59. Sukkub na ramieniu

2 0 0
                                    

Słoneczne promienie już tylko rażą oczy

Delikatny wietrzyk młóci bladą twarz

Każdy dźwięk okrutnie szarpie nerwy

Każdemu powiem „Idź się w piekle smaż!"


Dość, dość, dość

Świat dał mi w kość

Brak, brak, brak

Sił by naprawiać świat


Każdy fragment krzyczy w rozpaczy

Podejdź bliżej, a i Ciebie spaczę

Ewentualnie może się popłaczę

Lecz należę do podziemnych tułaczy


Złość mnie napawa

Strach mnie napędza

Męczy mnie Eros

Męczy papieros


Na kartach przyszłości kleks byle jaki kropnięty

Kroplówki krwi – żaden szpital nieominięty

Bibliotecznych półek skrzyp nad głową

Niedługo zostanę zakurzoną i głupią sową

I przy okazji zjawą towarzyską, zakonnicą

Nic nieznaczącą nierozmównicą


Codziennie znajduje mnie nowy krach

W oczy się sypie sam zeszklony piach

Ścisk wewnętrzny wymusza totalny bezdech

No i ten przeklęty w tle Amora uśmiech


Który piorun gotową słomę spali?

Która kropla przeważy, przełamując opory tamy?

Który cios wojownika obali?

Która rysa kompletnie honor splami?


Spojrzenie mętne, ręka jakaś niemrawa

Oddech płyciutki, choć pierś miarowo drga

Choć zaraz w dłoń chwycę narzędzia

Może ma dusza wyleci przez cięcia

PseudowierszeWhere stories live. Discover now