69. Mordoklejki

4 1 0
                                    

Oglądam wszystkie te puste komedie

Romantyzm jakby dziecięce brednie

Wkurza mnie lepkość tej słodkiej waty

A nawet te sztuczno-prawdziwe kwiaty

Martwi mnie wątek tej miłej parki

Czy on musiał mieć drogie zegarki?

Czy ta dziewczyna musiała zawzięcie

Wyglądać jak baranek idący na ścięcie?

Czemu to takie już powtarzalne

Czemu to tylko w bezpiecznym kształcie?

Zawsze tak lekkie, zapominalne

Czemu on musi ją mieć w tym aucie?

Frustrują mnie takie durne zabiegi

Nudne, nienowe, płaszczek szeregi!

On ją liże bez przerwy po dupie

Gdy ona smuci się po wygłupie

Tak słodko

Że aż się miód złoty wylewa uszami

Tak miło

Że motyle wybuchają fajerwerkami

Tak bosko

Że sam Bóg klaszcze na ten ideał

Tak prosto...

A może ten chłop to jednak pedał?

Mylą się wszystkim te piękne ujęcia

Wszystkie te same, nierealne zaklęcia

Nigdy tak nie ma, tak cukierkowo

Nigdy nie może być aż tak różowo

Kimże ta para, by kurs miłości wyznaczać?

Przecież za obrazy stałe należy wykraczać!

Miłość wszak nie jest taka niezmienna

Zawsze grzeczniutka czy przyjemna

Nieraz ma ona ostre krawędzie

Nieraz jest to nieprawe narzędzie

Romantyzm przeróżnie się może objawiać

Nie tylko róże walentynkowe dawać

Wystarczy pomóc w naczyń zmywaniu

Nie przeszkadzać przy trudnym zadaniu

Można zjeść razem pizzę na starej kanapie

Czule opatrzyć nogę, gdy ktoś się zadrapie

Mdli więc mnie jeden stały scenariusz

Jak zapętlone, zbyt równe i gładkie katusze

Te całuski i przytulanki, Boże dopomóż!

Te historie musieli napisać nowicjusze!

Wyglądają tak, jak każdy tego cicho pragnie

Brzydzą, nim więc człek po miłość sięgnie, się rozpadnie

PseudowierszeWhere stories live. Discover now