Rozdział 38 - 1 dzień po dniu 0

30 2 0
                                    

It's time for me to take it

I'm the boss right now

Not gonna fake it

Not when you go down

'Cause this is my game, and you better come to play

I used to hold my freak back, now I'm letting go

I make my own choice

Bitch, I run this show

So leave the lights on

No, you can't make me behave


Dzwonek rozbrzmiał już rano, gdy w spokoju jedliśmy śniadanie. Spojrzeliśmy po sobie, na kogo padnie, by otworzyć. Ledwie jednak zobaczyłam, że żaden z mężczyzn nie kwapi się do tego, by wstać z krzesła, a nawet wręcz unika mojego wzroku, nagle będąc bardzo zainteresowanym strukturą stołu, westchnęłam głośno i sama się podniosłam.

— Leniwe dupy z was — stwierdziłam. — Zakład o pięćdziesiąt funtów, że to policja.

— Podbijam do stu i mówię, że to Ashton przyleciał wcześniejszym samolotem i robi nam niespodziankę — oświadczył Hood.

— Dobra! — krzyknęłam już z korytarza. Nacisnęłam przycisk na domofonie. — Halo?

— Dzień dobry, policja, proszę otworzyć.

Bez słowa kliknęłam przycisk otwierający bramę.

— Hood, przegrałeś! Możesz mi już przelać tę stówkę!

Z kuchni dobiegło całkiem głośne przeklęcie, na które od razu zareagowałam uśmiechem.

— Di, możesz ich zaprowadzić do mojego gabinetu, jeśli chcesz — zaproponował Luke. — Tam będzie cisza i spokój.

Od razu gdy tylko rozległo się pukanie, ja już otwierałam drzwi, przybierając niewinny wyraz twarzy.

Ledwie tylko policjanci się wylegitymowali, już przeszli do celu swojej wizyty.

— Chcieliśmy z panią porozmawiać o Carol Portano.

Zmarszczyłam brwi.

— Co z nią dokładnie? — dopytałam, udając zdziwienie i zmartwienie.

— Została aresztowana ostatniej nocy za nielegalne działania. Wiemy, że była ona pani prawnym opiekunem i mamy kilka pytań.

— Oczywiście, proszę wejść — oświadczyłam, odsuwając się z przejścia.

Poprowadziłam obu mężczyzn do gabinetu Luke, samej zajmując miejsce za biurkiem, a im wskazując krzesła naprzeciwko mnie.

— Proszę usiąść. Odpowiem na wszystkie pytania, jeśli pomoże to państwu w jakikolwiek sposób.

— Co się stało pani w nos? — zapytał jeden z policjantów. Ubrany był w czarną, puchową kurtkę, ciemne dżinsy i buty za kostkę. Włosy do ramion związał w kucyka.

— Mój... a, tak. Wspólny przyjaciel mój i mojego chłopaka nie usłyszał, że stoję koło drzwi i je otworzył. Dzisiaj wygląda to lepiej, niż wczoraj. Spokojnie, nie ma tu żadnej przemocy domowej, nic z tych rzeczy. Zwykły, nieszczęśliwy wypadek.

Million Dollar ManWhere stories live. Discover now