Część 35

931 23 404
                                    

- Cześć - zawołał zaspanym głosem Maciek, otwierając bramę swojego podwórza.  - A co ty tam niesiesz?

- Sukienkę - odpowiedziała, wrzucając na tylne siedzenia samochodu Szymczyka popielaty pokrowiec na ubrania. - Przebiorę się potem, bo przecież z moim szczęściem to bym ją zaraz poplamiła.

- No tak, gołąbeczki mają dzisiaj randkę - westchnął rozmarzony przekręcając kluczyk w stacyjce. - Loki zrobione, paznokcie pomalowane. Nonono, ktoś tu się nieźle odstawił.

- Drugie gołąbeczki też mogą mieć randkę - odpowiedziała wystawiając do przyjaciela język. - Poproś rodziców, może zostaną z Hanką wieczorem i zabierz gdzieś żonę, hmm?

- Taki był plan, ale rozchorowała nam się mała. Już wieczorem jakaś taka markotna była, a w nocy obudziła się z płaczem cała rozpalona.

- Kurde blaszka...

- Nooo - odpowiedział przeciągle próbując powstrzymać ziewnięcie. - Co przysnęła, to po kwadransie budziła się znowu. Nawet te syropy na zbicie gorączki mało pomogły. Kilka kresek tylko spadło, ale jak teraz Ania sprawdzała, to znowu miała trzydzieści osiem i pięć.

- To może trzeba było z nimi zostać w domu, zawieźć do lekarza.

- Chciałem, bo Ania też ostatnio nie najlepiej się czuła, ale mówiła żebym jechał. Zadzwoniłem tylko do przychodni i udało się nawet na domową wizytę umówić, więc nie będzie trzeba jej jeszcze dodatkowo męczyć siedzeniem w przychodni.

- Bidulka mała.

- Aż się serce kroi jak widzisz, jak to dziecko płacze, mówi, że boli, a ty nie masz mu jak pomóc.

- Miejmy nadzieję, że to tylko jakieś mocniejsze przeziębienie, a nic poważniejszego.

- Oby, oby. Już sam wolałbym chorować, a nie patrzeć jak ona się męczy.

- Będzie dobrze - powiedziała pokrzepiająco uśmiechając się do przyjaciela. - Hania to jednak żywiołowe dziecko, raz dwa wróci do zdrowia.

- W sumie racja, ona długo w łóżku nie wyleży. Tak jak i twój Marek - stwierdził spoglądając z zaciekawieniem na Cieplakównę. - Co ty go tak dzisiaj rano wygoniłaś?

- Jak rano? Gdzie niby?

- No z domu do Warszawy. Wychodziłem wieczorem do garażu i widziałem, że jego samochód stał, ale skoro jedziesz ze mną, to pewnie miałaś go już dość i go wygoniłaś.

- Ojjj Maciuś Maciuś. Ty to musisz iść chyba na szkolenie z podglądania sąsiadów do Dąbrowskiej - odparła spoglądając na mężczyznę z politowaniem. - Bo Marek to pojechał już wczoraj wieczorem do siebie i to Marek nie chciał zostać na noc - dodała akcentując imię ukochanego, przerzucając na niego całą winę.

- Coś ty mu kobieto zrobiła, że już uciekał od ciebie?

- Ja nic! To on coś kombinuje! Przecież nawet nie chciał powiedzieć gdzie dziś idziemy, a z nim to nigdy nie wiadomo. Może być teatr, spacer do parku na zapiekanki, albo jakiś pokój zagadek czy innych strachów.

- Jakby usłyszał twój pisk, gdybyś znalazła tam mysz, a co gorsza ją dotknęła, to by chyba tam na zawał padł ze strachu - zaśmiał się Maciek nagle zahamowując samochód, unikając stłuczki, z jadącym przed przed nimi autem, które nagle postanowiło zmienić pas ruchu. - No co za...

- Wcale aż tak nie krzyczę na widok myszy - mówiła, nie komentując sytuacji na drodze. - Więc już nie przesadzaj z tym moim piskiem, dobrze?

PrzeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz