Elizabeth Gaskell ,,Północ i Południe"

72 12 21
                                    


Margert Hale to córka pastora, która całe swoje życie spędziła w zielonej, spokojnej wsi na południu Anglii. Jednak, gdy jej ojciec zaczyna mieć wątpliwości wobec wiary Kościoła Anglikańskiego, szansa na awans przepada. Pan Hale decyduje się na odejście z Kościoła i rodzina przeprowadza się do północnego, przemysłowego Milton, gdzie nikt ich nie zna. Tam spotykają pana Johna Thorntona, ambitnego przedsiębiorcę, który żyje jedynie swoją fabryką. Margaret szybko zauważa, że nowy świat jest pełen niesprawiedliwości i ucisku, co staje się punktem zapalnym między nią a Thorntonem. Jednak niezależność i duma dziewczyny budzą podziw w Johnie, co prowadzi do narodzenia się wielkiej miłości.

Opis na okładce głosi ,,Wymarzona lektura dla miłośników Jane Austen i sióstr Bronte". Myślę, że powieść Gaskell ma nad dziełami tych pań pewną przewagę. To bowiem nie tylko urzekający romans, ale świetna powieść społeczna, która nie opisuje tylko życia wyższych sfer czy średniozamożnej szlachty. Gaskell wiele miejsca poświęcała problemom biedoty i walce o jej prawa. Poruszała ważne problemy, które upodobniają ją do Dickensa(miała w sobie też coś z naszej Rodziewiczówny). Strajki, wykorzystywanie biedniejszych, odejście z Kościoła, człowiek przeciwko państwu - myślę, że poruszanie takich tematów w dziewiętnastym wieku przez kobietę wymagało niemało odwagi. Co prawda nie ma tu tak wiele poczucia humoru, co u Austen, ani takiego romantyzmu, jak w powieściach sióstr Bronte, ale tło społeczne jest świetne.

Jest tu jeszcze jeden wątek, który wyróżnia się na tle innych powieści wiktoriańskich - opis miłości między małżeństwem po latach. W większości książek takie pary są przedstawione na zasadzie ,,byli małżeństwem od zawsze, i bez dyskusji". Tutaj natomiast pięknie jest pokazane uczucie, jakie łączyło państwa Hale. Mimo jej humorów i jego decyzji, mimo odmiennych charakterów i poglądów. Kochali się i żyli dla siebie. Ten wątek bardzo mnie poruszył. A opis śmierci i przygotowywania się do straty bliskiej osoby wydawał mi się zaskakująco współczesny(zresztą, niektóre przemyślenia autorki wydawały mi się tak odważne, że aż się dziwiłam, że taka książka mogła powstać w XIX wieku).

Wątek miłosny powinien zadowolić każdego fana Austen i Bronte. Podobnie jak w słynnej ,,Dumie i uprzedzeniu" mamy tu klasyczny przypadek ,,od nienawiści do miłości", a pan Thornton jest również dumny i urzekający jak Darcy. Natomiast jest tu więcej romantyzmu i odczuwanej namiętności, jak u sióstr Bronte. Thornton mnie oczarował, ale Margaret również nie mogę niczego zarzucić. Wrażliwa, dobra, dumna, niezależna, mająca swoje ideały i konsekwentnie o nie walcząca - od razu zdobyła moją sympatię. Najlepsze było to, że oboje mieli swoje racje i musieli się czegoś nauczyć od drugiej osoby, dzięki czemu byli prawdziwi i zdobyli moją sympatię. Inne postacie też są świetnie zarysowane, a sposób opisywania ich wad przypomina pisarstwo Austen(zwłaszcza u Edith). Natomiast wątki religijne kojarzyły mi się z historią Jane Eyre.

Serdecznie polecam ,,Północ i Południe" wszystkim fankom klasycznych romansów. Nie zrażajcie się pierwszymi stronami(które dla mnie były lekko nudne). Potem akcja się rozkręca. Równie udana jest ekranizacja.


Ocena: 10/10

Cytat godny uwagi:

,,(...) Bóg jest sprawiedliwy i równo porozdzielał nasze losy, choć nikt oprócz Niego nie zna goryczy, która przepełnia nasze dusze."

W książkowym świecieWhere stories live. Discover now