68. Bajka o uczynności

7 2 2
                                    


Było ich trzech uroczych kamratów

Pluszowych, mięciutkich słodziaków

Znalezieni na jednej z odległych sklepowych półek

A w ich futerku nie widać było żadnych dziurek

Pierwszy miał uśmiech jak z cukierni

Drugi w dotyku jak kotek puchaty

Trzeciego oczy jak tafla czerni

Misie, nie żadne tam falsyfikaty

Rodzice podarowali je swojej córce

Niczym klejnoty jakiejś dwórce

Zapomnieli o nich dość prędko

Do swych kłótni wrócili miękko

Misie dotrzymywały małej towarzystwa

Promyki marzeń, nadziei, dzieciństwa

Trzymała je za ich małe łapki

Gdy nadchodziły jej upadki

Wrzask niecodzienny się niósł zawsze po domu

Zbyt przyziemny, jakby nie wadził nikomu

Pluszaki z trudem hamowały jego echa

Choć i tak miała z tego wyrosnąć zla cecha

Pierwszy pocieszał i gładził po barkach

Drugi najlepszy był w przytulankach

Trzeci ukrywał okrutne, brudne tajemnice

Oby nad grobem duszy nie zapłonęły znicze

Miś pierwszy zawsze był tym najsłodszym

Bawił i cieszył, widok był to niezgorszy

Rozwiewał mrok dnia uśmiechem wielkim

W jej piersi rosły niezmierzone chichoty

Jednak wieczorami spadał na jej skórę pas ojcowski

A na podłogę w kuchni łzy bezradnej matczynej troski...

Krzyk o rozwodzie, krzyk o zniszczeniu

O zagarniętym bezprawnie mieniu

Trzeciego misia wnet wybierała

I ciche wieczory z nim spędzała

Widział on wszystkie jej rosnące cierpienia

Słyszał on wszystkie jej tłumione westchnienia

Jednak uderzenia się powtarzały

Ryki w jej głowie się nasilały

Uciec musiała jakoś daleko

Od kłamliwego różu mdłego

Wszystkie herbatki, przebranka i słodkie gadki...

Migiem misie trafiły do małej szufladki

Dziewczyna szybciutka musiała dorosnąć

Czarnym tuszem i szminką umiała błysnąć

PseudowierszeWhere stories live. Discover now