Rozdział 10 - 65 dni do dnia zero

38 2 0
                                    

Change doesn't happen overnight

Not visible at first


Powolnymi ruchami wiązałam włosy w dobieranego warkocza, nie odrywając wzroku od podziurawionej tarczy stojącej kilka metrów dalej. Rozciągnęłam się na macie, cały czas obserwując swój cel.

Carol bardzo dbała o nasz trening, bo widziała w nas maszynkę do robienia pieniędzy. Im lepsi byliśmy, tym lepiej nam szło ze zleceniami i tym więcej funtów wpływało na jej konto. A bogata Carol to była zadowolona Carol i niedociekająca Carol. Nie potrzebowała niczego innego, jak tylko tych kolorowych papierków, co mnie nawet śmieszyło. Pieniądze były fajne, ale nie najważniejsze. Wielu rzeczy nie byłam w stanie za nie kupić. Ale skoro ją to uszczęśliwiało, to ja nie wnikałam, wykonywałam swoje obowiązki i nic poza tym. A przynajmniej do tej pory.

Delikatnie przejechałam ręką po ułożonych nożach, maczetach, mieczach, a był to zaledwie jeden z kilku rzędów. Cała południowa ściana składała się z różnego rodzaju broni, do wyboru, do koloru.

Wybrałam kilka noży z prostą rękojeścią, wyważając je w dłoni. Ogarnął mnie chłód i spokój, jakby czekała mnie prawdziwa walka. Pokręciłam delikatnie głową, strzelając kośćmi i skupiłam wzrok na celu.

Rzuciłam nożem bez zbędnego myślenia i analizowania. Potem drugi. I trzeci. Rzucałam tak długo, aż wszystkie sześć, które wzięłam, znalazły się w tym samym miejscu na tarczy. W samym środku. Dopiero wtedy wypuściłam trzymane powietrze i, delikatnie przekrzywiwszy głowę, przeanalizowałam swoje rzuty. Mogło być jednak jeszcze trochę bliżej środka.

— Jest idealnie i bardzo dobrze wiesz — nagły, męski głos odezwał się zza moich pleców. Nim się obejrzałam, chwyciłam jedno z ostrzy i na ślepo rzuciłam. Dopiero wtedy się odwróciłam. Przeciwnik powinien być przynajmniej ranny, chyba że został nauczony, jak unikać śmiertelnych ciosów. A mój towarzysz był właśnie taką osobą. — Zapomniałem, że ciebie nie powinno się zaskakiwać.

— Michael! — krzyknęłam oskarżycielsko w stronę blondyna. Był ubrany w czarne spodenki i bluzkę z długim rękawem w tym samym kolorze. Na stopach miał kolorowe skarpetki, na materace był zakaz wstępu w butach, dlatego też nie dziwota, że go nie słyszałam. Zresztą umiejętność skradania się była jedną z najważniejszych.

— Mój błąd, mea culpa, musisz mi to wybaczyć. Zresztą próbowałaś mnie zabić, więc chyba jesteśmy kwita.

— Próbuję zabić każdego, kto się do mnie skrada i bardzo dobrze to wiesz. Co się stało, że wpadłeś do hali treningowej? Twoja własna przestała spełniać twoje wygórowane wymagania?

— Wciąż jest równie świetna. A przynajmniej była.

Zmarszczyłam czoło.

— Co masz na myśli?

Michael oparł się o ścianę zaraz obok powieszonych mieczy i skrzyżował ramiona na wysokości piersi.

— Podobnie jak ty planuję odejść — oświadczył. Jego głos momentalnie stał się poważny, rozbawienie słyszalne jeszcze sekundę temu znikło momentalnie.

— Skąd wiesz, że ja planuję? — zapytałam, podchodząc do szuflad z szybą, gdzie zawsze chowane są noże, by odłożyć je na miejsce.

— Bo słyszałem Carol, jak z kimś rozmawiała. Była niesamowicie wkurwiona, tak przy okazji.

— Co ty nie powiesz, ostatnio spotykam się tylko z taką Carol.

— Jej złota gwiazdka chce ją porzucić, straci jedną trzecią swojego miesięcznego dochodu.

Million Dollar ManWhere stories live. Discover now