Leonora Carrington była surrealistyczną malarką i pisarką, która zasłynęła ze związku z innym malarzem Maxem Ernestem, a potem także choroby psychicznej. Obecnie została zapomniana, ale pamięć o niej została przywrócona w książce Michaeli Carter.
Leonorę poznajemy jako młodą kobietę, która buntuje się przeciw swojej religijnej rodzinie i pragnie zrobić karierę artystyczną. Gdy poznaje niemieckiego malarza Maxa widzi w tym szansę na jednocześnie swój rozwój artystyczny i wyrwanie się z konserwatywnego brytyjskiego społeczeństwa. Para wyjeżdża do Paryża i żyje wolnym, artystycznym życiem, jednak z czasem Leonora uświadamia sobie, że żyje w cieniu Maxa, który na dodatek cały czas lawiruje między nią a swoją żoną. Jednocześnie nasila się konflikt między Trzecią Rzeszą a Francją, co doprowadzi do wielokrotnych uwięzień Maxa.
,,Surrealistka" jest powieścią pięknie napisaną, bardzo barwnym, bogatym językiem, co idealnie oddaje artystycznego ducha bohaterów. Szczególnie widać to w opisach miejsc oraz prac Leonory, które kipią miłością do obrazu. Początkowo przeszkadzała mi mała ilość dialogów i duża streszczeniowość powieści, jednak z czasem przyzwyczaiłam się do tego i zrozumiałam, że oddaje to ducha biografii.
Nie można zapomnieć o wartości historycznej książki Carter. Jako Polacy jesteśmy przyzwyczajeni do poruszania tematu II wojny światowej, ale amerykańska autorka zwróciła uwagę na inny aspekt tych czasów - los artystów, szczególnie awangardowych, którzy byli uważani za zagrożenie dla reżimu Hitlera. Dużą rolę odgrywa tu też traktowanie niemieckich cywilów, uciekających przed nazizmem, którzy w innych państwach byli traktowani jako wrogowie. Jednak najbarwniejszą częścią tego tła są historie artystów, wzmianki o Picassie czy Mannie, pokazywanie rozwoju rozmaitych nurtów artystycznych i sam tryb życia ówczesnej bohemy, który czasem szokuje, ale ma w sobie coś barwnego i egzotycznego, nawet jeśli czasami odnosi się wrażenie, że ci ludzie nie są do końca sobą, tylko czują, że muszą wywoływać skandale.
Mnie jednak najmocniej urzekło przewrotne podejście do motywu artysty i jego muzy. Początkowo mamy wrażenie, że historia Maxa i Leonory będzie opowieścią o idealnej miłości dwóch wolnych duchów, które wzajemnie się inspirują. Jednak szybko okazuje się, że ta wizja jest mniej różowa. Leonora tak naprawdę cały czas jest tą, która dostosowuje się do Maxa, odstawia swoje marzenia i aspiracje na drugi plan. Znosi jego brak rozwodu i możliwe romanse, wmawiając sobie, że tak właśnie powinny wyglądać nowoczesne wolne związki. Z czasem jednak uświadamia sobie,że jest w klatce, że ona tylko daje, a Max tylko bierze. Była to bohaterka nieco specyficzna i chwilami irytująca, ale trudno było mi jej nie współczuć. Z kolei Max ogromnie mnie irytował. Na swój sposób kochał Leonorę, ale była to miłość egoistyczna, postrzegająca dziewczynę jako ładny podarek. W powieści Carter bycie muzą artysty nie jest powodem do dumy, jest niejako uprzedmiotowaniem kobiety i sprowadzeniem jej do roli kogoś, kto ma się spełniać u boku mężczyzny, już nie jako tradycyjna żona, ale jako wyzwolona kochanka. Książka zrywa także z wizją idealnej miłości, która wszystko przetrwa. Pokazuje, że nawet jeśli kogoś kochamy, czasami rozstanie jest lepszą drogą, ponieważ sama miłość nie wystarczy, jeśli nie jesteśmy szanowani przez partnera, nie możemy być przy nim w pełni sobą. Dla Leonory skończyło się to problemami psychicznymi, które zostały opisane bardzo wyraziście.
,,Surrealistka" absolutnie jest powieścią godną polecenia. Zawiera wszystko, co powinna mieć dobra literatura historyczna - ciekawe tło, wyraziste kreacje bohaterów, ciekawostki historyczne oraz historię silnej kobiety i jej drogę do odkrycia, kim tak naprawdę jest i co powinna robić. To powieść feministyczna, ale mądrym, myślącym feminizmem. Zachęcam do czytania.
Ocena: 8/10
Cytat godny uwagi:
,,Prawda jest taka, że by móc dokonać na tym świecie czegoś wartościowego, kobiety muszą pokonać na swej drodze więcej przeszkód niż mężczyźni."
Ps. Dziękuję wydawnictwu Rebis za egzemplarz recenzencki.
