Halina Popławska to według mnie jedna z najbardziej niedocenionych polskich pisarek. Urodzona w 1918 roku w Wilnie pisarka tworzy powieści historyczne z bogatym tłem i intrygującymi wątkami miłosnymi oraz tajemnicami. Gdyby ją porządnie rozreklamować, mogłaby stać się dla Polski tym, czym Theresa Revay dla Francji i Colleen McCollough dla Australii. Naprawdę warto sięgać po jej książki, bo dostarczają wielu wzruszeń i emocji, a przy tym są świetnym źródłem wiedzy.
Akcja ,,Kwiatu lilii we krwi" podobnie jak wielu innych książek Popławskiej dzieje się we Francji(autorka studiowała romanistykę), w okresie, który bardzo mnie interesuje, czyli podczas Rewolucji Francuskiej. Główny bohater to młody Brentan, służący w zamku Belcastel na południu kraju. Poznajemy go, gdy do zamku przybywa ksiądz z małym chłopcem, którego rodzice zginęli na gilotynie. To sprawia, że Brentan wraca myślami do własnych przeżyć podczas Rewolucji. Od początku wierzył w jej ideały, także dlatego, że dzięki niej mógł stać się równym swojej platonicznej miłości - pannie Gabrieli, córce właściciela Belcastel. Po stracie ręki pod Valmy Brentan znalazł się w Paryżu, gdzie jego poglądy na Rewolucję powoli uległy zmianie.
Jest to kolejna powieść tej autorki, która mnie urzekła. Powieść jest pełna emocji, które szybko udzielają się czytelnikowi i w pewnych momentach nawet przyprawiają o dreszcze. Popławska kreśli świetny obraz rewolucyjnego Paryża, w rozmowach bohaterów przywołuje ważne wydarzenia i ciekawostki, a czyta się to jak najlepszą fabułę. Autorka solidnie przygotowała się do tematu, dzięki czemu z ,,Kwiatu..." można wiele wynieść. Filozofia powieści jest taka, że żadne idee nie usprawiedliwiają terroru, a prawdziwa równość i wolność jest w naszych sercach. Jednak warto dodać, że autorka patrzy z punktu widzenia człowieka współczesnego, dziś każdy zna sentencję o rewolucji pożerającej własne dzieci, a doświadczenia komunizmu pokazały różnice między życiem a utopią i to, że równi możemy być jedynie pod względem szans. Uważam, że w pewnych momentach autorka jest zbyt ,,biała", bo Rewolucja przyniosła więcej cierpienia i krzywd niż korzyści, ale lud Francji naprawdę miał powody, by nienawidzić arystokracji. Uważam też, że trochę idealizowała samego Ludwika XVI, który na pewno był dobrym i szlachetnym człowiekiem, ale jednocześnie słabym i nieudolnym władcą(uważam, że głównie dlatego, że był zbyt młody i niedojrzały, kiedy przypadła mu korona). Ale wielki szacunek dla niego za te reformy, które wprowadził(np. zniesienie tortur) i szacunek dla autorki, że wspomniała o tak rzadko wspominanych faktach.Wątek miłosny jest dosyć słabo rozwinięty, ale w tej powieści to zaleta, bo wydaje mi się, że to raczej nie była wielka miłość tylko zauroczenie wysoką postawioną panną. Popławska skupiła się na wątkach historycznych i świetnie na tym wyszła, opisując wszystko ciekawie i interesująco. Praktycznie nie ma tu strony, która byłaby nudna, książkę czyta się błyskawicznie i można zżyć się z bohaterami.
Największym minusem była dla mnie straszna naiwność Brentana, który był typem takiego człowieka, którego wszyscy prowadzą i który wszystkim przyznaje rację, a potem zmienia zdanie. Nie każdy bohater musi być typem przywódcy, ale trochę denerwowały mnie fragmenty, gdy Brentan rozmawia z jakąś osobą, która krytykuje Rewolucję, próbuje się z nią kłócić, ale i tak przyznaje jej rację, a potem spotyka zwolennika Rewolucji i znów jest po jego stronie. Bohater do końca starał się usprawiedliwiać każde działanie rewolucjonistów, wciąż powtarzał, że wkrótce będzie lepiej i że Terror jest konieczny, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że to nie była prawda. Dopiero pod koniec trochę dojrzał.
Zaintrygował mnie za to tajemniczy Wilfred, który stał się przyjacielem i mentorem Brentana. Był odważny, dumny, silny i inteligentny, potrafił trzeźwo myśleć i dostrzegać to, czego inni nie widzieli. Pod koniec zaczęłam się domyśleć jego tajemnicy, ale to nie odebrało emocji mojej lekturze. Na końcu bardzo go podziwiałam, musiał czuć się okropnie, ukrywając przed Brentanem swoją prawdziwą tożsamość, a zarazem coraz bardziej się do niego zbliżać.
Drugi minus to to, że już czytają opis książki można domyślić się tożsamości tajemniczego Karolka, choć mi to nie przeszkadzało, bo wbrew pozorom jego wątek jest drugoplanowy i rozwija się dopiero na końcu. Pomysł zamiany dzieci w wieży dla mnie kontrowersyjny(nikt nie ma prawa znęcać się nad ŻADNYM dzieckiem, niezależnie od jego pochodzenia), ale myślę, że przynajmniej wizja autorki jest dosyć prawdopodobna. Średnio pasuje mi też to, że mały chłopiec odznaczał się tak wielką dojrzałością i powagą, ale w sumie cierpienie uczy.
Polecam tę książkę wszystkim, którzy kochają powieści historyczne. Halina Popławska pokazuje, że Polacy mogą się pochwalić dobrymi romansami historycznymi(akurat tutaj romansu jest mało, ale w innych jej książkach jest dużo). I choć porównania na okładkach zwykle mnie bawią, myślę, że w tym przypadku mogłabym określić ,,Kwiat lilii we krwi" jako polskie ,,Przeminęło z wiatrem".
Ocena: 10/10
Cytat godny uwagi:
,,Wszystko mija. Z pamięci można zmyć najkrwawsze nawet plamy."
Jak zawsze zachęcam do wyrażania opinii o recenzji oraz sugestii, o czym jeszcze mogłabym napisać :) Możecie też napisać, czy znacie jakieś dobre polskie autorki historyczne.
