ledwo mieściły w ich wnętrzu jego dwa palce.

Przyglądał się jej, jak za wszelką cenę walczy, by się nie rozpaść na milion kawałeczków. Jak chce być silna i walczyć z własnymi słabościami i bólem, który znów rozdzierał jej serce. Uważał na nią, choć i jemu łatwo nie było przekładając kolejne ubranka na wieszaczkach. Sam już nie wiedział, czy bardziej bał się o nią, czy jednak o siebie. Bo i do niego znów wszystko wracało. Nie umiał wyprzeć z głowy myśli, że taką wyprawkę kupowaliby dla swojego dziecka. Znów powracał ból i tęsknota za maleństwem, którego nawet nie zdążył poznać.

Będzie dobrze - pomyślał w duchu gdy dębowe drzwi otworzyły się przed nimi, a w progu powitał ich gospodarz domu.

- Witamy, witamy państwa Dobrzańskich - zawołał radośnie Sebastian zapraszając gości do środka.

Ula uśmiechnęła się jedynie pod nosem na to określenie. Państwo Dobrzańscy. Bardzo chciała, by kiedyś stało się ono rzeczywistością, by byli nazywani jednym nazwiskiem, ale wiedziała, że na to będzie musiała poczekać. Na spokojnie poczekać.Przecież nigdzie nie muszą się spieszyć. Nigdzie już jej nie ucieknie.

- Oszaleliście - zapytał z lekkim wyrzutem Olszański, patrząc na trzymane przez gości prezenty. - Nie po to was do siebie zapraszaliśmy, żebyście prezenty kupowali.

- Ojj, już nie marudź - westchnął, Marek pomagając Uli zdjąć płaszcz.

- Nie wypadało przyjść z pierwszą wizytą do dzieci z pustymi rękami - dodała Ula, ponownie chwytając w ręce, położonego chwilę wcześniej na szafce na buty, pluszowego pieska.

- No właśnie, robaczku gdzie ty się tam chowasz, za tatą co - spytał Marek przekładając telefon z kieszeni płaszcza, do kieszeni swych dżinsowych spodni.

- Ne ma - powiedział cichutko chłopczyk, który chowając się za nogami ojca, speszony wizytą obcej osoby w jego domu, starał się uniknąć kontaktu wzrokowego z gościem.

- Patryk, no co ty? Od kiedy ty się przed wujkiem chowasz, co?

- Wiesz co kolego - Zwrócił się do niego Marek krzyżując ręce na wysokości swych piersi. - Ja tu z ciocią przyszedłem, opowiadałem jaki jesteś zuch chłopczyk, a ty się teraz za tatą chowasz? Ciocia Ula zaraz pomyśli, że ją oszukałem a mama mówiła ci, że tak nie wolno.

Patryk, trzymając się kurczowo za nogi ojca, wychylił nieco zza niego głowę, spoglądając na przybyłych gości niepewnym wzrokiem.

- Heeej - zawołała spokojnym głosem Ula przykucając obok niego. - Jestem Ula, a ty jak masz na imię?

- Patlyk - odparł niemal szeptem, spuszczając głowę w dół.

- Aaa czyli to dla ciebie musi być ten piesek - mówiła wyciągając przed siebie pluszową maskotkę, którą przez dłuższą chwilę trzymała za swoimi plecami. - Wujek mówił, że bardzo lubisz pieski, więc przyprowadziliśmy ci jednego. Widzisz jaką ma smutną minkę. Ktoś go musi bardzo mocno przytulić, żeby się uśmiechnął. Ja próbowałam, ale mi się nie udało. A może ty spróbujesz, co?

Bez słowa wyciągnął małe rączki przed siebie, zabierając od Uli maskotkę, którą z zcałej siły przytulił do siebie.

- O widzisz, już się uśmiecha.

PrzeznaczenieWhere stories live. Discover now