Część 27

936 29 502
                                    

- Cześć – powiedział, wchodząc szybko do pracowni Pshemko, gdzie nie zauważył nikogo.

Niby piątek, niby dzień przed balem i wszyscy myślami byli już przy jutrzejszym wieczorze i nocy, a jego dzisiejszy grafik pękał na szwach. Do południa jeździł między Łazienkami, firmą i kwiaciarnią próbując kupić dodatkowe kwiaty na dekoracje stołów, których jednak nie zorganizowała menadżerka restauracji w Starej Pomarańczarni. W międzyczasie nerwowo sprawdzał skrzynkę mailową w oczekiwaniu na wyniki audytu. Stresował się tym. To było niemal jego być, a nie być. Wiedział, że mimo wszystko będzie musiał negocjować z Aleksem cenę odsprzedaży udziałów, twardo trzymać się swoich argumentów, a wyniki audytu miały mu w tym pomóc, ale im bliżej ich otrzymania, tym mocniej zastanawiał się, czy na pewno to mu pomoże. Febo będzie chciał zobaczyć raport i jeśli cena nie będzie znacząco niższa, od wymagać wspólnika, ciężko będzie cokolwiek ugrać. Ale on się łatwo nie podda, będzie walczył, a z pomocą finansową Adama na pewno mu się uda. Firma nie może iść w ręce nieznanych osób, którym prawdopodobnie nie mógłby zaufać.

- O! Marek – powitał go radośnie Pshemko, wyłaniając się z pracowni krawieckiej. – Martwiłem się, że Aleksandra nie przekazała ci, byś tu do mnie dziś zawitał, a ja ma dla ciebie prezent – mówił, sięgając pod biurko, po niewielkie srebrne pudełeczko obwiązane granatową wstążką.

- Prezent - zapytał zaskoczony. – Pshemko, ale urodziny miałem w listopadzie, a gwiazdka też już dawno za nami. Z jakiej okazji ty mi prezenty dajesz?

- Ojj, a nie mogę ot tak dać prezesowi prezentu? – Zmarszczył nieco brwi. - Poza tym, jako projektant jednego z najlepszych domów mody w Europie, muszę dbać o prezencję prezesa na jutrzejszym balu, więc niech mi tu Marek nie wymyśla tylko otworzy pudełeczko i zobaczy czy mu się podoba!

Delikatnie pociągnął za końce połyskującej w świetle zaświeconych lamp wstążki, rozwiązując starannie zawiązaną kokardkę. Długi paseczek odłożył na biurko projektanta i otworzył ozdobne tekturowe opakowanie. Zdjął wieczko, a jego oczom ukazały się ciemnogranatowa muszka położona na skrawku materiału w tym samym kolorze.

- Izabela uszyła z tego samego materiału co suknia Elizy. Będziecie idealnie się komponować – mówił rozmarzonym głosem przymykając lekko powieki. – Eliza wirująca w mojej sukni pośrodku parkietu, prowadzona w twoich objęciach. Ojj ten szafir będzie idealnie pasował do białej koszuli i czarnego garnituru. Mam nadzieję, że Marek na jutro przygotował białą koszulę!

- Tak, tak. Biała świeżuteńka koszula, jeszcze nie zakładana.

- I bardzo dobrze – zawołał entuzjastycznie projektant. – O mio dio, to będzie cudowne. Wy dwoje, moje gołąbeczki. Najpiękniejsza para na świecie! Achhh wszyscy będą zachwyceni.

- Pshemko, ale spokojnie. – Próbował studzić emocje projektanta. – To tylko nasz firmowy bal i wcale nie chcemy by wszystkie oczy były na nas skupione, choć pojawienie się Uli, znaczy Elizy – szybko się poprawił widząc grymas na twarzy mężczyzny, który nerwowo spojrzał przez ramię do pomieszczenia za nim, czy krawcowe nie podsłuchują ich rozmowy. – I tak wzbudzi zainteresowanie.

- Dlatego musicie się oboje odpowiednio prezentować. – Twierdził pewnie. – I powinniście się przyzwyczajać. Taka przeprawa przed ślubem.

- Co?! – Zawołał zaskoczony słowami projektanta, krztusząc się własną śliną. – Pshemko, my jeszcze nie myślimy o ślubie. Do tego jeszcze daleka droga.

- Czy Marek chce czekać do emerytury z oświadczynami i ślubem? Żeby mu ukochana znów gdzieś zniknęła na lata? Niech mi tu Marek nie wymyśla. Po premierze wiosennej kolekcji zacznę projektować suknie ślubną. Mam nadzieję, że do tego czasu Marek zrobi już co powinien w tej sprawie.

PrzeznaczenieWhere stories live. Discover now