Część 16

1K 32 49
                                    

Dzwony pobliskiego kościoła wybijały właśnie godzinę dwunastą gdy Marek rozstawiał znicze na grobie rodziców. Wśród wiązanki sztucznych kwiatów, które postawił tu już jakiś czas temu i kilku niewielkich świeczek jego wzrok przykuł wyróżniający się dużym rozmiarem czerwony znicz. Niby nic specjalnego, każdy mógł przyjść na grób jego rodziców i go zostawić, ale w otoczeniu niewielkich, niknących już światełek rzucał się w oczy. Ciekawiło go kto go postawił. Może Pshemko? Wiedział, że zagląda tu też dość często. Choć czy to ważne kto? Ważna jest pamięć, a jeśli są osoby, które pamiętają o tej dwójce to powinien się z tego faktu cieszyć, ktokolwiek by nie był tą osobą.

Usiadł na ławeczce przed grobem, postawił wysoko kołnierz płaszcza by ochronił nieco jego gołą szyję przed zimnym wiatrem.

- Tak, tak nie wziąłem szalika z domu – zaśmiał się cicho pod nosem spoglądając na zdjęcie matki. – Dziwnie mi tak bez was. Rok temu było tak fajnie, pół nocy przegraliśmy z tatą w szachy, a teraz tylko wspomnienia zostały – mówił cichym, spokojnym głosem pociągając nieco nosem. – Ale wam tam po drugiej stronie chyba jest dobrze, co – zapytał choć wiedział, że nie uzyska odpowiedzi. - Śniliście się mi dzisiaj. Ubieraliście choinkę w naszym salonie. Cieszyliście się z tej choinki jak małe dzieci – śmiał się kręcąc przecząco głową. – Właśnie. Tam było słychać jakieś dziecko w tle. Czy wy tam sobie jakiegoś wnuka przysposobiliście? Wnuka – zamyślił się powtarzając to słowo. – Myślicie, że uda nam się z Ulą założyć rodzinę? My, dom, dzieci. Może nawet psa? A może to wy w tym wszystkim palce maczacie i specjalnie nas tak w swoje ramiona pchacie – zastanawiał się z coraz większym uśmiechem na twarzy. - Jeśli tak, to dziękuję. Bez niej to wszystko było takie szare, nikłe, bez życia. Ja byłem bez życia. A gdy ona się znów pojawiła... zresztą co ja wam będę mówił, przecież wszystko widzicie z góry. Mam nadzieję, że teraz nam się uda. Nie będę taki głupi jak kiedyś tato. Drugi raz nie popełnię tego samego błędu – zapewniał sam siebie pocierając zmarznięte już dłonie. – Mam tylko nadzieję, że dogadam się jakoś z jej tatą. Boję się dzisiejszego wieczoru. Może jednak nie powinienem jechać? Powiem, że się źle czuję, albo Paulina przyjechała... Nie. Nie mogę jej tego robić. Nie mogę jej oszukiwać. Już nigdy jej nie oszukam. Prawda i tylko prawda, choć ona nadal coś przede mną ukrywa. Może faktycznie straciła dziecko dlatego się tak dziwnie czasem zachowuje? Ale dlaczego mam wrażenie, że ona boi się mi o tym powiedzieć? Tak jakby... - zawahał się na chwilę próbując po raz kolejny przeanalizować wszystkie sygnały jakie daje mu Ula. - Nie! To nie możliwe. To nie mogło się wtedy wydarzyć. Choć... Nie – pokiwał przecząco głową. - Na pewno nie. Przecież by mi powiedziała. Nie zatajałby takich spraw. To nie byłoby w stylu Uli. – powiedział spoglądając w pochmurne niebo szukając w nim potwierdzenia jego przekonania.

Posiedział w milczeniu jeszcze chwilę przymykając powieki i próbując uspokoić myśli, jednak nie było to łatwe. Coraz bardziej pragnął to wyjaśnić. Przecież jeśli chcą budować coś na nowo to muszą wyzbyć się starych błędów. Muszą mówić sobie wszystko co ich męczy. A jego też coraz bardzie męczyła ta niewiadoma. Wolał znać prawdę, nawet najgorszą, ale ją znać, niż żyć ze świadomością, że kobieta, którą kocha zataja coś przed nim. Coś o czym prawdopodobnie powinien wiedzieć już dawno.

Poprawił kołnierz swojego płaszcza i ruszył w stronę jeszcze jednego grobu. Grobu nad którym nie lubił stawać, ale dziś czuł potrzebę by i na nim zapalić znicz.

Ilekroć zatrzymywał się nad nagrobkiem Piotra tyle razy czuł wyrzuty sumienia. Było mu głupio, że był wdzięczny losowi, że to on zginął, a nie Ula. Oczywiście, wolałby się nie pochylać nad jego pomnikiem, nie życzył mu nigdy śmierci, ale jeśli z tej dwójki, któreś musiało zginąć w tym wypadku, cieszył, się, że to nie Ula. Że mimo ciężkiego wówczas stanu udało jej się wyjść na prostą i jedynie ma problem z lewą ręką. Gdyby się dowiedział, że i jej nie ma na tym świecie... nie musiałby chyba sobie pomagać. Jego serce z rozpaczy po chwili przestało by bić. Nie dałby rady, nie umiałby żyć ze świadomością, że jej już nigdy nie zobaczy, nie usłyszy. Przez pięć lat żywił się każdego dnia tą nadzieję, że kiedyś znów ją spotka, choćby przelotem, a może nawet uda się wypić wspólną kawę? Udało się, i to nawet nie jedną, a i zapowiadało się, że jeszcze wiele przed nimi.

PrzeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz