72. Za duża (bez)czynnośc

4 3 0
                                    

Krzyczą kruki biesiadnie
Woda lśni się szkarłatnie
Spirytusem odkażane rany
Winem ochlapane pidżamy

Służących widok okropnie mdli
Po ręce spływa jej krew niebieska
Bo gdy wszyscy na wojnę szli
Ona wyprowadzała małego pieska

Nie chce się własnej szabli wyjąć w słusznej sprawie
Lepiej wpaść śpiąco w ramiona przyjemnej zabawie
Ostatecznie tylko prycha się i piszczy
Gdy organizm skaza od środka niszczy

Przychodzi jednak w końcu co do czego
Uprzywilejowani cicho, tłum - gorące mleko
Rozlewa się bez opanowania
Dusi też bez selekcjonowania

Oburzyć się za naniesione do środka błoto łatwo
Trudniej, gdy ktoś burzy cały domek - tamten z kart
Klaruje się, czy ktokolwiek z nas był czegoś wart
Lecz od dawna we mgle dymią się zgliszcza cicho... Tak martwo

I nikt tego nie widzi, wcale!
Jak fatamorgana w upale
Wszyscy jakby utopieni w swym smalcu
Każdy jakoby rodzynkiem w tym zakalcu

Ciągle na prowadzenie wysuwa się ten najgorszy koń
I każdemu takiemu gawiedź krzyczy panicznie "toń!"
Podtapiamy mozolnie i trefnie takiego nicponia
A gdy inny najgorszy nadchodzi, uwalniamy potwora!
Krzyczy on, jęczy, palcem wytyka
Smaug - obok złota, brudy ukrywa
I tak to się ciągnie, trwa już wiekami
Rozkoszujemy się przepychankami...

Najzabawniejszy jest fakt jeden, mały
Choć historii uczymy
Nic z niej nie pamiętamy
Taki ludzkości jest błąd zatwardziały

Plujemy wkoło bezmyślnie i cierpi naród cały
Pionki zatrute oparami, a król uchachany
Królowa stoi zapomniana, lalka z niej szklana
Siekiera z boku spada... szachownica strzaskana

PseudowierszeWhere stories live. Discover now