Część 23

1.2K 40 228
                                    

Spojrzał na zegarek. Za trzy minuty spotkanie z czarnym księciem. Aleks zadzwonił do niego wczoraj popołudniu z prośbą o możliwie jak najszybsze spotkanie. I o ile samo ustalenie daty i godziny spotkania nieco go uspokoiły, wiedząc, że nie wpadnie tutaj niespodziewanie, tak jak Paula, to jednak jego tajemniczość nadal nie dawała mu spokoju. Był gotowy chyba na wszystko. Adam przygotował wstępne finansowe podsumowanie zeszłego roku, choć bez pełnych grudniowych danych nadal nie przedstawiało rzeczywistego obrazu na koniec roku. Sebastian sporządził raporty dotyczące obecnego jak i planowanego zatrudnienia. Kacper, dyrektor z działu marketingu, projekt promocji wiosennej kolekcji oraz kilka innych PR'owych pomysłów. I on. Punkt po punkcie spisał wszystko czego już dokonał jako prezes, plany na przyszłość, a nawet kilka argumentów na prowizoryczne koncepcje Aleksa dotyczące współpracy z inną marką, czy kolejny kontrakt z reprezentacją.

"Pamiętaj, że jesteś najlepszym prezesem na świecie" - przeczytał na wyświetlaczu swego telefonu wiadomość, którą właśnie przesłała mu Ula. Uśmiechnął się sam do siebie. Potrzebował dziś jej wsparcia jak mało kiedy.

Niby czuł się gotowy, niby wiedział, że nie ma się czego bać, bo Aleks nie może mu niczego zarzucić, jako prezesowi, ale jednak się denerwował. Choć może denerwował to złe określenie. Miał dziwne przeczucie. Gdy tylko otworzył oczy wyłączając rano budzik poczuł dziwny ścisk w klatce. Nie, nie bolało go serce ani nie czuł, żeby mu się gorzej oddychało. Miał dziwne przeczucie przypominające nieco stres, które mówiło mu, że coś się dziś wydarzy. Takie samo jak to z dnia kiedy zginęli rodzice. Bał się, że znów coś się wydarzy, ale przecież nie powinno? Przecież Aleks jeśli będzie coś chciał, to jedynie w sprawach firmy, a z Ulą wystarczy im przygód sprzed dwóch dni. Przecież nie mogła oszukać przeznaczenia tylko na dwa dni.

- Marek - zapukała do gabinetu Ola.

- Już jest - zapytał wstając zza biurka i zapinając guziki swej ciemnogranatowej marynarki.

- Trzymam kciuki - szepnęła gdy wymijał swą asystentkę w sekretariacie.

Westchnął głęboko. Musiało być dobrze. Nic złego przecież nie może się stać. Przecież jest najlepszym prezesem. Jej prezesem i będzie walczył o tą prezesurę jak lew. Nie da się nikomu.

Poprawił rękaw marynarki i posyłając pokrzepiający uśmiech do swej asystentki zniknął za drzwiami sali konferencyjnej.

- Witam szanownego pana prezesa - powitał z wyczuwalną kpiną Febo.

- Cześć - odpowiedział wyciągając do wspólnika dłoń. - Czym zaszczycamy sobie twą obecność?

- Formalista - zaśmiał się pociągając łyk kawy. - Ale to i dobrze. Mniej czasu spędzę w twym zacnym towarzystwie i tych wszystkich...

- Pracowników - przerwał mu Marek, wiedząc, że kolejne określenie raczej nie byłoby życzliwe wobec ich podwładnych.

Nie rozumiał go. Ci wszyscy ludzie tak naprawdę pracowali na ich, na uch sukces, a co za tym idzie zysk i wypłacany corocznie w formie solidnych dywidend. Przecież gdyby nie krawcowe, gdyby nie księgowe, modelki, bufetowa, informatycy i wielu innych, ich nie byłoby w miejscu, w którym teraz są. Byli zbyt wysoko by móc sukces marki zawdzięczać tylko sobie i projektantowi. To była zbyt duża układanka, by doceniać tylko kilka puzzli. A Aleks właśnie to robił. Gdy tylko pojawiał się na horyzoncie wszyscy uciekali mu z drogi, rozmowy w bufecie milkły, a księgowe, które uwielbiał nawiedzać przy okazji zebrań zarządu, nieraz brały wolne na ten dzień, byleby się z nim nie spotkać i nie musieć słuchać jego żali. Zamiast wspierać i doceniać za ich wysiłek, on traktował ich jak śmieci. I żadne rozmowy ani jego, ani ojca nie pomagały. Aleks jak sobie postanowił tak tkwił dalej w tym, by wyładowywać swoje nerwy na Bogu winnych pracownikach.

Przeznaczenieحيث تعيش القصص. اكتشف الآن