Część 29

1.6K 33 625
                                    

Bal firmowy, czyli prezes bawi się najmniej – westchnął sam do siebie wracając z zaplecza kuchni na salę w poszukiwaniu Uli. Już mu było głupio, że ciągle albo ich ktoś zagaduje, albo on ją zostawia gdzieś samą bo wzywają go na zaplecze restauracji by ugasić pożar.

- Nie widzieliście Uli – zapytał podchodząc do siedzących przy pierwszym stoliku Adama i Daniela.

- Chyba z Dorotą rozmawiała – powiedział Daniel rozlewając przezroczysty trunek do ustawionych przed sobą kieliszków. – A skoro sam pan prezes do nas podszedł...

- Nie, nie chłopaki. Ja tu dziś muszę mieć wszystko na oku, poza tym samochodem jestem...

- Za zdrowie pani prezes się nie napijesz – zapytał Turek spoglądając na Marka spode łba.

- Adasiu Turku, ty mój wspólniku drogi, ja cię proszę, ty mnie tu nie szantażuj, dobrze?

- Ale, że ja – spytał zdziwionym głosem. - Daniel, czy ja go szantażuję? Ja tylko chciałbym wznieść toast za zdrowie naszej Uleńki kochanej. O! Idzie i nasza pani prezes.

Marek obejrzał się do tyłu i zobaczył pewnie kroczącą przed siebie kobietę. Uśmiech z twarzy nie schodził jej nawet na moment, jakby cały stres uleciał już w powietrze. Gdyby komuś powiedział, że ta kobieta jeszcze dzień wcześniej wahała się, czy tu przyjść nikt by chyba nie uwierzył. Tryskała nie tylko energią, ale i pewnością siebie. Znów zarażała wszystkich optymizmem, a ona tu porostu była. Tylko i aż była.

- Widzę, że moja zguba się znalazła – powiedziała całując ukochanego w policzek. – Pożar ugaszony?

- Tak, na szczęście już tak – westchnął zastanawiając czy awaria umywalki w łazience to koniec przykrych przygód dzisiejszego dnia. – Czekaj, nie ruszaj się – poprosił sięgając dłońmi jej prawego ucha, przy którym długi czarny chwost z kolczyka okręcił się z puszczonym luźno lokiem. – Włosy ci się w kolczyki zaplątały... oooo... już, gotowe.

- Dziękuje – odpowiedziała niemo, wdzięcznie się do niego uśmiechając. - A wy co tak siedzicie sami – zapytała spoglądając na siedzących przy stolików mężczyzn.

- Nie sami, nie sami – stwierdził Turek zauroczony przyglądający się pannie Cieplak. – Siadaj i z nami chwilę Uleńka i opowiadaj co tam u ciebie słychać. Gdzie ty się kochana tyle lat podziewałaś, że o naszym Febo&Dobrzański zapomniałaś.

- Adam, ja o was nigdy nie zapomniałam – mówiła siadając na kolanach Marka, który usiadł na jednym z wolnych krzesełek. – O was nie można zapomnieć. Ja w naszej firmie spędziłam najlepszy okres w życiu.

- Wrócisz?

- Nie. – Pokiwała przecząco głową sięgając po kiść zielonego winogrona z patery postawionej na środku stolika. - Pomagam Maćkowi z Pro-S, zastąpię Paulinę w fundacji mamy Marka. Mam co robić, ale do was zawsze chętnie będę wpadać w odwiedziny.

- Kochanie, ja to słyszałam i mam świadków na twoje obietnice – mówił spoglądając jej prosto w oczy mocno ściskając w talii, którą oplótł swymi ramionami, by nie spadła z jego kolan. - 'Spróbuj mi się z nich tylko nie wywiązać.

- A ja was chyba kiedyś widziałem pod firmą. – Odezwał się lekko zamyślony Daniel. – Tylko cię nie poznałem. Niby słyszałam, jak Marek kiedyś chodził po korytarzu i mówił do telefonu „Ula, Ula", ale nie pomyślałem, że to ty.

- Po tym jak Pshemko wymyślił tą Elizę to chyba nikomu przez głowę nie przeszło, że to ja – zaśmiała się lekko przypominając sobie miny Eli i Izy sprzed nieco dwóch godzin. – Ej! A ty co – spytała z dezaprobatą spoglądając na Marka, który z trzymanej przez nią gałązki winogrona zerwał trzy zielone kuleczki i niczym niespeszony włożył do swych ust.

PrzeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz